25 2 5
                                    


Był poniedziałek, a ja przysypiałam na lekcji historii. Nauczyciel mówił coś o powstaniu listopadowym, a ja po raz setny w czasie piętnastu minut, zastanawiałam się, po co historia na profilu biologiczno-psychologicznym. Zasnęłabym na dobre, gdyby nie pewna brunetka, która rzuciła we mnie zmiętą kartką, która trafiła mnie w głowę i spadła na ziemię. Rozwinęłam ją i zobaczyłam kilka słów zapisanych drobnym i starannym pismem ,,Nocka u mnie, ten piątek 17".

Odpisałam, że na pewno będę i odrzuciłam kartkę na drugi koniec klasy i wróciłam do przerwanej drzemki. Od kąt nauczyciel przesadził mnie do klasowego kujona i rozdzielił z przyjaciółkami, na każdej historii zasypiałam. Nie wychodziło mi to oczywiście na dobre, na półrocze miałam ledwo dwóje, ale historia była dla mnie tak nudnym przedmiotem, że nie potrafiłam się na niej w ogóle skupić.

Kiedy w końcu lekcja się skończyła, wyszłam szybkim krokiem z klasy, by nauczycielowi nie przypomniało się o moim zaległym sprawdzianie. Zbiegłam po schodach i wyszłam ze szkoły. Zazwyczaj wracałam do domu z Klaudią, ale dziś miała korki z matematyki, więc zmuszona byłam wracać do domu samotnie. Wiał silny wiatr, ale niebo było pogodne. O nadchodzącej wiośnie przypominały świeże liście na drzewach. Do domu miałam koło kilometra, więc szłam pieszo. Nie była to idealna trasa na spacery, ale wolałam to niż ścisk w komunikacji miejskiej. Kiedy byłam mniej więcej w połowie drogi, wpadł na mnie jakiś mężczyzna. Ubrany był na czarno, a w ręku trzymał takiego samego koloru parasol, mimo że nie padało. Wydał mi się dziwny, ale odszedł, nim zdążyłam się lepiej przyjrzeć.

Gdy weszłam do domu, przywitała mnie znajoma pustka. Od kąt rodzice się rozwiedli, mama pracowała praktycznie cały czas. Lena, moja starsza siostra studiowała na Uniwersytecie Jagielońskim, więc w domu zjawiała się tylko na święta lub wakacje, a mój młodszy brat Nikodem każde popołudnie spędzał u kolegów z klasy. Popołudnia i wieczory spędzałam więc sama z psem i kotem. Tego dnia było podobnie. Rzuciłam plecak na fotel i poszłam do kuchni odgrzać sobie wczorajsze spaghetti.

Wyjęłam jedzenie z mikrofalówki i poszłam do swojego pokoju. Opaliłam laptopa i włączyłam Netflixa. Następne trzy godziny spędziłam na oglądaniu po raz szósty przyjaciół. Gdy chciałam siąść w końcu do nauki, usłyszałam dzwonek do drzwi. Zirytowana zeszłam otworzyć, potykając się przy tym o skrzynkę ze szczotkami dla koni. Otworzyłam drzwi, a w nich przywitały mnie ogromne pudła na dwóch szczupłych nogach. Ze śmiechem wpuściłam je do środka i przyglądałam się próbie odstawienia ich na podłogę przez chudą blondynkę, którą była moja przyjaciółka, Klaudia.

-Przeprowadzasz się?- spytałam ze śmiechem, przypatrując się dziewczynie.

Ta prychnęła tylko i dalej starała się odłożyć pudła tak, by nie przewrócić stojaka na kurtki. Kiedy w końcu jej się to udało, wyprostowała się i spojrzała na mnie z uśmiechem na ustach i prośbą w oczach.

-Antek zaprosił mnie na randkę!- pisnęła cała w skowronkach.

-Dlatego muszę mi pomóc z ubraniami?- spytałam, choć doskonale znałam odpowiedź.

Blondynka pokiwała głową i zaczęła mi tłumaczyć, w których pudłach są buty, w których sukienki, a w których biżuteria. Byłam pod wrażeniem, że z tyloma bagażami dotarła do mnie, niczego nie gubiąc. Po długich poszukiwaniach dziewczyna zdecydowała się w końcu na pudrowo-różowy golf i czarne jeansy z wysokim stanem.

-Przyjdę do ciebie przed randką i pomogę ci z biżuterią- powiedziałam, rzucając się na łóżko.

Dziewczyna położyła się koło mnie, włączając wcześniej jakąś playlistę na Spotify. Leżałyśmy tak przez jakiś czas, słuchając Ariany Grande, kiedy przerwał nam dzwonek do drzwi. Zdenerwowana tym, kog niesie wpół do dwudziestej, zeszłam na dół, a za mną Klaudia. Gdy zobaczyłam, kto stoi za drzwiami, wystraszyłam się i chciałam je zamknąć. Mężczyzna był jednak szybszy. Włożył nogę między drzwi, bym nie mogła ich zamknąć.

-Amando jest może twoja mama?- zapytał zimnym i oschłym głosem.

-Nie ma, powiem, że pan był, do widzenia- odpowiedziałam, wykorzystując jego chwilowe zawahanie się do zamknięcia drzwi na klucz.

Pociągnęłam Klaudię za sobą i opowiedziałam jej o spotkaniu w parku. Chciałam zadzwonić na policję, ale nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. Mógł to być klient lub znajomy mamy. Nie miałam dowodów, że mnie śledził, więc nie mogłam nic zrobić. Postanowiłam to zignorować. Miałam nadzieję, że go więcej nie spotkam, cóż, nadzieja matką głupich... By uspokoić myśli, postanowiłam odprowadzić Klaudię do jej domu. Mieszkałyśmy jakieś pięć minut drogi i mijał się mały park. Stwierdziłam, że trochę świeżego powietrza dobrze mi zrobi. Na dworze było dość zimno i na dodatek zaczął padać deszcz. Gdy wracałam już sama do domu, wiedziałam, że to był zły pomysł. Cały czas czułam się, jakby ktoś mnie obserwował. Naciągnęłam mocniej kaptur na głowę i przyśpieszyłam kroku.

Kiedy byłam już w swoim pokoju, rzuciłam się na łóżko i od razu zasnęłam. Zapomniałam przez to wyprowadzić Lilo, mojego psa, na spacer. Mama postanowiła mi o tym przypomnieć, budząc mnie przed północą, kiedy wróciła z pracy i zastała mokrą plamę w salonie. Krótki spacer rozbudził mnie na tyle, że nie mogłam już zasnąć. Wzięłam więc pierwszą lepszą książkę i zaczęłam czytać, przerwał mi dopiero budzik, informując mnie, że jest już szósta trzydzieści. Odłożyłam lekturę i zaczęłam przygotowywać się do szkoły. Ubrałam czarne dzwony i duży, brązowy sweter. W biegu związałam włosy, zbiegając po schodach. Zrobiłam sobie szybkie śniadanie, składające się z czekoladowych płatków i jogurtu. Jedzenie przerwała mi Klaudia, która weszła do mojego domu jak do swojego, co mnie zbytnio nie zdziwiło.

-Co ty tu jeszcze robisz? Za dwadzieścia minut zaczynają się lekcje!- zawołała, patrząc na zegar.

Na te słowa zerwałam się jak oparzona. Pobiegłam po schodach do pokoju i zabrałam plecak, i w kilka minut stałam przy śmiejącej się blondynce. Dopiero wtedy zrozumiałam, że ze mnie żartuje. Wzięłam poduszkę, która leżała na fotelu i rzuciłam ją w jej twarz. Nie spodziewała się tego, ale szybko otrząsnęła się z szoku i wybiegła za mną na dwór.

Biegłam, puki nie zauważyłam mężczyzny ubranego na czarno, z czarnym parasolem stojącym na przystanku. Stałam jak wmurowana. Mimo że ni był to ten sam mężczyzna, którego spotkałam wczoraj, był do niego bardzo podobny. Kiedy nasz wzrok się spotkał, poczułam, jak zimny dreszcz przechodzi mi po plecach. Jego tęczówki miały kolor szkarłatnej krwi, ludzie nie mają takich oczu. Gdzieś z tyłu głowy przemknęła mi myśl, że są to soczewki. Złapałam się tej myśli jak ostatniej deski ratunku. Szybko odwróciłam wzrok i przeszłam na drugą stronę ulicy. Czułam wzrok mężczyzny na sobie.

Gdy Klaudia do mnie dobiegła, powiedziałam jej o tym mężczyźnie, ale kiedy się odwróciłyśmy, nikogo już nie było. Blondynka, by odwrócić moje myśli od nieznajomych, zaczęła mówić coś o wypracowaniu z polskiego, ale jej nie słuchałam. Moje myśli cały czas były przy tym mężczyźnie.

-Halo, Amanda! Słuchasz ty mnie w ogóle?- na ziemię sprowadził mnie głos Klaudii.

-Nie, przepraszam. Co mówiłaś?- spytałam trochę speszona.

-Pytam się, czy z koro mamy jeszcze pół godziny do zajęć, czy pójdziemy po Elizę- powiedziała, patrząc w stronę wysokiego blondyna, stojącego niedaleko.

Pokiwałam tylko głową i poszłam za dziewczyną. Eliza mieszkała w starej kamienicy, zaraz obok parku. Strasznie jej zazdrościłam tej kamienicy, była naprawdę ładna, nie co mój dom, który przypominał szary kloc. Jedyne czego jej nie zazdrościłam to matka. Pani Pietrzoch była straszną kobietą. Była bardzo surowa, a wyciągnięcie Elizy gdzieś w tygodniu graniczyło z cudem.

Po kilku minutach stałyśmy już przed jej kamienicą. Klaudia zadzwoniła, a o chwili drzwi otworzyła nam El. Weszłyśmy do środka i czekałyśmy, aż brunetka pozbiera swoje rzeczy rozwalone po całym biurku. Bałaganiarstwo to była jedna z nielicznych rzeczy, które można jej było zarzucić. Kiedy w końcu się ogarnęła, wyszłyśmy z jej domu. Niedługo później stałyśmy przed szkołą, starając się wypatrzyć w tłumie uczniów Zuzę. Nie było to łatwe, bo brunetka miała jakiś metr sześćdziesiąt wzrostu. Po krótkich poszukiwaniach Eliza wypatrzyła ją, siedzącą na murku przy szkole i rozmawiającą z wysokim brunetem. Podbiegłyśmy do nich i przywitałyśmy się. Brunetem okazał się Michał, chłopak Zuzy. Z tego, co wiedziałam byli ze sobą już półtora roku. Mimo tego, że Michał był o dwa lata starszy od Zuzy, dogadywali się nad wyraz dobrze. Trochę zazdrościłam im tej relacji.

Nie zdążyłam się odezwać, bo zadzwonił dzwonek na lekcje. Zuza zeskoczyła z murku i poszłyśmy do szkoły. Słyszałam, jak Zuz narzeka na swojego chłopaka i na to, że znowu się pokłócili. Żadna z nas się tym zbytnio nie przejęła. Dla nich dzień bez kłótni był dniem straconym. Zazwyczaj kończyło się kupieniem Coli i kwiatów, i wspólnym wieczorem filmowym w weekend.

Weszłyśmy do klasy i usiadłyśmy na swoich miejscach. Mimo że było już dziesięć minut po dzwonku, nauczycielki dalej nie było. Kiedy wszyscy nastawili się na wolną godzinę, w drzwiach stanęła nauczycielka wraz z mężczyzną z przystanku... Skuliłam się w ławce, by mnie nie zauważył. Jego czerwone oczy skanowały każdą osobę w klasie. Gdy padły na mnie, przez jego twarz przemknął lekki uśmiech. Z przerażeniem wypisanym na twarzy spojrzałam w stronę Klaudii, szukając jakiejś pomocy. Blondynka jednak była nie mniej wystraszona ode mnie. Eliza, która została częściowo już wtajemniczona, patrzyła na mnie z niepokojem i tylko Zuza siedziała spokojnie w ławce, patrząc na nas jak na debilki.

-Amanda chodź, proszę na korytarz, a reszta klasy niech zacznie pisać wypracowanie na temat przemiany Winicjusza w ,,Quo vadis"- powiedziała i wyszła razem z mężczyzną.

Na miękkich nogach podeszłam do drzwi i rzucając ostatnie przerażone spojrzenie w stronę Klaudii, wyszłam na korytarz. Oprócz nauczycielki i dziwnego mężczyzny, stała tam jeszcze jedna osoba. Wysoka kobieta, ubrana cała na biało, prócz krwisto-czerwonych szpilek. Patrzyła na mnie z pogardą i całą swoją postawą wyrażała swoje znudzeniem.

-Amando, to są państwo Narcyz, twoja mama wynajęła ich, by opiekowali się tobą i twoim bratem na czas jej nieobecności- powiedziała nauczycielka.

-Witaj słońce- powiedziała kobieta z wymuszonym uśmiechem i jadem w głosie.

Uścisnęłam jej dłoń i od razu odsunęłam się na bezpieczną odległość. Choć dalej się ich bałam, zaczęłam czuć coś jeszcze. Czułam wzrastającą we mnie złość. Złość na moją mamę, która wynajęła jakichś psychopatów, by mnie pilnowali. Byłam tak wściekła, że weszłam do klasy, zabrałam plecak i wyszłam, ignorując zdziwione spojrzenia przyjaciółek.

Wybiegłam ze szkoły w kierunku mojej ulubionej kawiarni. Kurtkę zostawiłam w szkole, a z nieba zaczął padać deszcz. Kiedy zaczęłam się trząść, zaczęłam biec jeszcze szybciej. Po kilku kolejnych minutach siedziałam już w środku kawiarni. Mały lokal ogrzewał duży kominek, a przez stare okna przedostawały się do wnętrza pojedyncze promienie słońca. Gdy chciałam podejść do baristki i zamówić kawę, przypomniałam sobie, że nie mam przy sobie pieniędzy. Oparłam głowę na ręce i zaczęłam przyglądać się przechodzącym ludziom. Wszyscy się spieszyli. Do pracy, do domu, by schronić się przed deszczem. Nie zwracali na siebie uwagi, każdy zatopiony w swoich problemach. Przez te myśli mój humor zepsuł się jeszcze bardziej.

Siedziałam tak w kawiarni, patrząc w okno i rozmyślając, póki nie przerwał mi kelner. Na jego pytanie o zamówienie aż się wzdrygnęłam.

-Dziękuję, ale ja już pójdę- powiedziałam, nie patrząc się na niego.

Wstałam w pospiechu i wyszłam z kawiarni. Deszcz nie przestawał padać, a ja zadrżałam z zimna. Postanowiłam wrócić do domu i choć nie uśmiechało mi się spotkanie z podejrzanymi opiekunami, to nie miałam gdzie iść. Z każdą minutą wiało coraz mocniej. Przemoczona i zmarznięta, po pół godziny marszu stanęłam przed swoimi drzwiami. Kiedy miałam nacisnąć na klamkę, postać w czarnym płaszczu wpadła na mnie. Od siły uderzenia zatoczyłam się do tyłu. Pomogłam wstać zakapturzonej postaci, a ona nie dziękując szybko odeszła. Otrzepałam się z ziemi, ale coś dziwnego zwróciło moją uwagę. W miejsc, gdzie postać złapała się mojej kurtki, znajdowała się czerwona plama w kształcie dłoni. Przyjrzałam się jej bliżej, a w moich oczach pojawiło się przerażenie. Na mojej kurtce była krew! Ze strachem spojrzałam w kierunku, gdzie odeszła zjawa. Nie zauważyłam nikogo, więc jak najszybciej weszłam do domu.

Z przedpokoju usłyszałam kłótnie. Jeden z głosów należał do mojej mamy, ale dwóch pozostałych nie potrafiłam zidentyfikować. Powoli weszłam po schodach i stanęłam przy drzwiach do salonu. Przez szparę w drzwiach nie widziałam twarzy ludzi, którzy tam stali, ale wydawali mi się dziwnie znajomi. Gdy jedno z nich odwróciło się bokiem do drzwi, znieruchomiałam.

Hejka!

Jak podoba wam się pierwszy rozdział po korekcie? Jak myślicie, kogo zobaczyła Amanda? Rozdział ma prawie 2 tys. słów, a następny będzie jeszcze dłuższy.

Do zobaczenia w poniedziałek^^



NocowankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz