Lekcje i przerwa obiadowa minęła naprawdę szybko, przez co Nathaniel ani się obejrzał, a już siedział z Marc'iem w sali artystycznej. Oboje pracowali nad komiksem, a Nathaniel próbował nie patrzeć ciągle na swojego przyjaciela, co mu niezbyt wychodziło, gdyż szmaragdowe oczy Marc'a działały na niego jak magnes. Nie miał ochoty odrywać wzroku od jego twarzy, która jaśniała światłem iście słonecznym, kiedy mówił o czymś co lubił lub sprawiało mu przyjemność. Widać było, że znowu nie zwraca uwagi, na to co mówił Marc. Czarnowłosy się już zorientował, że jego przyjaciel odleciał gdzieś do nieba, swoimi myślami, gdzieś gdzie nie mógł go prawie dosięgnąć. Odwrócił się delikatnie w jego stronę, przybliżając twarz do twarzy swojego przyjaciela.
W pewnym momencie przez przypadek przywarł ustami do jego, lecz od razu się odsunął i schował swoją całą, czerwoną twarz w dłoniach. To było naprawdę niezręczne, a jego serce i tak zaczęło bić szybciej, na ten mały moment kiedy był blisko niego oraz jego twarzy. Nathaniel mimo wszystko sam był zdziwiony, widać było, że to był przypadek, lecz nie chciał się przyznać, że chciałby by ten pocałunek (mimo, że przypadkowy) trwał dłużej.
- Jeny, przepraszam nie chciałem by to tak wyszło. - wymamrotał zielonooki, dalej ukrywając swoją twarz w dłoniach.
Nathaniel powoli się przysunął do przyjaciela, po czym delikatnie odsunął dłonie swojego przyjaciela, z jego czerwonej twarzy. Delikatnie schylił się do jego różowych, pomalowanych truskawkowym błyszczykiem ust. Widział, że jak nigdy nie spróbuje to nie będzie wiedział czy ma u niego jakiekolwiek szanse.
- Mogę? - spytał, cicho, patrząc mu w oczy. Marc delikatnie pokiwał głową w zgodzie, a po chwili Nathaniel wbił się powoli i delikatnie w jego usta.
Pocałunek był bardzo niezdarny, lecz nie przeszkadzało im to. Mimo wszystko oboje tego chcieli. Nathaniel czuł smak błyszczyka swojego przyjaciela. Pomimo wszystko, przelało się w tym pocałunku więcej miłości niż oboje sobie okazywali w małych rzeczach, które były wręcz niezauważalne. W pewnym momencie, zadzwonił telefon Marc'a, dlatego delikatnie oderwał się od rudowłosego, który od razu zrobił się czerwony, przez co przypominał pomidora. Czarnowłosy chłopak tylko się zaśmiał, z jego reakcji i odebrał telefon.
- Tak, mamo? - mówił te słowa tak spokojnie, jakby przed chwilą w ogóle nie całował się, ze swoim przyjacielem. - Dobra, już idę. Tak, tak zaraz będę. Pa, kocham cię. - pożegnał się, po czym kliknął czerwoną słuchawkę. - Muszę już iść, bo mama mnie zabije. Porozmawiamy jutro, okej? - te słowa już były skierowane do niebieskookiego, który wpatrywał się jak Marc pakuje swoje rzeczy do torby .
- Okej - odparł krótko. - odprowadzę cię kawałek, do twojego domu, dobrze? - spytał, kiedy spakował swój notatnik do torby.
- Dobrze. - mruknął.
Oboje skierowali się w stronę, wyjścia z sali artystycznej. Nagle Nathaniel nie zauważył, że idzie w złym kierunku i wpadł w słup. Ten sam słup, w który wpadł jego zielonooki przyjaciel, po ich pierwszym spotkaniu. Marc pomógł mu wstać.
- Uważaj trochę, mogło ci się coś stać. - powiedział Anciel.
No nic, najwyraźniej słupy to najlepsi przyjaciele rudych sarn. W szczególności Nathaniela Kurtzberga.
![](https://img.wattpad.com/cover/249682513-288-k637473.jpg)
CZYTASZ
ℳ𝑜́𝒿 𝓌𝓎𝓂𝒶𝓇𝓏𝑜𝓃𝓎 𝓅𝓇𝑒𝓏𝑒𝓃𝓉 |𝐦𝐚𝐫𝐜𝐚𝐧𝐢𝐞𝐥
Fanfic- 𝙈𝙖𝙧𝙘, 𝙢𝙞𝙢𝙤 ż𝙚 𝙣𝙞𝙚 𝙤𝙗𝙘𝙝𝙤𝙙𝙯ę ś𝙬𝙞ą𝙩, 𝙘𝙝𝙘𝙞𝙖ł𝙗𝙮𝙢 𝙙𝙤𝙨𝙩𝙖ć 𝙥𝙧𝙚𝙯𝙚𝙣𝙩 𝙬 𝙩𝙮𝙢 𝙧𝙤𝙠𝙪. - 𝙤𝙙𝙥𝙖𝙧ł. - 𝙅𝙖𝙠𝙞, 𝙉𝙖𝙩𝙝𝙖𝙣𝙞𝙚𝙡? - 𝘾𝙞𝙚𝙗𝙞𝙚. 𝐍𝐚𝐭𝐡𝐚𝐧𝐢𝐞𝐥 𝐳𝐞 𝐰𝐳𝐠𝐥ę𝐝𝐮 𝐧𝐚 𝐬𝐰𝐨𝐣ą 𝐰𝐢𝐚𝐫ę...