4. Burza

289 17 25
                                    

   Zbierając swoje długie i zdrowe pasma włosów z podłogi, Suzan poczuła ból w sercu. Było jej smutno, że musiała się ich pozbyć. Włosy sięgały jej teraz do połowy uszu. Rozumiała jednak, że musiała to zrobić. Nie miała innego wyboru; nie chciała, aby cały plan uspokojenia mieszkańców Araluenu poszedł na marne tylko dlatego, że ona uwielbiała swoje długie, lśniące włosy. Byłoby to niezwykle egoistyczne.  Miała jednak wątpliwości czy pomysł przekonania ludzi, że jest chłopakiem się uda. Przecież nawet w krótkich włosach wygląda jak dziewczyna! Poza tym czemu niektórym przeszkadza jej płeć? Że niby kobieta nie może zostać zwiadowcą? Że ma tylko gotować i sprzątać?  Wielu mieszkańców tego kraju nawet nie ma świadomości, ile razy "damy" pomagały królestwu i narażały swoje życie- rozmyślała Suzan, mając przed oczami słynne kurierki i dyplomatki. 

   Blondynka wróciła do głównej izby, w której nadal płonął ogień w kominku. Było tam przyjemnie ciepło, pachniało świeżą kawą. Niewysoki mężczyzna czytał listy, już chyba po raz szósty. Rozmyślał nad czymś intensywnie, znajdował się w odległej krainie; mimo tego usłyszał kroki nadchodzącej uczennicy.

-Już się pożegnałaś ze swoimi włosami?- zapytał, nie odrywając się od lektury. - Dalej mam wątpliwości czy ten plan zadziała- burknął po chwili, przerywając ciążącą w pomieszczeniu ciszę.

-Musi  zadziałać. Inaczej wybuchnie powstanie przeciwko władzy...- Suzan usiadła na krześle. Czuła na barkach ogromny ciężar i poczucie winy. Gdyby tamtego dnia zabił ją wargal, wszystko potoczyłoby się inaczej.

  Halt odłożył list na stół, a na jego twarzy widniał grymas niezadowolenia.

-Wyruszamy do stolicy. Natychmiast. -Zwiadowca wstał od stołu i skierował się do kuchni, aby zabrać jedzenie na podróż.- Od teraz nazywasz się Mikael, w skrócie Mika.

-Mikael? Dziwne imię. Mogłabym dostać jakieś inne?- zapytała i od razu tego pożałowała, widząc chłodny niczym lodowiec wzrok mistrza. 

-Myślisz, że będą zmieniać i tak poprawione już dokumenty tylko dlatego, ponieważ tobie nie spodobał się przydomek? Nawet Crowley nie jest aż tak dobroduszny- burknął.- Mikael, idź lepiej osiodłać konie.

  Suzan wstała z krzesła i z widocznym niezadowoleniem udała się w stronę przydomowej stajni. Wątpliwości i strach ciągnęły się za nią, jak cień w upalny dzień. Co, jeśli się w jakiś sposób pomyli? Co, jeśli nikt jej nie uwierzy? Może i była płaska jak deska, a jej ręce były poharatane od treningów z łukiem, ale rysy jej twarzy ewidentnie wskazywały na to, że jest dziewczyną. Jednak zdarza się, że chłopcy mają kobiecą urodę- przypomniała sobie zielonooka. Z tą optymistyczną myślą zaczęła oporządzać konie.


***


  Zaczęło mocno padać. Po kilku minutach jazdy jeźdźcy byli całkowicie przemoczeni; cudem będzie, jeśli się nie rozchorują. Błoto, które powstało na polnych drogach, spowalniało ruchy koni. Szare chmury przesuwały się powoli po niebie tylko po to, aby ustąpić miejsca ich czarnym i granatowy braciom. Nad łąką przeszedł niebezpiecznie ostry podmuch wiatru, wprawiający pobliskie krzaki i trawy w szaleńczy taniec. Stado saren w oddali uciekało w popłochu, kierując się do swojej kryjówki. Pola wydawały się opustoszałe, mroczne.  Jednak w tej szarości znajdowało się coś, co powodowało zachwyt i poczucie uniesienia. Burza jest niezwykłym zjawiskiem- miesza uczucia ludzi, wprawia ich jednocześnie w ukojenie i strach. Chcemy podziwiać sztorm i zarazem skryć się w bezpiecznym miejscu.

  Suzan nie chciała się chować. Gdyby mogła, to położyłaby się na trawie i obserwowała zmienności pogodowe przez całą wieczność. Od zawsze lubiła naturę; w lasach mogła uporządkować swoje myśli, czuła się wolna. Kto by jednak pomyślał, że czasami nawet pośród trawy i drzew jest się niewolnikiem? Więźniem losu, pracy i całego otaczającego nas świata? 

-Halt, mogę zadać ci pyta...- Dziewczyna urwała w połowie zdania. Nie nabierze się na to kolejny raz. Nie dzisiaj.- Kto będzie pilnować lenna? -poprawiła się, czując dumę ze swej "przebiegłości". 

  Starszy zwiadowca wzruszył ramionami; jego wzrok utkwiony był w niewielkim punkcie na wzgórzu w oddali. Ewidentnie był to człowiek, najprawdopodobniej niegroźny. Może to poeta, chcący napisać opis burzy na pięć stron? Może malarz? A może jednak morderca-sadysta wyczekujący tylko odpowiedniej okazji, aż potencjalna ofiara zostanie całkiem sama?

-Poza tym, czemu jedziemy do stolicy?- nie odpuszczała Suzan. Powoli zaczynała mieć dosyć ciszy, która przerywana była tylko odgłosami zwierząt i nadchodzącej ulewy.- Naprawdę jest to konieczne?

-Tak, najwidoczniej jest to konieczne. A jedziemy tam, aby udobruchać tych lekkomyślnych ludzi, którzy sądzą, że Korpus przetrzymuje zwiadowców wbrew ich woli.- Halt wyglądał na jeszcze bardziej zirytowanego niż zwykle.


***


  W połowie drogi do celu zwiadowcy musieli zrobić dłuższy odpoczynek- nadeszła noc. Gwieździste niebo ukryte było za chmurami, z których wciąż padał deszcz. Od czasu do czasu nad głowami podróżnych rozbłysnął piorun. Gdyby ktoś w tym momencie spotkałby naszych bohaterów, zapewne pomyślałby, że są oni wariatami. Spać na zewnątrz w burzę...? Cóż jednak poradzić, gdy jest się na bezludziu; pozostają tylko niezawodne namioty, które i tak przemokną po dłuższym czasie.

  Na kolację zjedli po dwie kromki całkiem świeżego chleba z wędzoną wędliną. Był to luksus w porównaniu do tego, co czasami jedli zwiadowcy na misjach. O ile w ogóle czasem jedli. Halt i Suzan nie musieli się ograniczać- na następny dzień mieli być już w stolicy, gdzie na pewno dostaną dobre jedzenie. Brakowało im jednak kawy, aby popić posiłek. Niestety rozpalenie ognia byłby w panujących warunkach niemal niemożliwe.

-Bierzesz pierwszą wartę. Zmienimy się, gdy księżyc będzie w najwyższym punkcie- zadeklarował szpakowaty mężczyzna, spoglądając jednocześnie w niebo. Na szczęście światło księżyca przebijało się przez chmury, co dawało niezwykły widok.

  Gdy Halt schował się w swoim namiocie, Suzan kucnęła w krzakach. Nałożyła na głowę kaptur, a w ręce ściskała nóż. Starała się nie ruszać, mimo iż nogi zaczynały ją niemiłosiernie boleć. Jej oczy krążyły wokół, a uszy starały się wyłapać najmniejszy odgłos. Przez większość czasu panowała niepokojąca cisza. Skryta wśród zieleni dziewczyna czuła się wtedy, jakby to wszechobecne milczenie zaciskało jej pętle na szyi. Dla chęci odtrącenia tego uczucia pogrążyła się w myślach. Zaczęła się zastanawiać, czy ta warta nie jest tylko testem dla jej umiejętności. Przecież nikt ich nie gonił, prawda? Pewnie zaraz po tym, jak ona skończy stróżować, Halt ponownie pójdzie spać.

  Z rozmyślania wyrwał ją wrzask przerażonego ptaka. Musiała pozostać skupiona...

Córka Morgaratha. Pióro FeniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz