Oboje opadliśmy bezwładnie na podłogę. Dysząc i próbując przywrócić nasze tętno do normalności.
-Cholera Harry..
-Chcesz jeszcze raz?
-Chcesz mnie zabić?
-Taki mam plan. - obróciłem się aby móc na niego spojrzeć. Miał zaczerwienioną twarz, na jego czole pojawiły się krople potu. Jego oczy pozostawały zamknięte, więc mogłem się mu przyglądać. I badać jego ciało.
-Louis, jesteś przepiękny.
Delikatnie sie uśmiechnął powoli otwierając oczy.
-Chyba nie widziałeś siebie.
Uniósł się na łokcie. Usiadłem na niego okrakiem.
-Najchętniej zerżnąłbym Cię jeszcze raz. - wyszeptałem całując jego szyję.
-Styles, uspokój się zanim znów będę na baczność.Wzięliśmy prysznic i zasnęliśmy jak dzieci.
***
(Louis)
-Pamiętasz co mi obiecałeś?
-Obiecałem Ci wiele rzeczy.
Loczkowi zrzedła mina. Musiałem ratować sytuacje. Pocałowałem jego podbródek.
-Pamiętam Harry. Dotrzymam obietnic.
Pocałowałem jego uśmiechające się teraz usta.
Harry przyciągnął mnie do siebie i usadowił na swoich kolanach.
-Jedz śniadanie Styles. Zaraz wychodzimy. - Pocałowałem go w czoło.
-Gdzie?
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Krzyknąłem za sobą wychodząc do pokoju w celu ubrania się.Harry biegał z łazienki do pokoju. Zrobił z 10 tysięcy kroków w ciągu 15 minut.
-Jak mam się ubrać?
-Tak jak zawsze, kochanie.Nerwowo krzątał się po garderobie. Przebierając w swoich licznych koszulach.
-Hazz, we wszystkim wyglądasz jak ostatnie bóstwo.
-Tylko tak mówisz.Złapałem jego biodra, przytulając i całując jego plecy.
-Mówię tak, bo to prawda. Jesteś najpiękniejszym stworzeniem na całym świecie.
-Ale nie w tym pomieszczeniuObrócił się na piecie całując mnie namiętnie.
-Zdążymy się jeszcze pokochać?
-Gdybyś nie stroił się dwie godziny, zrobilibyśmy to dwa razy. A teraz wciągaj na siebie tą koszulę. Musimy wychodzić.*Harry*
Droga niemiłosiernie się dłużyła. Louis milczał, nie mówiąc gdzie mnie zabiera. Próbowałem wszystkiego aby to z niego wydusić.
-Harry, mozesz sie zamknąć?
-Nie!
Próbowałem zaprotestować ale zatkał mi usta swoim językiem.
-Zamknij tą piękna twarz, jesteśmy na miejscu.Wysiadłem z auta. Droga się kończyła. Nie było tu nic. Puste niezabudowane pola.
-Louis... Co to jest do cholery?Stanął naprzeciw mnie. Obejmując mnie delikatnie.
-Nie podoba ci się?
-Podoba?
Nie brzmiałem przekonująco.
Otworzył bagażnik wyjmując z niego koc.
-Harry, nie domyślasz się?
-Piknik na pustkowiu?Wskazał mi miejsce obok siebie.
-Zabrałem Cię na koniec świata. Nie jest to potwierdzony i rzetelny koniec świata. Ale od dziś będzie to nasz koniec świata.Przyssałem się do jego dolnej wargi.
-Wystroiłem się jak stróż w boże ciało.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Wyglądasz przepięknie.
-I nikt nas tu nie znajdzie. - dodałem sięgając ręka do jego rozporka.Louis wciągnął powietrze przez zęby.
-Aż tak na ciebie działam?
-Nie przekonałeś się wczoraj?Zacząłem się do niego dobierać, gdy nagle telefon Louisa zaczął dzwonić.
Spojrzał na ekran i odskoczył odemnie.
Odszedł na bok, aby móc z kimś porozmawiać.
Gdy wrócił byłem już w bojowym nastroju.
-Co to było do cholery?
-telefon?
-Znów zaczynają się tajemnice?
-Nie kochanie.
-W takim razie pokaż mi kto dzwonił!Louis schował telefon do kieszeni.
-Zaufaj mi proszę. - próbował pocałować mnie w usta - proszę. - musnął delikatnie mój policzek.-nie chce się z tobą kłócić na końcu świata.
Mimowolnie się uśmiechnąłem. Jednak nie byłem spokojny. Nie podobało mi się to zachowanie.
CZYTASZ
IT WAS ALWAYS YOU.
FanficMiłości nie da się zdefiniować. Musisz tego doświadczyć aby to zrozumieć. Harry i Louis są tego doskonałym przykładem. Ten pierwszy, pod każdym względem oddany. Ten drugi pogubiony. Kiedyś podążali razem jedną ścieżką. Natrafili na skrzyżowanie i po...