Jeongguk
Jak tylko wstałem wiedziałem, że coś pójdzie nie tak i praktycznie od samego rana coś szło nie tak. Kiedy miałem wychodzić do pracy oblałem się wodą i na ostatnią chwilę musiałem się przebrać, budząc przy tym Jimina, który nie wiedział co się dzieje. Przeprosiłem go szybko i wybiegłem z domu, aby dowiedzieć się, że moje auto nie chce odpalić i muszę zadzwonić po taksówkę. Miałem niecałe dwadzieścia minut, aby dotrzeć do firmy na jedno z trzech ważnych spotkań dzisiejszego dnia. To było wręcz niewykonalne, do centrum jechało się co najmniej piętnaście minut, a żeby taksówka dotarła do mnie, kolejne tyle.
Cudnie.
Wróciłem do środka i wyglądałem przez kuchenne okno, aby wiedzieć czy może pojazd podjechał. W międzyczasie do pomieszczenia przyszedł Jimin, dalej zaspany, ubrany w piżamę.
- Myślałem, że wyszedłeś- powiedział i dał mi buziaka w policzek, kierując się do lodówki.
- No tak było, ale auto nie chcę odpalić, nie wiem czemu, ale nie mam czasu nad tym myśleć teraz - pokręciłem głową. - Zamówiłem taksówkę, zaraz powinna być.
Młodszy skinął tylko głową, a chwilę później widziałem kątem oka jak łapie się za brzuch i lekko marszczy twarz na znak bólu.
- Wszystko w porządku?- spytałem, będąc zdecydowanie bardziej przejęty jego samopoczuciem niż spotkaniem.
- Tak - zapewnił. - Nie martw się, to nic takiego. Jak coś to będę dzwonić.
- No mam nadzieję, że nic się nie stanie - powiedziałem, krzywiąc się na tą myśl, a i moja alfa zaczęła wariować. - Wiesz co? Spróbuję poprzekładać te spotkania i wrócić jak najszybciej do domu.
- Daj spokój, nic mi nie będzie - obiecał, ale ani trochę mnie to nie uspokoiło. - Idź, taksówka już jest.
Bardzo niechętnie, ale wziąłem swoje rzeczy i uprzednio dając mu buziaka, wyszedłem, czując wewnętrznie, że wcale nie powinienem.
*
Kiedy wyszedłem z ostatniego tego dnia zebrania od razu popędziłem do gabinetu, żeby zabrać swoje rzeczy i wrócić do domu. Namjoon i kilka innych najbliższych współpracowników chcieli mnie zatrzymać i porozmawiać chwile o sukcesie jaki odnieśliśmy, ale jedyne o czym potrafiłem myśleć to Jimin. Nałożyłem marynarkę, wziąłem teczkę, a po drodze do windy wyciągnąłem telefon, żeby upewnić się czy przypadkiem młodszy nie dzwonił. I o mało nie dostałem zawału kiedy zobaczyłem ponad czterdzieści nieodebranych połączeń od Jimina i Hoseoka. I jednego sms'a, który głosił: „jesteśmy z Jiminem w szpitalu".
Od razu zacząłem oddzwonić albo do jednego, albo do drugiego, ale tym razem to po ich stronie była cisza. Serce biło mi niemiłosiernie, miałem wrażenie, że wyskoczy mi z klatki piersiowej.
Po drodze na parking, na którym zawsze stała choć jedna taksówka, spotkałem Namjoona, który spytał co się stało i czemu jestem taki blady, ale ja odpowiedziałem mu tylko jedno słowo: Jimin i biegiem ruszyłem na dół, ignorując jego wołania za mną.
Jakby pecha było mało to w połowie drogi utknąłem w korku, ale jedynym plusem było to że Hoseok do mnie zadzwonił.
- Czemu nie odbierałeś? - to pierwsze co usłyszałem.
- Miałem spotkanie i nie wziąłem telefonu - wyjaśniłem, przeczesując włosy. - Stoję w korku, ale za niedługo powinienem być. Wszystko z Jiminem w porządku? I z dzieckiem?
- Tak - westchnął. - Teraz już tak. Były jakieś komplikacje i musieli robić cesarkę. Jimin odpoczywa, a z dzieckiem mimo tego, że urodziło się za wcześnie, jest zdrowe i wszystko z nim dobrze.
Czułem jak oczy zachodzą mi łzami a z serca spada ogromny ciężar. Chciałem mu coś odpowiedzieć, ale totalnie się rozkleiłem i gdybym coś powiedział byłoby to idealnie słychać. Zdecydowanie potrzebowałem chwili.
- Żyjesz? - zapytał po jakimś czasie.
- Tak - skinąłem głową, nawet jeśli tego nie widział. - Gdzie jesteście? Wyjeżdżam z korka, zaraz będę.
- Czekam na Ciebie przed wejściem. Jimin już chcę Cię zobaczyć.
W odpowiedzi mruknąłem i rozłączyłem się. W głowie błagałem, że auta w magiczny sposób zniknęły i abym mógł jak najszybciej zobaczyć syna i Jimina.
Kilka minut później szedłem w kierunku wejścia, a jak tylko zobaczyłem Junga, szybko się przywitaliśmy i ruszyłem za nim. Sala na której leżał Jimin znajdowała się na drugim piętrze, a w pomieszczeniu był sam. Hoseok nie wszedł do środka ze mną, chcąc dać nam chwile prywatności.
Podszedłem do niego, a on mimo tego, że był trochę bledszy niż zwykle, uśmiechnął się do mnie i wyciągnął do mnie dłoń, którą od razu chwyciłem i złożyłem na niej buziaka. Usiadłem na krześle stojącym obok. Przeczesałem jego włosy i nachyliłem się, składając kilka dłuższych lub krótszych buziaków na jego ustach oraz twarzy.
- Przepraszam, że mnie nie było - powiedziałem, po tym jak młodszy chciał żebym się obok niego położył i jakiś cudem zmieściliśmy się na cholernie wąskim łóżku. - Strasznie Cię przepraszam, nie powinienem iść dziś do pracy.
- Nie mogłeś wiedzieć, że tak się potoczy - zapewnił, bawiąc się moimi palcami. - Nie powiem trochę się bałem i chciałem żebyś był, ale teraz nie ma co tego roztrząsać, poza tym rozumiem, że miałeś spotkanie i to nie twoja wina.
- Chciałem przy tobie być- zapewniłem, przeczesując jego włosy- Strasznie mi źle z tym- chwilę milczałem i wpatrywałem się w jego zmęczoną, ale dalej piękną twarz.- Kocham Cię - mruknąłem i złożyłem pocałunek na jego czole.
- Ja Ciebie też - odparł z uśmiechem. - Za godzinę ma przyjść pielęgniarka z Jaeho.
- Jezu, już się nie mogę doczekać- zapewniłem, gryząc wargę. - W aucie się poryczałem, więc przygotuj się, że będzie powtórka z rozrywki.
Jimin tylko zaśmiał się. Rozmawialiśmy trochę, ale moje myśli pochłonięte były synem, którego za kilkadziesiąt minut będę mógł zobaczyć po raz pierwszy w życiu. Naprawdę nie sądziłem, że to może być aż takie ekscytujące, ale z tego wszystko nawet nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca. A Jimin tylko śmiał się i kręcił głową kiedy widział jak chodzę między łóżkiem, a drzwiami wyczekując pielęgniarki z moim synem.
miłego dnia♥
jak przygotowania do świąt?
CZYTASZ
home | jjg+pjm
Fanfictiondruga część office! If you live to be a hundred, I want to live to be a hundred minus one day so I never have to live without you jjg+pjm abo/fluff/smut/angst