rozdział pierwszy, czyli nieelitarność i zimna kawa

342 28 118
                                    

Ignacy przetarł zaspane oczy i poprawił zwisającą z łóżka kołdrę, zerkając na telefon. Dochodziła jedenasta. Co prawda lekcje dla jego klasy trwały już od paru godzin - być może ominął nawet jakiś sprawdzian - ale o tak wczesnej porze nie zamierzał zawracać sobie tym głowy. Chłopak niespiesznie wstał z łóżka i podniósł leżącego na biurku laptopa. Włączył urządzenie i zalogował się w szkolnym systemie, dołączając do trwającej lekcji, która okazała się rozszerzoną historią. Szybko przejrzał zeszyt, kartkując ostatnie tematy, i usiadł na łóżku, opierając głowę o chłodną ścianę i przymykając brązowe oczy, zmęczone wielogodzinnym wpatrywaniem się w ekran i krótkim snem.

Wczoraj (no dobrze, już dzisiaj) znów zabawił na serwerze ze szkolną śmietanką towarzyską i poszedł spać chwilę przed czwartą. Nie zależało mu na tych ludziach - nie mógł ich nawet nazwać bliskimi znajomymi, a co dopiero przyjaciółmi - ale rozsądek podpowiadał mu, że kiedy było się do elity, trzeba było dbać o utrzymanie swej pozycji. Zresztą, co innego miał robić? Nie zależało mu na nauce, nie lubił sportu ani nie interesował się sztuką. Kiedy było jeszcze normalnie, często po lekcjach szedł z innymi w dalsze i mniej dostępne części parku, żeby zapalić lub poudawać rozmowę. (Cóż, rechotanie, niewybredne żarty i wyśmiewanie się z tych gorszych nie były czymś, co Ignacy nazywał rozmową. Dlatego też nigdy z nikim nie rozmawiał - to wymagało chęci, zaangażowania, nawet słownictwa dostosowanego do rozmówcy.)

Westchnął i poprawił poduszkę pod głową, ale nie czuł się zbyt dobrze, szczególnie psychicznie. Fizycznie był tylko niewyspany i było mu niewygodnie. Przewrócił się na materac, a sprężyny jęknęły cicho pod jego ciężarem. Naciągnął kołdrę na głowę, próbując zasnąć, ale nieprzyjemny głos nauczyciela tylko mu przeszkadzał, więc poszedł do kuchni po kawę, ziewając. Usiadł przy stole i oparł na nim łokcie, przeczesując ciemnobrązowe, nieułożone włosy. Od otwartego okna bił chłód, ale nie chciało mu się wstawać, więc tylko pił gorzką kawę, grzejąc zziębnięte dłonie o kubek i przykładając je do równie chłodnych policzków.

Nie wiedział, ile czasu spędził tak w kuchni, jednak sądząc po tym, że resztka kawy była już całkiem zimna, a szorstki głos nauczyciela historii zmienił się w piskliwe objaśnienia funkcji kwadratowej, musiało już minąć przynajmniej czterdzieści minut. Ignacy podniósł z podłogi zeszyt i w zadumie przerzucił parę kartek, po czym usiadł przy biurku i nagryzmolił w nim parę działań. Sprawdził odpowiedzi - okazały się poprawne, ale ochota do nauki już mu przeszła. Zmusił się do powtórzenia słówek z niemieckiego (miał zapowiedzianą kartkówkę i już dwie jedynki), opierając się o ścianę - kolejny zimny element w domu. I w jego życiu.

Ignacy był po prostu zmęczony, zmęczony tym wszystkim. Dniami przed komputerem, kiedy czas przeciekał przez palce, pozostawiając tylko mokre plamy wyrzutów sumienia. Wieczorami przed książkami, kiedy wpatrywał się w świąteczne lampki zapalone na ulicach miasta i w sąsiedzkich oknach, a w jego głowie i sercu tliła się tylko nędzna żarówka o ostatniej baterii. Nocami przed komputerem, kiedy próbował sobie wmówić, że ma szczęście, mogąc znajdować się na tym serwerze wśród tych ludzi i że nie może zaprzepaścić takiej okazji. Okazji do czego? Na to pytanie nie umiał odpowiedzieć.

Wsłuchiwał się tylko w słowa, które otaczały go jak łańcuch. Łańcuchy są różne - delikatne, srebrne łańcuszki, puszyste łańcuchy choinkowe i ciężkie, metalowe, pokryte rdzą kajdany. Ignacy sam już nie wiedział, jak je odróżnić. Zaplątywał się w nie tylko, wiążąc ręce, nogi i usta. Zresztą, to było wygodne. Mógł wtedy siedzieć w milczeniu i zapominać o wszystkim.

Czasem jednak musiał się odezwać - głos gromadzących się już na serwerze osób wyrwał go z zamyślenia. Szybko włączył mikrofon.

- Uhm, tak. Tak, jestem. Hej. Wszystko, uhm, okej. Jak u was?

a oni piekli chlebOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz