Jeszcze wczoraj znajdowałam się za powłoką. Zimna, dymiąca granicą pomiędzy mną a nimi. Byli tu. Staliśmy razem dzieląc się swoimi doświadczeniami.
Ich słowa ulatywały tak samo jak obraz postaci stojących przede mną. Nie byłam w stanie ich złapać choć wyciągałam ręce najdalej jak mogłam. Nie mogłam się ruszać. Nie mogłam oddychać. Nie mogłam krzyczeć.
Z bezradności wyrywałam strzępki siebie niczym chwasty i dawałam im odlecieć jak najdalej ode mnie. Patrzyłam jak unosiły się na wietrze i ginęły mi z oczu gdzieś daleko po za linią horyzontu.
Było mnie mniej z każdą chwilą, z każdym słowem byłam mniejsza, z każdą sekundą coraz bardziej przypominałam kukiełkę.
Brak odwagi żeby tchnąć w nią życie spowodował, że zniknęłam całkowicie. Powłoka stała się absolutnie zbędna. Nie było już chwastów ani kukiełki.
Na szczęście odrastam. Brązowe i suche liście odzyskują kolor,sznurki już dawno odcięłam.
W.
__________
CZYTASZ
wszystkie liście już spadły
PoesíaTwór, który powstaje powoli. Gdy poczuję, że muszę. Nie szukajcie tu wierszy.