Blut auf dem Gras

48 5 14
                                    

Można by powiedzieć, że po rozstaniu człowiek będzie potrzebował dużo czasu, by się pozbierać, a ja mimo że wykrzyczałam Thomasowi w twarz własną rozpacz i to, że poroniłam, kwestię związku uważam za zamkniętą. To znaczy, wiadomo, jakiś żal pozostał. Zawsze tak jest. A przynajmniej tak mi się wydaje, nie wiem, z racji, że był moim pierwszym chłopakiem. Lecz nie miłością... Potrafię na niego patrzeć. Ba, potrafię go widzieć z Verą. Od tamtego pamiętnego wieczoru przed bazą, gdy Gina obwieściła, że jest w ciąży minęły dwa tygodnie. Thomas oczywiście co dzień próbował ze mną rozmawiać i choć początkowo byłam niechętna, doszliśmy do etapu, w którym jest mi obojętny. Jestem w stanie się z nim przywitać, porozmawiać o pogodzie. To chyba dużo, prawda? Pozostaje tylko jedno, czego zapomnieć nie potrafię. Z czym nigdy się nie pogodzę. Mianowicie ze stratą dziecka...

   — Tkwisz tu już godzinę, stało się coś nowego? — Michael jest niesamowity ze swoim podejściem. Jego charakter jest naprawdę rzadki. I chyba nadawałby się na psychologa. Większość ekipy zdaje sobie sprawę z tego, że pewne rany wymagają więcej czasu, by się zagoić, ale nie do końca potrafią zastosować tę wiedzę w praktyce. I też biorąc pod uwagę, że o poronieniu wie jedynie Karin, Gina, Michael i Thomas trudno ich winić.

   — Nic a nic.

   — W takim razie funt za twoje myśli.

   — Chciałbyś. Za bardzo jesteś podobny do Marka.

Lüdwitz wybucha śmiechem.

   — A co on ma do tego?

   — Jest plotkarą. — Prostuję.

   — Teraz to zabolało. — Kładzie dłoń na sercu w zabawnym geście. Mimowolnie się śmieję.

   — Nie jest łatwo stracić bliską osobę. — Wzdycha po chwili. Teraz to on spogląda zamyślony w dal.

   — Masz na myśli syna? Słyszałam o nim odrobinę.

   — Ogólnie rodzinę. Ale w tej kwestii chodziło mi raczej o to, że rozumiem, co czujesz, mimo że nie przeżyłem dokładnie tego samego.

   — Nie poznałam swojego dziecka. Nie wiem nawet jakiej płci było. Jak więc mogę za nim tęsknić? — Reaguję nieco zbyt agresywnie. Myślę, że to swego rodzaju mechanizm obronny. Chyba opanowałam go do perfekcji i uaktywnia się niekiedy nawet przy Michaelu.

   — Było częścią ciebie. Czymś, co spajało cię z Thomasem, a teraz straciłaś swoją wymówkę.

   — Wymówkę? O czym ty mówisz.

   — Doskonale wiesz, o czym.

   — Nie, nie wiem!

Odchodzę, bo nie da się tego słuchać. Nie jestem na niego zła. Nie umiałabym. Kocham każdego z ekipy i za każdego oddałabym życie. Tylko jestem zmęczona tym, że ktoś ciągle wtrąca się w moje życie. Chcę się oddać pracy. Nic więcej mnie nie interesuje.

Łatwo sobie wmawiać, lecz trudniej w to uwierzyć...

Siadam w pokoju przy stole i kładę na nim głowę. Mój niby zwyczajowy gest, a tak aktualnie potrzebny. Wzdycham. Łatwiej chyba było, gdy nikt się mną nie interesował. Ale wiem, że wcale tak nie uważam.

   — Potrzebuję cię. — Dobiega mnie głos Karin.

   — Do czego? — Mruczę. Zastanawiam się przy okazji, kiedy z Michaelem w końcu omówią kwestię ich relacji. Można się poparzyć napięciem od nich płynącym. I to niby ja nie ogarniam swoich uczuć! Śmieszne.

Opfer der LiebeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz