Rozdział IV - Przedstawienie trwa tylko w maskach

62 7 3
                                    

Wyszedł jak król.

Po chwili znowu stając się zagubionym dzieckiem.

Gdy tylko kotara – służąca za prowizoryczne drzwi – znieruchomiała, Canute westchnął ciężko. To nie była miła rozmowa. To nie tak miało wyglądać. Nic nie było takie, jakie powinno. Wszystko było nie tak. Ha, cały dzień jawił się mu jako kara boska, za grzechy Danii.

Jeszcze kilka tygodni temu, marzył o tym, by wrócić ze splamionego wojną kraju. Z wyklętej Anglii, w której nawet szum wiatru, zdawał się nieść ze sobą echo wrzasku mordowanych, a z gleby sączyła się krew.

Teraz był uwiązany w niej własną zbrodnią.

Brodził w łzach skrzywdzonych, by po chwili topić się w ich oceanie, nie mogąc nabrać wdechu. Dławił się kłamstwami, które jeszcze nie opuściły jego ust. Brzydził się rozkazów, których nie wypowiedział. Widział ciała, które będą ciążyły na jego sumieniu. Ulegał myślom, że wyrok na nim już zapadł. Zostanie królem, równało się byciem mordercą, zdrajcą, bezdusznym katem. A on właśnie sam się nim ogłosił.

Canute mocniej zacisnął palce na aksamitnym materiale, jakim był wyściełany jego płaszcz. Był na zewnątrz ledwie kilka chwil, a już paliczki jego palców już zsiniały od mrozu. To była zimna noc. W sercu Canute'a najzimniejsza, jaką przeżył, ponieważ przez kilka godzin jego sumienie zamarzło. Rozbiło, skalało i scaliło w jedno, jako zaprawy używając lodu.

Trzęsące się dłonie schował za płaszczem – musiał się zebrać w sobie. NIKT nie mógł zobaczyć go w tym stanie. Małymi krokami, najpierw przymknął powieki, żeby uspokoić rozbiegany wzrok. Westchnął ciężko, normując oddech, rozluźniając zaciśnięte wargi, które groziły tym, że zaraz zaczną drżeć. Odgarnął długie włosy zachodzące na twarz. Odwracając się w stronę obozu, na jego obliczu pojawiło się stalowe opanowanie.

Maska została nałożona.

– Nikt nie ma prawa tam wejść, odpowiadacie za to swoimi głowami – szorstki rozkaz opuścił usta króla, kiedy zwracając uwagę najbliższych strażników, skinął ręką w kierunku królewskiego namiotu. Mężczyźni wytrzeszczyli oczy, zdziwieni chłodem jego głosu, jednak nie ważyli się sprzeciwić. Wymamrotali jedynie ciche „Tak, Panie".

Szedł przed siebie, przyciągając wzrok ludzi dookoła. Większość kłaniała mu się, inni klękali, a niektórzy odwracali głowy. Niemo przekazywali pogardę, nawet nie próbując się z tym kryć, czując się bezkarnymi w stosunku do młodzieńca – nie uznali go. Jego spojrzenie wolno, z dawką pewnej rezerwy, prześlizgiwało się od człowieka do człowieka. Jestem królem, jestem królem, powtarzał w myślach, podnosząc wyżej podbródek. Jednak nadal nie mógł do końca przyswoić tego faktu, cały czas w głębi jego czaszki łomotały słowa, które jeszcze do niedawna dodawały mu otuchy: jestem księciem. Stalowy miecz, w nieznanym dotąd Canute'owi uczuciu ciążył u boku. Brudny, od ubłoconych butów, śnieg chrzęszczał pod jego nogami. Wpatrywał się w chmury, które gęsto przesłaniały niebo, tworząc bladoszarą skorupę. Wiatr wprawiał w szelest dziesiątki namiotów rozstawionych na polu. Dźwięki zlewały się, nucąc nieuchwytną dla jego pamięci melodię.

Nie wiedział dokładnie, gdzie idzie. Byle przed siebie. Pchany przez dziwne przeczucie, że jeśli teraz nic nie zrobi, przepuści szansę. Szansę... ale na co? Na przekonanie swoich ludzi, że zasłużył na koronę? Sam nawet nie był przekonany, czy może nazywać ich swoimi. Bez złudzeń miał świadomość, że dla większości wojów najważniejszy był żołd. A kto go wydawał, nie miało najmniejszego znaczenia. Wczoraj jego ojciec, dziś on.

Zatrzymał się, kiedy w zasięgu jego wzroku pojawiła się emanująca złością sylwetka. Kruczoczarne, rozwichrzone i zaniedbanie włosy zostały przeczesane ręką w nerwowym geście. Mężczyzna nie wyglądał na jednego z arystokratów, którzy pojawili się poprzedniego dnia. Świadczył o tym nie tylko ubiór, ale również postawa. Nie miała w sobie nic z dostojności, jaka była typowa dla szlachetnych rodów. Prawdopodobnie był zwykłym wojownikiem, jakich dziesiątki stacjonowało w okolicy, przez przemieszczanie się wojsk zgodnie z rozkazem Sweyna.

Pozbawieni pięknaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz