Ciało pod jego dłonią zaczęło się trząść. Canute spojrzał na Thorfinna, mimo że wyraz jego twarzy się nie zmienił, ręce chłopaka zadrżały spazmatycznie. Był w szoku, czuł, jakby po raz drugi wylądował na łodzi ojca. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Otoczony przez nieznajomych. Po raz pierwszy od bardzo dawna się bał. Zastanawiał się, kiedy ktoś go zaatakuje. Jedynym punktem zaczepienia była twarz o delikatnych rysach. Powinien nienawidzić Canute'a, przecież to on wbił miecz w serce Askeladda. Jednakże tylko jego postać trzymała jego umysł w ryzach. Gdyby nie ten chłopak już dawno wyłby jak zraniony wilk. Świadomość ta nie zmieniała tego, że mu nie ufał. Nie stracił do niego zaufania, po prostu nigdy przed nikim nie odsłonił swoich pleców. Nie chciał złudnego poczucia bezpieczeństwa. Nie chciał zostać zranionym kolejny raz.
Książę dziękował wszystkim istniejącym bóstwom za to, co zrobił Thorkell. Teraz nikt nie patrzył się na Thorfinna. Mógł jeszcze rozegrać to tak, by oboje wyszli z tego z twarzą. Wystarczy, że odwróci ich uwagę i szybko pozbędzie się ludzi z budynku. Salę w tym czasie ogarnęła fala niezrozumiałego szumu, jaki powstał przy szepcie kilkunastu osób próbujących dyskretnie (jak na wojowników) przedyskutować zaistniałą sytuację. Kilka jednostek, które zachowało przyzwoitość i było cicho, patrzyło się ze zdegustowaniem na rozmawiających lub wbijało wzrok w ziemię. Canute pchnął lekko ramie nastolatka, chcąc zwrócić jego uwagę, po czym wyszeptał kilka słów. Tych słów, przez które zamglone oczy Thorfinna rozszerzyły się w szoku.
− Możesz mnie nienawidzić, ale przynajmniej raz to ja ochronię ciebie − wyszeptał cicho, spoglądając na niego i szybko odwrócił wzrok.
Podszedł do leżącej na podłodze korony. Splamiona krwią dwóch mężczyzn obrzydzała go swoim grzechem. Jednak wiedział, że dla innych była świętym gralem, zakazanym owocem, który on miał zerwać. Jeszcze jakiś czas temu rozpaczałby nad swoim losem, szukał pocieszenia w modlitwie i wierze. Tylko że teraz wiedział jedną rzecz. Bóg jest największym hipokrytą z wszystkich istot, które stworzył. W takim razie czego miałby się bać, zabrać ambrozję, która pozwoli im przetrwać? W tym momencie nie obchodziło go, że była spaczona, nieczysta, obrzydliwa.
Podniósł koronę nonszalanckim gestem i bez cienia grymasu założył na głowę. Nie zwracał uwagi na pojedyncze, szkarłatne krople, które ociężale spływały, plamiąc złociste pasma włosów. Spokojnym, ale pewnym siebie, wręcz arystokratycznym krokiem wszedł na podwyższenie. Ostatni raz omiótł wzrokiem zalaną krwią podłogę i bezgłośnie westchnął, przymykając oczy. Po zaledwie kilku sekundach otworzył powieki, całkowicie niszcząc swoje dawne oblicze zagubionego chłopca.
Zimnym spojrzeniem przygwoździł wojowników, których twarze wykrzywiły się w niedowierzaniu. Nie mogli uwierzyć w to, co widzą − chuderlawy, niepewny młodzieniec na ich oczach przeistoczył się w mężczyznę, przywódcę, wojownika.
W króla.
Cisza momentalnie rozniosła się po pomieszczeniu. Jak świt, który przełamuje nagle mrok, rozmowy przerwały się gwałtownie. Wojownicy opadli z głuchym łoskotem na kolana. Przez krótką chwilę nerwowo zerkali na Canute'a, by po chwili równie niespokojnie, aczkolwiek z szacunkiem wbić wzrok w ubitą ziemię.
− Słuchajcie mnie wszyscy! − Podniesionym głosem zaczął nastolatek, a ludzie przed nim drgnęli. Niezbyt obszerna przestrzeń budynku (mimo że przystrojona dla króla), w której się znajdowali nagle, wydała się im mało adekwatna do sytuacji w jakiej się znaleźli. − Były król, Jego Wysokość, Król Sweyn, został zamordowany.
Po tych słowach zamilkł na prawie niezauważalną chwilę i spojrzał w stronę Thorfinna. Był widocznie zdezorientowany, ale wydawał się już bardziej zauważać to, co się wokół niego działo. Thorkell w międzyczasie przysunął się lekko w stronę nastolatka. Położył rękę na ramieniu Thorfinna w uspokajającym geście. Chłopak skamieniał pod wpływem dotyku. Mężczyzna, zauważając to, zacisnął palce, jakby chciał kazać mu nie robić nic głupiego, po czym opuścił rękę.
CZYTASZ
Pozbawieni piękna
FanfictionObnażone z duszy istoty zrzuciły maskę. Tylko szczerzą swe brudne kły. Dziki szał pęta ich ciała. Łańcuchy krępują ich sumienie. Pozbawieni granic. Pozbawieni piękna. Do pełnego zrozumienia opowiadania potrzebna jest znajomość pierwszego sezonu a...