Rozdział 1 [po korekcie]

4.5K 120 21
                                    

Przeszyło mnie spojrzenie kilkudziesięciu par oczu. Pomimo niemal namacalnej nadziei wiszącej w powietrzu nie padłem trupem. Powoli odkręciłem małą, szklaną butelkę położoną przede mną i w ciszy obserwowałem, jak krystaliczna woda przelewa się do szklanki, iskrząc się bąbelkami.

– Zmarnowaliście już pół godziny, więc teraz zostało wam piętnaście minut, żeby mnie przekonać, dlaczego uważacie się za jednych z najlepszych w branży – powiedziałem, podnosząc wzrok i wygodnie rozsiadając się w fotelu na końcu stołu.

* * * * *

Wieczór dorosłego człowieka powinien służyć odpoczynkowi. Gorąca kąpiel, czas spędzony z rodziną albo przyjaciółmi, butelka wina, dobry film, oddawanie się swoim pasjom. Zawsze lubiłam muzykę i taniec, ale dzisiaj jedyną moją rozrywką było rozciąganie się przy akompaniamencie trzasków pochodzących ze skostniałych stawów. Chociaż miałam wprawę w długim ślęczeniu nad notatkami, czułam doganiające mnie z każdą chwilą zmęczenie. Dochodziła północ, a ja miałam za sobą ciężki dzień. Postanowiłam jednak zebrać się w sobie i wykorzystać czas, kiedy jestem sama w mieszkaniu, żeby pracować, dopóki nie wróci mój współlokator. Nasz jedyny stół był w kuchni, a ja nie chciałam go wiecznie zawalać papierami, żeby nikomu nie przeszkadzać.

– Jak randka? – zapytałam, gdy tylko Dennis pojawił się w drzwiach kuchni z miną zbitego psa.

– Sam nie wiem... Chyba nie potrafię tak szybko przechodzić do rzeczy – westchnął, zdejmując plecak i siadając naprzeciwko mnie.

– Nie jestem ekspertem, ale sądząc po twojej twarzy... Przykro mi – szepnęłam, ściskając mocniej kubek. – Ale zobaczysz! Jeszcze los się do nas uśmiechnie. – Złapałam go pocieszająco za dłoń.

Dennis wzruszył ramionami i upił łyk mojej herbaty.

– Mocna! – Skrzywił się. – Chyba jednak musimy zacząć mu trochę pomagać... Znowu pracujesz w domu?

– Co zrobić. – Wzruszyłam ramionami – Muszę jakoś zarobić na czynsz. Kładziesz się? – zapytałam, widząc, że podnosi się z krzesła.

– Taaa, jutro mam poranny dyżur. Obudzę cię, jak będę wychodził.

– Dzięki! – rzuciłam, kiedy zniknął w drzwiach.

Spojrzałam na stertę dokumentów przede mną. Trafił w sedno. Tak naprawdę nie planowałam dzisiaj rozliczać faktur, tylko przygotować się do jutrzejszej rozmowy. Nie chciałam mówić nic Dennisowi, żeby znowu nie czuć się jak przegrana.

Mam dyplom jednej z najlepszych uczelni – do tego ze świetnymi wynikami. Właściwie skończyłam jednocześnie dwa kierunki – oba jako jedna z najlepszych studentek, przez co zupełnie nie miałam czasu na nic innego. Na przykład zorientowanie się, że wiedza i stopnie to nie wszystko. Gdybym mogła cofnąć czas, wiele rzeczy zrobiłabym inaczej. Chodziłabym na imprezy, nawet jeśli nigdy za tym nie przepadałam, zdobywałabym znajomości, żeby nie startować w wyścigu szczurów jako zupełnie obcy człowiek i kserowałabym dokumenty na stażach w firmach, gdzie ludzie posługują się w większości wypadków skrótami zrozumiałymi tylko dla wtajemniczonych. Zamiast tego zakuwałam nocami, a w weekendy i podczas przerw między semestrami pracowałam na dwa etaty, żeby odciążyć rodziców. Mimo stypendium studia swoje kosztowały, a ja wolałam nie zaczynać dorosłości z kredytem studenckim na karku, czy nadwyrężać domowego budżetu. Zwłaszcza, że Ryan będzie już niedługo potrzebował pomocy, kiedy sam będzie zaczynał przygodę na uniwersytecie. Do tego czasu muszę być na tyle samodzielna finansowo, żeby mu pomóc. Nie chciałam, by brat musiał podzielić mój smutny los albo rezygnować z marzeń. Kwiaciarnia prowadzona przez mamę nie przynosi zawrotnych przychodów, a mój tata jest książkowym przykładem nauczyciela kierującego się powołaniem i misją – a te dwie rzeczy rzadko idą w parze z nieco bardziej biznesowym podejściem do swojej kariery. Zawsze chcieli dla nas jak najlepiej, wspierając najbardziej szalone pomysły wiarą i radą, nie pieniędzmi. Mimo wszystko jednak chciałam dołożyć swoją cegiełkę do świetlanej przyszłości Ryana.

Problem w tym, że jestem albo zbyt wykształcona, albo zbyt niedoświadczona, aby starać się o pracę w miejscach, które choć trochę mogłyby mnie przybliżyć do celu. Westchnęłam głośno, pragnąc wszystko zmienić.

Całe szczęście, człowiek nie jest samotną wyspą. Zawsze znajdzie się jakiś rozbitek z zupełnie szalonym planem, żeby zasiedlić nowy ląd. Pytanie, czy wystarczająco odważny czy głupi, żeby zaryzykować. Otworzyłam teczkę z wydrukiem dyplomu uczelni znanej co najwyżej z bycia stanowym średniakiem. Z moim nazwiskiem u góry strony.

Jeśli to się uda, już niedługo będę mogła zapomnieć o przecieraniu stolików, zapamiętywaniu rozkładu rozgrywek lokalnej drużyny baseballowej i marnych napiwkach. Już nigdy więcej nie będę ślęczała nad kuchennym stołem, rozliczając faktury za połowę ceny biura rachunkowego. Stanę do wyścigu szczurów ze sfałszowanym dyplomem w ręce i nadzieją, że wszystko pójdzie gładko.

[JUŻ W SPRZEDAŻY] Jak naprawić palanta: instrukcja w 10 krokachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz