Rozdział 3

889 80 8
                                    

Poznałam ten zapach, należał on do mojego wilka. Wyjrzałam przez okno, w oddali spostrzegłam zwierzę, wychyliło głowę i spojrzało na mnie. Poznałam go po oczach które błyszczały, widziałam je z daleka. Mój wzrok również się wyostrzył, widziałam wszystko, dosłownie.

Powoli robiło się już ciemno, a ja nie wzięłam zeszytów z których miałam odpisać brakujący temat z dzisiaj. W końcu nie byłam w szkole i to pewnie też dlatego rodzice byli na mnie źli. Zawsze chcieli żebym była idealna, lepsza od innych, ale mi to nie wychodziło, nic mi się nie udawało. Nie miałam żadnych problemów w szkole ale nie byłam też najlepsza.

- Aria, chodź na kolacje. Nic dzisiaj nie jadłaś, a powinnaś coś zjeść - krzyknęła mama, po jej głosie było poznać, że jest zmartwiona. Moja mama czasami była nadopiekuńcza, co mnie denerwowało.

- Nie chcę jeść, nie mogę, nie mam ochoty - odparłam tak, żeby mnie wyraźnie słyszała. Odezwał się we mnie ten głos, który mi mówił że jestem gruba pomimo tego, że ważyłam około trzydzieści pięć kilo. Próbowałam z tym walczyć... lecz nie mogłam, zawsze byłam grubą i zakompleksioną osobą. Przynajmniej sie za taką uważałam.

- Musisz! - krzyknęła jeszcze głośniej. Nie chciałam jeść, a ona nie mogła tego zrozumieć. No tak, ona nigdy mnie nie mogła zrozumieć, stawiała na swoim. Nie miałam ochoty jej słuchać. Okno miałam nie za wysoko, więc mogła z łatwością z niego wyskoczyć i właśnie to zrobiłam. Gdy już byłam na zewnątrz, udałam się do koleżanki, która mieszka za lasem, tylko ona mieszkała dość blisko. W końcu musiałam wziąć zeszyty.

Nie chętnie ruszyłam w stronę lasu, udałam się na północ. Stwierdziłam, że pójdę na skróty. Większość się boi chodzić do lasu gdy już jest ciemno, ale ja należałam do tych odważnych i raczej niczego się nie bałam. Jedynie co miałam teraz przy sobie to była latarka, nie wzięłam nic więcej. Miałam wrażenie, że zaraz się wyczerpie bateria. Przyśpieszyłam, żeby dojść zanim przestanie świecić i nic nie będę widziała oprócz ciemności wokół mnie.

Coś się ruszyło w krzakach, usłyszałam głosy. Zgasiłam latarkę, podeszłam po cichu do drzewa i schowałam się za nim. Starałam się być cicho, żeby mnie nie było słychać. I właśnie wtedy usłyszałam jakąś rozmowę, a potem strzał.

- I co kurwa narobiłeś idioto - usłyszałam dość wysoki głos, prawdopodobnie należał do jakiegoś chłopaka, który był bardzo zdenerwowany i to było słychać.

- Nie mogłem na niego patrzeć - odezwał się kolejny głos lecz ten był spokojniejszy, nie krzyczał tak.

-To ja go miałem zabić, kurwa- oznajmił i podszedł do swojego kolegi. Zaczęłam się wycofywać. Nadepnęłam na jakiś patyk, który się zgiął. Dźwięk łamanego drewna rozszedł się po najbliżej okolicy w lesie. Słyszeli mnie.

Ruszyłam przed siebie, biegłam nie zatrzymując się. Słyszałam ich za mną, gonili mnie. Byłam zmęczona, nie dawałam już rady. Dogonili mnie. Jeden z nich złapał mnie za nadgarstek i mocno pociągnął, drugi powalił mnie na ziemie, poczułam ból.

- Gdzie ci się tak spieszyło maleńka? - zapytał mężczyzna, którego wcześniej słyszałam jako pierwszego.

- Zostaw mnie! POMOCY! - krzyknęłam jak najgłośniej tylko umiałam. Miałam nadzieję, że ktoś mnie usłyszy i przybiegnie mi na pomoc.

- Nie krzycz tak skarbie, bo jeszcze ktoś cię usłyszy - zaśmiał się i jeden z nich zatkał mi buzię. Z tego co widziałam było ich czterech. Zaczęłam się wyrywać, nie dawałam rady, był za silny.

- Puszczaj idioto! - krzyknęłam mu przez rękę. Próbowałam się jakoś wydostać, polizałam go i ugryzłam. Myślałam, że wtedy mnie puści i uda mi się uciec. Oderwał rękę, skorzystałam z okazji i starałam sie jak najszybciej wstać i uciec. Któryś z nich mnie złapał i przycisnął do siebie. Przyłożył do mojej głowy broń.

- Masz ochotę coś polizać jak widzę, ja ci to załatwię. Mam nadzieję, że lubisz na ostro kochanie - zaśmiał się szyderczo i mocniej przycisnął mi do głowy mały czarny pistolet.

- Nie, proszę zostaw mnie, nie! - krzyczałam bardzo głośno. Oczy zaczęły mi łzawić, bałam się, bardzo...

*John's POV*

Wciąż o niej myślałem. Nie mogłem już wytrzymać, chciałem ją zobaczyć. Udałem się w stronę jej domu, usiadłem niedaleko jej okna. Tak, żebym mógł ją dostrzec. Podeszła do okna, jej oczy zwróciły się w moją stronę, patrzyła na mnie, a ja na nią. Była taka piękna. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.

Odeszła, nie widziałem już jej. Nie miałem już po co tam stać, zacząłem się powoli oddalać od jej domu. Było już dość ciemno, ale ja wszystko widziałem, nie potrzebowałem żadnej latarki, aby cokolwiek dostrzec. Szedłem przed siebie, w stronę miejsca gdzie znajduje sie moja wataha. Wyostrzyłem słuch, usłyszałem jakiś szelest. Zauważyłem piątkę mężczyzn, rozmawiających ze sobą. Widać było, że byli wkurzeni. Schowałem się w nie widocznym dla nich miejscu.

- Masz te dragi, które byłeś nam winien od paru miesięcy? - zapytał jeden z mężczyzn.

- No... nie mam, nie miałem kasy - odpowiedział. Wydawał sie być niewinny, miał bardzo cichy głos.

- Co ty kurwa mi tu pierdolisz - krzyknął chłopak z dość wysokim głosem, był jeszcze bardziej zdenerwowany.

- Było ją skombinować - powiedział jeden z nich. Podszedł do niego, złapał go mocno za szyję i przycisnął do drzewa.

- Nie miałem jak - wykrztusił niepewnie. - Przepraszam - dodał ciężko oddychając.

- Teraz już nie przepraszaj skurwysynu, zaraz zginiesz - zaśmiał się szyderczo jeden z mężczyzn. I właśnie po tym usłyszałem strzał i dźwięk opadającego ciała. Zaczęli się kłócić. Odszedłem nic nie mogłem zrobić. Ruszyłem w stronę światełka, niedaleko niego była nasza kryjówka. Nagle usłyszałem krzyk dziewczyny. To był głos Ari. Tak wiem jak ma na imię, ale to nie to było teraz ważne.

In the wolf's bodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz