macie fragment jedynej rzeczy, którą napisałom po polsku od miesięcy
— ///////////*? — zapytał Elgar osobę, za którą stanął.
Klub spowity był ciemnością, przerywaną jedynie powolnie sunącymi po parkiecie kolorowymi światłami. Bar był nieco bardziej oświetlony i mimo, że Elgar nie mógł rozróżnić kolorów, wiedział, że poświata na profilu osoby, której szukał, powstała przez neony podczepione pod blatem. Zerkając na ów blat, Elgar domyślił się, że ta osoba jest tu już od jakiegoś czasu i wypiła mnóstwo alkoholu. Mimo zwolnionej reakcji na pytanie, odwróciła się i zmierzyła go wściekłym spojrzeniem przymrużonych oczu.
— Jestem kurwa trans. Nie nazywaj mnie tak. Nigdy.
Elgar prawie cofnął się o krok. Zamarł jednak, gdy czarnowłosa osoba zachwiała się na taborecie, który zajmowała.
— Przepraszam, nie wiedziałem. Jak masz na imię?
Nie odpowiedział mu. Zamiast tego uderzył otwartą dłonią w lepki blat i machnął pustą szklanką na barmankę, jakby byli dobrymi przyjaciółmi.
— Idę zapalić, okej? Nie uciekam.
Elgar doznał wrażenia, że to kłamstwo. Mimo to bez słowa ruszył za osobą, której żal go tu przyzwał.
Pijany chłopak ledwo wspiął się po kilku czerwonych stopniach prowadzących na zewnątrz, gdzie padał lekki deszcz. W ciemności, jak w kałużach, topił się dym papierosów. Ich własne oddechy miały zaraz dołączyć. Jako że Elgar również palił, wyjął z kieszeni płaszcza swoje papierosy i zapalniczkę. Zanim jednak zdążył odpalić, usłyszał kolejne przekleństwo. A późnij pytanie.
— Masz ognia?
Elgar wyciągnął swoję dłoń w stronę towarzysza i w ogniu swojej zapalniczki w końcu dojrzał poczerwieniałą, zmęczoną twarz duszyczki, dla której tu się pojawił.
— Jak masz na imię? — zapytał ponownie i zapalił swojego papierosa.
Zaciągnął się. Milczący towarzysz również. W nocy nad ich głowami i pod stopami inne przyciszone głosy mrowiły Elgara po policzkach, jak krople deszczu na powiekach i nosie.
*dead name