Przez całe popołudnie obydwie drużyny Quidditcha ćwiczyły. Pół godziny Gryfoni potem pół godziny Krukoni.
Trening poszedł świetnie, Harremu zrobiło to nadzieje że jutro wygrają mecz. Tylko że musiał jeszcze znaleść osobę co chciałaby z nim pójść na bal. Cho odpada, idzie z Cedrikiem, bliźniaczki Patil, nie chce wtopy jak ostatnio.˚ ⋆ . ✷ ✹ + . ✵ · + . . ✫ . . * * · * . ˚
Dzień finału. Harry na żadnej lekcji nie mógł się skupić. Myślał tylko o Quidditchu, nawet Snape chciał odjąć punkty Gryffindorowi za to że nie uważał na lekcji. Mecz miał się odbyć o 17 więc jeszcze parę godzin. Czekał niecierpliwie, chcąc już mieć wszystko za sobą.
Nareszcie, już jest zaraz 17. Pokierował się w stronę boiska na którym będą grać. Harry był już ubrany w szatę od Quidditcha, i zaczekał na resztę aby jeszcze omówić strategię. Najpierw przyszedł Fred i George, potem Katie, Angelina i Alicja a na końcu Ron. Przed zebraniem się widowni i drużyny Ravenclaw zdążyli jeszcze wszystko objaśnić. Katie Bell, Angelina Johnson i Alicja Spinnet były ściągającymi czyli miały za zadanie przejąć i przerzucić Kafla przez jedną z 3 pętli. Pałkarzami byli bliźniacy Weasley, oni mieli obronić resztę zawodników swojej drużyny przed złośliwymi tłuczkami. Obrońcą był Ronald, Ron nie mógł dopuścić aby przeciwna drużyna przerzuciła kafel przez pętle, w jego wypadku, Gryfonów. Harry nadal obejmował pozycje szukającego Gryffindoru, musiał złapać znicz. Złoty znicz jest małą, latającą kulką z skrzydłami.
Pani Hooch powitała obie drużyny. Kapitan Gryffindoru, Harry, i kapitan Ravenclaw, Roger Davies, uścisnęli sobie ręce. Rozległ się dźwięk gwizdku i 14 zawodników wystrzeliło do góry. Harry gorączkowo szukał znicza, który był nie doznalezienia.
-Katie Bell przejmuje kafel... Jeremy Stretton walnął w Bell. Foul!- przemawiał pełni ekscytacji Lee Jordan, przyjaciel bliźniaków a także komentator meczu. Katie leżała na ziemi, na szczęście nie spadła z bardzo dużej wysokości. Gryffindor stracił już jednego zawodnika. Jeszcze było zero do zera więc gdyby Harry złapał znicz to na spokojnie by wygrali.
-Angelina jest blisko strzelenia gola iii... GOL DLA GRYFONÓW!- rozległy się okrzyki Gryfonów i tym co im dopingują, lecz także słychać było westchnienia dopingującymi Krukonów.
Tak przez cały mecz, raz jedna drużyna strzelała, potem druga. Gryffindor i Ravenclaw szli łeb w łeb. Tu już zależało od szukającego co znajdzie i złapie znicz. Lee co chwile krzyczał „gol dla Gryfonów!" albo „gol dla Krukonów!". Widownia tylko obserwowała Pottera i Chang, rywalizujących między sobą. Rozglądali się aby dostrzec złoty znicz wielkości orzecha włoskiego. Raptem, Harry zobaczył mały błyszczący obiekt, znicz. Rzucił się do niego, jednak Cho nie zabierała wzroku z Harrego. Dziewczyna najwidoczniej nie widziała jeszcze znicza więc Harry miał przewagę. Znicz poleciał wysoko do góry. Harry, i Cho za nim, wystrzelił w górę. Cho już zauważyła znicz bo oby dwoje wyciągnęli ręce aby go złapać złotą piłkę, gdy Harry już czuł łaskoczący dotyk w ręce, co spowodował znicz, Cho leżała na ziemi, około 35 metrów pod nim. Każdy z widowni zbiegł i tworzyli kółko wokół niej, a pozostali zawodnicy kierowali się w dół. Cho leżała bezprzytomnie, jedyne co Harry widziała przed wypadkiem to było jak miotła szukającej nagle ostro skręciła w inną stronę. Chłopak próbował zobaczyć co się stało ale szybko profesor Mcgonagall ją zabrała do pani Pomfrey.
-Potter, Granger do mojego gabinetu- powiedział Snape. Harry i Hermiona zerknęli na siebie przestraszeni ale też zdezorientowani. Weszli do lochów a potem do gabinetu. Snape siadł i pokazał im aby siedli na krzesłach po drugiej stronie biurka.
-Miotła Panny Chang została zaczarowana. Podejrzewam że jedno z was stoi za tym, lecz nie mam narazie dowodów- powiedział swoim niskim głosem.
-Panie profesorze, jak miałem to zrobić? Cały czas szukałem znicza, a miotła Cho była normalna aż do czasu wypadku- tłumaczył się Harry a Hermiona przytaknęła.
-więc została nam Granger. Masz coś do powiedzenia?- Severus popatrzył na Hermione i podniósł jedną brew.
-Nie ale po co bym to robiła? Poza tym było mnóstwo innych osób na stadionie?- Hermione unikała kontaktu wzrokowego poprzez patrzenie na buty.
-No cóż. Harry jesteś pierwszy rok kapitanem czyżby?- Harry przytaknął.- a więc zależało ci na wygranej a wiesz że drużyna Ravenclaw jest dobra- Snape uśmiechnął się podstępnie.
-Ale pan nie ma dowodów!- wrzasnęła Hermiona a uśmiech Severus'a znikł.
-10 punktów zabieram Gryfonom za pyskowanie Panny Granger a teraz żegnam- wskazał na drzwi i obydwoje się kierowali do wyjścia.
-Ja idę zobaczyć czy u Cho jest w porządku, ty pójdź coś innego zrób- Harry lekko się uśmiechnął i pokierował się w stronę skrzydła szpitalnego. Drzwi były otwarte i przy łóżku Cho siedziała McGonagall.
-Potter! Idealnie. Zaopiekuje sie Panna Chang ja mam coś do załatwienia a pani Pomfrey jest chora. Chyba do końca dnia ci to nie będzie sprawiać kłopotów?- zapytała profesor.
-N-Nie- powiedział Harry niezręcznie, a McGonagall się pokierowała szybszym tępem do drzwi. Harry usiadł przy łożku Cho i patrzył na nią. Nadal się nie obudziła. Rozejrzał się po sali gdzie leżała jeszcze Katie a obok niej siedziała Angelina. Harry jeszcze raz zerknął na Cho i popatrzył na swoje buty. Ciszę w skrzydle szpitalnym zakłócił Cedrik który szybko otworzył drzwi i podszedł do Harrego i Cho.
-C-co ty tu robisz?- zapytał zakłopotany.
-Nie spokojnie, profesor prosiła mnie abym się opiekował Cho.- odpowiedział Harry. Cedrik siadł obok Harrego. Harry spojrzał na nogę Cho która była w bandażach, pewnie McGonagall jej zawiązała. Chłopak spojrzał w szare oczy Cedrika ale gdy przekręcił lekko głowę w stronę, Harry odwrócił wzrok.
-Z kim idziesz na bal?- zapytał cicho Harry Cedrika.
-Miałem iść z Cho, ale jej noga, chyba sam pójdę.
-Ja tez. W sensie że sam.
CZYTASZ
my valentine ; Hedric
FanfictionZbliża się dzień miłości, Walentynki. Dumbledore'a niespodzianka doprowadziła do wielu sprzeczek i nowych znajomości, albo czegoś większego.