3. Nie patrzenie pod nogi masz już w swojej naturze.

38 7 153
                                    


Zapraszam!
Będziecie wiedzieli kiedy włączyć piosenkę.

Alec POV

Przemierzałem ulice Mill Valey, przypominając sobie czasy, gdy tędy jeździłem na desce, z moimi kolegami z osiedla. Wtedy było wszystko łatwiejsze i bezproblemowe. Chciałbym wrócić do momentu przeprowadzki i zdecydować inaczej. Jak mogłem opuścić moje rodzinne miasto? Przecież tylko tu byłem tak szczerze szczęśliwy.

Ale jej już tu nie było, więc nic mnie tu nie trzymało.

Prawda, jej już nie było i nigdy nie będzie. Nie będzie tu Grace Johnson. Mojej matki. Kobiety, która wychowała samotnie mnie i moje rodzeństwo. Kobiety, która oddałaby życie za swoich bliskich.

W apogeum moich myśli, doszedłem do pobliskiego parku w centrum miasteczka. Przypomniałem sobie pierwsze spotkanie z uroczą blondynką. Agness. Mała, pyskata dziewczyna, która zwróciła moją uwagę swoim niewyparzonym językiem.

Osobiście nie jestem typem osoby, która emanuje swoją radością na lewa i prawo, ale nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy zobaczyłem dziewczynę wychodzącą z wody. Cała w glonach i mokra od wody Nessy, prezentowała się nadzwyczaj... urokliwie. Tak, to słowie idealnie opisują niską blondyneczkę.

Moje rozmyślenia przerwał dzwoniący telefon. Na ekranie widniał numer mojego przyjaciela, wiec odebrałem połączenie, przykładając urządzenie do ucha.

Cześć stary, mam do ciebie sprawę. - było pierwsze co usłyszałam.

— No słucham. - mruknąłem pod nosem.

Obiecałem Ell, że podwiozę ją i jej kuzynkę do domu, a gdzieś w szkole zgubiłem kluczki do auta. Proszę cię, przyjedź pod naszą szkołę i zabaw się w taksówkę. - nawijał tak szybko, że ledwo zrozumiałam co mówi.

Debil.

— Jakim cudem zgubiłeś kluczyki? - zapytałem, wstając z ławki. Wiedziałem, że tak, czy siak będę musiał jechać po Flynn’a, więc wolałem dojść szybciej do domu.

Nie wiem, miałem je przez cały dzień w kieszeni, a gdy wyszedłem ze szkoły już ich nie było. Obiecałem Eleonor podwózkę, do jej kuzynki, która tez potrzebuje jakoś dojechać do domu. Czekamy w trójkę pod muralem z graffiti, wiesz gdzie? - zapytał. 

— Tak wiem, będę za jakieś piętnaście, może dwadzieścia minut. - oznajmiłem, gdy już prawie widziałem mój dom.

Dzięki Alec, ratujesz mi dupę. - odetchnął z wyczuwalną ulgą.

— Braci się nie zostawia w potrzebie, co nie? - rozbawiony odpowiedziałem naszym powiedzeniem z dzieciństwa. - Dobra kończę bo jestem już przy aucie. Cześć. - zakończyłem połączenie i wsiadłem do pojazdu.

***

Jadąc moim samochodem, słuchałem radia, natrafiając na piosenkę, która ostatni czasy często mnie prześladowała.

Take your battle stations/ Zajmij swoje stanowisko bojowe.
I ain't on vacation/ Nie jestem na wakacjach.
I'm just glowing up/ Po prostu ja się rozpalam.
Livin' out aspirations/ Żyć aspiracjami.

I beat the expectations/ Pokonałem oczekiwania.
And changed the generations/ I zmienił pokolenia.
And I'm still jumpin' fences/ I nadal skacze przez płoty.
And you're just imitations/ A jesteście tylko imitacjami.

Tekst, praktycznie idealnie opisuję moją aktualną sytuacje. Wróciłem do rodzinnego miasta, nie na wakacje, jak to zwykle robiłem. Przyjechałem tu na stałe, by prowadzić wraz z moim wujkiem wspólny biznes.

Drowning in the pastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz