Rozdział 3 [po korekcie]

1.8K 97 13
                                    

– Chcę mieć to streszczone w dziesięciu punktach, stażystko. Jutro rano na moim biurku.

Alexander Stack rzucił w moją stronę plik dokumentów, które uderzyły o blat, niemal przewracając kubek z herbatą, który złapałam w ostatniej chwili, chroniąc klawiaturę przed niechybnym zalaniem. Sam zniknął w gabinecie, trzaskając drzwiami, zanim zdążyłam się odezwać. Nie mogłam nawet rzucić mu nienawistnego spojrzenia, bo natychmiast zasłonił drewniane rolety, odgradzając się od wszystkich. Nienawidziłam tego akwarium pełniącego rolę jego gabinetu. Nie dlatego, że miałam coś przeciwko przeszkleniom, których było w biurze pełno. Chodziło o to, że mieszkał w nim rekin. Właściwie nie rekin, tylko podstępny, oślizgły wąż morski. Czekający w ukryciu, żeby upolować płotki takie jak ja.

Przez kilka miesięcy miałam wrażenie, że chce mi pokazać, że nic nie potrafię, wymyślając coraz trudniejsze lub bardziej absurdalne zadania. Ku jego niezadowoleniu na ogół udawało mi się zdawać testy śpiewająco, chociaż kosztowało mnie to masę nerwów, nieprzespanych nocy i łez wylanych w kabinie damskiej toalety. Tak właściwie musiałam sama przed sobą przyznać, że całkiem nieźle mi szło, biorąc pod uwagę, że dodatkowo potajemnie pomagałam reszcie pracowników z otoczenia Stacka. Pod jego nosem wykorzystywałam każdą możliwą okazję, żeby chłonąć praktyczną wiedzę i zgłębiać tajniki biznesu. Na szczęście moi koledzy i koleżanki nie drążyli tematu, zadowalając się wymówką w stylu – jestem zdolna, ale byłam leniwa na uniwerku, więc ledwo dostałam dyplom. Pierwsza lekcja, której się tu nauczyłam – najważniejsze, co pokażesz, a nie kto wystawił ci papierek na koniec studiów. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk biurowego komunikatora.

ADAMS, JIM: Ile tam masz stron? – wystukał na prywatnym czacie nasz dyrektor finansowy i jeden z najmilszych ludzi, jakich tu spotkałam.

Zważyłam w dłoniach ryzę zadrukowanego papieru, robiąc poważną minę i wywołując jego cichy śmiech na drugim końcu sali.

SULLIVAN, ROSE A: Jakieś czterysta. Chyba idziemy na rekord. – Spojrzałam na zegarek wskazujący czwartą po południu.

ADAMS, JIM: Jeśli masz coś do roboty, sam przejrzę raporty.

SULLIVAN, ROSE A: Nie! – odpowiedziałam, podskakując na krzesełku. Bardzo chciałam zobaczyć, jak Jim finalizuje półroczną analizę. Nie będę miała drugiej takiej szansy.

SULLIVAN, ROSE A: Spotkamy się, jak wyjdzie. Tak jak ustaliliśmy.

ADAMS, JIM: To randka? – zapytał, dodając na końcu uśmiechniętą emotkę.

SULLIVAN, ROSE A: Tylko jak twoja żona pozwoli. Kupiłeś jej prezent na rocznicę, czy byłeś zajęty podrywaniem stażystek?

ADAMS, JIM: Miałem nadzieję, że pomożesz mi wybrać. Myślałaś, że ten raport to za darmo?

SULLIVAN, ROSE A: Punkt dla ciebie Jim – odpowiedziałam i zaczęłam przeglądać dokumenty zostawione przez szefa, czekając aż opuści biuro, żebym mogła w końcu zająć się czymś pożytecznym.

* * * * *

Wyszedłem, ignorując Rose przygryzającą końcówkę długopisu. Jej skupienie na stercie papierów wypełnionych drobnym drukiem i tabelami, którymi ją zarzuciłem, było równie nieludzkie co przerażające. Byłem pewien, że pomimo najwyraźniej dobrych chęci, nie ma szans na wyciągnięcie odpowiednich wniosków bez specjalistycznej wiedzy i doświadczenia. Albo zajebistego farta. Tak czy inaczej nie podejrzewałem jej o posiadanie żadnej z tych rzeczy, chociaż póki co nie udało mi się jej zagiąć. Nie żebym potrzebował tego streszczenia do czegokolwiek. Po prostu przyjemność sprawiła mi myśl, że będzie musiała jutro tłumaczyć się z niewykonanego zadania. A przy odrobinie szczęścia załamie się, odejdzie i przestanie grać mi na nerwach. Byłem ciekaw, czy jest świadoma tej małej rywalizacji i czy taka wiedza cokolwiek by zmieniła. Nie wyglądała na kogoś, kto czerpałby przyjemność z takiej gry, ale kto wie. W końcu życie potrafi zaskoczyć.

[JUŻ W SPRZEDAŻY] Jak naprawić palanta: instrukcja w 10 krokachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz