Część 11.

612 58 29
                                    

*Louis*
Poszliśmy na aleje gdzie zazwyczaj przesiadywaliśmy wiele godzin, że względu na to że była opustoszała. Nie zadawalała architekturą ani krajobrazem.
Byliśmy tylko my i dwójka starców, grających w szachy. Pomyślałem że, chciałbym abyśmy kiedyś byli to my.

-Pamiętasz jak błąkaliśmy się po okolicy, zwyczajnie tracąc czas?
-Nie traciliśmy czasu. Rozmawialiśmy, a wszystkie moje ulubione rozmowy toczyły się z Tobą.
Wystawił szereg swoich białych zębów. Po czym dodał
- Nikt mnie nigdy tak nie zauroczył.
Odwzajemniłem uśmiech. Gdyby wiedział jak rozpłynęło się moje serce...
-Wszystkim przyjaciołom to mówisz?
-Tylko tym wyjatkowym
Oboje zasmialiśmy się. Wesoła melodia za którą tęskniłem.
-Harold, nie możesz mówić mi takich słów - zaczął bacznie mnie obserwować.- A później zostawić mnie na lodzie, który nazywasz PRZYJAŹNIĄ.
-Nigdy nie zostawiłem Cię na lodzie.
-Wiem..
Spojrzałem mu głęboko w oczy.
-Wszystko czego potrzebowałem dostawałem od Ciebie.
Kącik jego ust delikatnie uniósł się w górę.
Gdyby wiedział jak pięknie dziś wygląda... Harry postanowił szybko sprowadzić mnie na ziemię, tymi słowami.
-Ja jedyne czego od ciebie chciałem... To żebyś jednego razu wybrał mnie.

Chwilę zastanowiłem się nad odpowiedzią.
-Kochanie... To zawsze byłeś Ty. Kiedy pozwalałem Ci odejść żyłeś w mojej wyobraźni.

*Harry*
Cieszyłem się z tych słów. Byłem juz jednak wyczulony na słowa. Więc nie chciałem tryskać entuzjazmem.

-Styles, teraz stawiam na ciebie wszystkie karty.
Stanął naprzeciw mnie, nie dając mi iść dalej. Złapał moją dłoń. Wyglądał przy tym tak pięknie.
-Tylko proszę Cię o jeszcze jedną szansę.

Miałem wrażenie, że brak mi tchu, jednocześnie chciałem objąć jego twarz w moje dłonie.
- Lou... Potrzebuję czasu.
W mojej głowie panował totalny mętlik.
- Dostajesz go, tyle ile zechcesz... Dzięki temu zwrócę część tego który straciłeś na mnie.

IT WAS ALWAYS YOU. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz