Rozdział 4

556 37 6
                                    

Nareszcie po karze. Ale to nie koniec tego beznadziejnego dnia. Przecież muszę iść jeszcze do dyrektora za to co zrobiłem Eisu. Poszedłem schodami piętro wyżej, gdzie znajdował się jego gabinet.  Już miałem chwytać za klamkę od drzwi i się na chwile zatrzymałem. Przeszła mnie obawa, że ktoś jednak mnie wykablował i wywalą mnie ze szkoły. To trochę dziwne, że tyran się tym przejmuje, ale można sobie wyobrazić jak trudno na moim miejscu będzie znaleźć nową. W końcu  wszedłem z zamachem do pomieszczenia. Ujrzałem tam Eisu, który siedział na krześle z bandażem na głowie. Odwrócił się, a gdy mnie zobaczył odrazu wrócił do wcześniejszej pozycji.
- Cieszę się panie Mushi, że zaszczycił nas pan swoją obecnością....ponownie - wycedził dyrektor patrzący na mnie wzrokiem ,,znowu?" - usiądź proszę - wskazał krzesło zaraz obok Eisu.
Bez odpowiedzi tylko ciężko usiadłem na starym, czerwonym krześle.
- Na samym wstępie chciałbym... - zaczął mówić
- Prosze dać mi wyjaśnić! - powiedziałem na tyle głośno, żeby go przewyższyć.
- Najpierw ja mówię, następnie ty panie Mushi.
Nic nie odpowiadając znowu oparłem się o oparcie.
- A więc kontynuując, chciałbym pana przeprosić.
Co-. Dlaczego niby - pomyślałem
- Razem z twoja nauczycielką chemii osądziliśmy cię zbyt pochopnie.
- Słucham? - nie wiedziałem totalnie o co chodzi.
- Eisu wyjaśnił nam wszystko. Wiemy, że gdy się przewracał chciałeś go złapać za koszulkę, żeby nie upadł.
- Co?
- Nie co tylko słucham, Czy to prawda, że Eisu się przewrócił a ty go ratowałeś?
- Ym..tak tak - byłem zmieszany, nie rozumiałem o co chodzi. Dlaczego ten nerd mnie nie wykablował.
- Więc możecie już iść. Dziękuję.
Wyszliśmy we dwoje z pokoju. Stałem wlepiony wzrokiem w podłogę. W przypływie emocji złapałem Eisu za kołnierz od koszulki i przeciągnąłem do siebie.
- Słuchaj. Nie wiem czy chcesz żebym cię lubił czy bronił, ale nie chce mieć z tobą nic wspólnego, rozumiesz?!- wrzeszczałem mu w twarz.
Zaraz. Co ja robię. On właśnie mnie uratował. Powoli odstawiłem chłopaka na ziemię.
- Przepraszam...ja niechcący- mówiąc złapałem się za czoło.
- N-nic się nie stało naprawdę!- mówił wymachując rękami na znak żebym nie przepraszał.
- Dobra...
Zapanowała niezręczna cisza. W końcu odwróciłem się od niego i poszedłem do przodu. Korytarz był pusty bo było już po lekcjach.
- G-gdzie idziesz? Wydaje mi się, że nie pamiętam drogi do twojego domu... - powiedział co słowo ściszając głos.
- Ugh no tak...dobra to chodź ze mną - wzdechnąłem i pokierowałem go ręką.
- Ale g-gdzie?
- Czy ty zawsze musisz się jąkać? Nie interesuj się. To będzie coś w rodzaju odszkodowania za...to - wskazałem ranę na jego głowie.
W odpowiedzi Eisu tylko złapał się w to miejsce i pokiwał głową na znak, że się zgadza.
Wyszliśmy z budynku i poprowadziłem nas na lewo od szkoły. Szliśmy w milczeniu. Nadal nie przywykłem do rozmowy z nim i w sumie nie czułem takiej potrzeby. Wezmę go ze sobą to mama nie przypieprzy się o to, że ,,nie dopilnowałem go w szkole żeby się nie przewrócił". Pomińmy fakt, że wcale się nie przewrócił tylko ja zdzieliłem go po głowie. Nie moja wina, że jest lekki jak dziewczyna i upadł pod wpływem uderzenia. Lekkiego uderzenia. Dochodziliśmy już do miejsca docelowego.
- Jesteśmy- burknąłem.
- chińskie żarcie? - zapytał.
- A czy to ci wygląda na fabrykę mydeł? Oczywiście, że chińszczyzna.
Weszliśmy do środka i przejrzeliśmy menu, które wisiało na dużej ścianie. Po namyśle podeszliśmy do kasy i próbowaliśmy się dogadać z panią, która była kasjerka. Nie rozumiała ani trochę naszego języka lub angielskiego. Już się denerwowałem, ale wtedy Eisu zaczął z nią rozmawiać po chińsku. Byłem w totalnym szoku. Jak to możliwe, że znał chiński? On jest jakimś agentem FBI czy jak. Przyszła chwila płacenia. Wyciągnąłem portfel i już zbliżałem kartę do terminalu.
- Poczekaj mam tu...- Chłopak zaczął wyciągać jakieś drobniaki z kieszeni.
Zatrzymałem jego rękę moją i w dalszej ciszy pokazałem mu portfel pełen banknotów. Stał tylko niedowierzając, że mam tyle kasy w gotówce, a przecież miałem jeszcze na koncie bankowym.
      Usiedliśmy do wolnego stolika na dworze.  Chwile później nasze zamówienie było gotowe. Jedliśmy w milczeniu. Naśle Eisu zapytał:
- Skąd masz tyle pieniędzy?
Nie spodziewałem się, że zapyta.
- Zarabiam na swoj sposób. Bije się za kasę. Ludzie obstawiają kto wygra i to zawsze jestem ja. Nic dziwnego, w końcu umiem się dobrze bić.
- Wow jaki skromny - mówiąc to roześmiał się lekko.
Przerwałem jedzenie i patrzyłem na niego ze zmarszczonymi brwiami. Eisu odrazu się uspokoił i spuścił wzrok.
- Coś się stało? - zapytał znowu patrząc na mnie.
- Nic tylko...nie pamietam kiedy ktoś ostatni raz się ze mnie śmiał. - wycedziłem
- N-nie śmiałem się z ciebie, tylko z tobą.
- Boisz się mnie? - zapytałem szybko.
- Nie - odpowiedział bez namysłu
- To dlaczego się...
- Jąkam się bo tak mam.
- Mhm...- dalej zabrałem się do jedzenia
Nie spodziewałem się, że ktoś nie będzie się mnie bał. A szczególnie ktoś, kogo omal nie zabiłem. Byłem agresywny w jego kierunku a on mimo to się mnie nie boi. To nie dawało mi spokoju.

Trochę dłuższy teraz. Jeszcze dzisiaj około 1 lub jutro wleci kolejny rozdział🧚🏻‍♀️ Mam nadzieje, że moje yaoi przypadło wam do gustu. Już na wstępie mówię, ze yaoi nie ma ograniczeń wiekowych a jak już, to 10/13+. Nie będzie tam żadnych scen 18+, a jak już to takie hot (u know) ale nie 18+❤️

Kocie uszy bestii Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz