6. Strona 217.

4.1K 91 45
                                    

Nigdy się nie zastanawiałam, w jaki sposób umrę. Ale idąc ciemną uliczką, pogrążona we własnych myślach nie mogłam przestać zadawać sobie tego pytania.

Co by było, gdyby nie odrzucił nas na bok?

Prawdopodobnie bym nie żyła. Zastanawiałam się też dlaczego to zrobił, nie byłam nikim szczególnym dla niego. Nawet mnie nie lubił. Za każdym razem to widziałam po jego zachowaniu w stosunku do mnie, po jego nastawieniu, po jego głupich tekstach w moją stronę i tym spojrzeniu. Więc dlaczego zareagował, dlaczego zaryzykował też swoje życie, żeby mnie ratować? Tyler nie był pomocnym typem człowieka, miałam wrażenie ze jedyna osoba która go obchodzi jest on sam.

Zachował się szlachetnie, rzucając się na mnie, żebym nie skończyła na szybie samochodu. Na początku zdarzenia nie za bardzo rozumiałam co się stało. Myślałam ze to nic, dopiero później zrozumiałam wszystko. Dotarło to do mnie ze zdwojoną siłą. Idą obok wyższego chłopaka który uratował mi życie, myślałam tylko o tym co stało się przed chwilą.

-Dziękuję, jeszcze raz. Nie wiem co by było jakbyś... - zaczęłam i widziałam że ma powoli tego dosyć, bo dziękowałam mu jakieś dwadzieścia razy wcześniej.

- Mówiłem ci już, to nic takiego. Możemy zakończyć ten temat i do niego nie wracać. – odpowiedział niskim tonem i ruszył przodem, nakierowując latarką z telefonu na drogę.

Uznałam, że nie ma co się już odzywać, bo jeszcze bardziej go wkurzę. Powoli zaczęłam zauważać światła. Nie jakoś dużo ale jednak. Przebijały się przez zarośla. Chwilę później zatrzymaliśmy się przed dużą otwartą bramą, weszliśmy i idąc po wyłożonej kostką drodze prowadzącej do ogromnego domu zastanawiałam się skąd ci ludzie mają tyle pieniędzy.

Spojrzałam na imponującą budowle, która była z czerwonych cegieł i miała kilkanaście dużych okien. Białe wykończenia obok okien i dwie kolumny dodawały uroku całej rezydencji. Miała dwa piętra i była pięknie oświetlona tak jak fontanna przed nami. Cały ogród z przodu domu również wyglądał oszałamiająco małe latarenki stały jedna przy drugiej, dając ciepłe światło. Weszliśmy na szerokie i długi schody prowadzące przed duże masywne drewniane drzwi. Tyler wcisnął dzwonek i nagle drzwi otworzyły się ukazując starszego pana we fraku. Siwowłosy spojrzał to na mnie to na Tylera, gdy ten otworzył usta i powiedział.

- Cześć Richard, jak tam u ciebie? Wpadliśmy na chwilę. – mężczyzna się uśmiechnął, skoro Tyler tak się do niego zwracał to zapewne dobrze się znali, strzec przywitał się i otworzył szerzej drzwi, gdy nagle z ogromnych schodów zeszła niska brunetka. Miała może sześćdziesiąt lat. Czarna sukienka za kolana i dużo złotej biżuterii dodawały jej klasy. Szybkim krokiem podeszła i przytuliła Tylera, nie zważając, że był cały brudny.

- Tyler!!! Kochanie ty moje, czemu nie mówiłeś, że przyjdziesz, Jane upiekła by twoją ulubioną szarlotkę. – powiedziała delikatnym głosem wciąż przytulając się do dużo wyższego bruneta. – mówiłam, że możesz tu przychodzić kiedy tylko chcesz, ale uprzedzaj, bo mamy z Jamesem już inne plany, których nie damy rady odwołać.

- Ciociu Lilly, my tylko na chwilkę – wtedy kobieta zorientowała się, że ja stoję obok, uśmiechnęła się w moją stronę i już miała coś powiedzieć , kiedy zielonooki ją uprzedził. – Ciociu, poznaj Natalie. To córka Kate, nowej dziewczyny mojego ojca. Właśnie spacerowaliśmy i oprowadzałem ją po okolicy i nie mogłem nie wstąpić do was, żeby ją przedstawić. – kurde, trzeba przyznać, że dobry był, przez chwilę sama mu w to uwierzyłam.

- Ohhh jak miło mi cię poznać, jestem Lilly. Wybaczcie że z wami nie zostanę, ale wraz z Jamesem jedziemy do teatru. Nie możemy odmówić, ponieważ ambasador Francji nas zaprosił i za dużo razy odmawialiśmy. Ale Tyler pokaże ci dom, a jeśli czegokolwiek byście potrzebowali to Jane jest do waszych usług. Ja muszę się ubierać, James zaraz będzie. – odeszła i szybko ruszyła po schodach wołając jakąś Alice, żeby jej pomogła. Ah ci bogaci niesamodzielni ludzie.

BROKEN WORLDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz