Agness's POV
— Jak leziesz gówniaro!- krzyknął jakiś idiota, który na mnie wpadł gdy szłam moją ulicą.
— Ja? - odpowiedziałam ze zdziwieniem - To Pan łazi środkiem chodnika, z tym kundlem, który plącze się tylko miedzy nogami. Wydłużył byś mu człowieku tą smycz, bo ledwo co dostaje do ziemi! - wykrzyknęłam z wielką irytacją.
No kurwa, szkoda psa. Nawet ładny z niego kundelek.
— Znalazła się wybawicielka uciśnionych praw zwierząt - prychnął mi prosto w twarz.
No debil.
— Nie wybawicielka, a osoba, która nie odwraca wzroku od krzywdy innych - odpowiedziałam z niebywałym opanowaniem.
Aż dziwne.
Starszy mężczyzna tylko popatrzył na mnie jak na idiotkę, i z prychnięciem przeszedł obok mnie tracąc mnie ramieniem. Już miałam mu coś powiedzieć, ale przerwał mi w tym pewien chłopak, a raczej czynność którą wykonywał. Osoba, po drugiej stronie ulicy przy pobliskim parku, siedziała na ławce przy fontannie z papierosem w ustach i przyglądała mi się z jawnym zainteresowaniem.
No cholera go tam wie ale się ciul na mnie gapił, a ja nie lubie jak ktoś się gapi, wiec jak to ja oczywiście, przechodząc na drugą stronę drogi. Miałam już w głowie jak mu nagadam, w sumie o byle gowno no, ale przecież dzień bez dramy to dzień stracony jak to mawia mój przyjaciel, do którego właśnie kroczyłam przez tą cudowną dzielnice w pięknym Mill Valley.
O ironio.
Gdy byłam zaledwie pare metrów od obiektu wywodu moich żali, coś mi wypełzło pod nogi i jakże niefortunnym upadkiem wpadłam to tej jebanej fontanny. Tak. Do. Fontanny. I to przez kogo? Przez tego wyliniałego kundla od tego przychlasta z chodnika.
Mówiłam ze jest ładny?
Cofam to.Po kilku sekundach wynurzyłam się z wody, stanęłam na nogach i uświadomiłam sobie, że właśnie zamoczyłam moje nowe vansy. Boze, zabijcie mnie. W chwili gdy miałam już wychodzić, usłyszałam śmiech. Męski śmiech. Odwróciłam się w prawdą stronę i ujrzałam dobrze zbudowanego bruneta, który przyglądał mi się kilka minut temu. Byl ubrany w ciemne jeansy i niebieską bluzę zakładaną przez głowę, która opinała jego szerokie ramiona. Najpierw bezczelnie się na mnie gapił, teraz jeszcze napieprza się ze mnie na całego, dziwne ze go się słychać po drugiej stronie parku, bo tak drze kopare, że obudził by mnie w środki nocy będąc pod moim balkonem. A ja mam mocny sen i nie ma dźwięku, który by mnie obudził. No dobra, moze tylko moj budzik, który gra nową piosenkę Zayna. Ale umowny się, ten człowiek ma tak anielski głos, ze obudziłby nawet mojego chomika, który zdechł jak miałam siedem lat i leży zakopany w ogródku mojej babci. Czemu nie u mnie? Bo moja matka kilka dni przed tą jakże wstrząsającą tragedią zasiała trawę za domem i zabroniła mi tam chodzić, a co gorsza godnie pochować Stefana.
Wracając.
Ten ćwok nadal stał i śmiał się w niebo głosy z mojego wypadku. No kurwa. Wyjebie mu.
— Co cię tak bawi? -zapytałam niby ze znudzeniem, ale w środku to aż się we mnie kotłowało. Dziwne ze ta woda ze mnie nie wyparowała pod wpływem wrzenia w moim organizmie.
— Mnie? Nie, nic. - ledwo odpowiedział, przez spazmy śmiechu. Miał zaciśnięte oczy, a w jego kącikach mogłam dojrzeć łzy wywołane ową sytuacją.
Spojrzałam na niego jakbym miała już mu conajmniej przywalić i zrobiłam jeden krok w przód, ale przecież życie mnie nie lubi i musiałam zaplatać jedną nogę w jakiegoś chwasta na dnie zbiornika i prawie uderzyć głową o betonową oprawę fontanny, gdyby nie pewne ręce , które podtrzymały mnie w stabilnej pozycji.
CZYTASZ
Drowning in the past
Teen Fiction„ Kiedy będziesz patrzył nocą w niebo, będzie ci się wydawało, że wszystkie gwiazdy śmieją się do ciebie, ponieważ ja będę uśmiechał się na jednej z nich." ~ „Mały Książę" Antoine'a de Saint-Exupéry