24.08.2015, pon. , 23:15, Londyn
Pozioma, pozioma i jeszcze raz pozioma... Pionowa, auć czemu pionowe bolą bardziej? Nie zastanawiając się dłużej owinąłem rękę bandażem i założyłem na niego dość dużą ilość bransoletek. Na codzień bylem otwartą i pozytywną osobą więc bransoletki mogły być wzięte jako część mojej osobowości. Otarłem pojedyńcze łzy spływają mi po policzkach i udałem się do naszego salonu. Chłopaki!- wykrzyczałem oczekując odpowiedzi. Niestety nikt się nie odezwał, chciałem kogoś po prostu przytulić, tak bez powodu, żeby poczuć się lepiej. Mieszkam razem z Zayanem, Niallem, Liamem i Louisem w domu który nasi fani nazwali dom directioners. Od jakiegoś czasu przestaliśmy się dogadywać. Ja przesiaduję całe dnie w domu, Zyan i jego dziewczyna gdzieś jeżdżą, Niall spędza całe dnie z Liamem na mieście. Tylko Louis zostaje czasem że mną żeby miło spędzić dzień i na przykład pograć w fifę. Każdy z nas wiedział że się wszyscy na wzajem uwielbiamy, ale ta przyjaźń lekko zbledła przez te wszystkie lata. Po długim czasie mieszkania razem zaczęło nam się ze sobą nudzić. Dom w którym mieszkaliśmy znajdował się dość daleko od miasta na prywatnej dzielnicy, strzeżonej przez ochronę całą dobę. Inaczej pod oknami stali by nam ludzie. Bardzo lubiłem miejsce w którym mieszkaliśmy, była to mała przyjazna wioska w której mieszkali sami życzliwi ludzie. Kochałam latem wychodzić na ogródek, ponieważ stała tam mała altanka która mieściła dwa hamaki na których lubiliśmy przesiadywać z Lou. Zawsze gdy moją głowę zaprzątały smutne i złe myśli, udawałem się tam i wgapiałem się w niebo leżąc na hamaku. Lubiłem spędzać tam czas nawet w nocy, pod gwieździstym niebem było jeszcze lepiej się uspokoić i poczuć ukojenie. Udałem się tam i tym razem ponieważ moje myśli pędziły coraz szybciej. Była piękna, ciepła i bezchmurna noc. Leżąc na altance przyglądałem się gwiazdom składającym się w przeróżne wzory i księżycowi rozświetlającemu okolicę, dzięki czemu poczułem spokój i ulgę, aż nie spojrzałem na pusty hamak zaraz obok mnie. Oczami wyobraźni, albo może wspomnień widziałem na nim Lou śmiejącego się razem ze mną, albo raz jak zasnął i obudziłem go gilgotkami, a on tak się wystraszył że aż spadł na ziemię. Śmialiśmy się wtedy w niebogłosy, uśmiechnąłem się przez łzy na wspomnienia o starych dobrych czasach. Mimo że dalej mieliśmy dobre relacje z Louisem to czułem, że brakuje mi go teraz obok siebie. Przetarłem policzki rękom, by zetrzeć z nich pojedyńcze łzy. Ułożyłam się spowrotem na hamaku i wgapiając się w bezchmurne niebo, myśląc przy tym o Lou, zasnąłem.
8:43
Obudziłem się w swoim dwuosobowym łóżku, przykryty do pasa kołdrą. Zdziwiłem się że ktoś dał radę mnie tu przynieść, albo sam tu przyszedłem tylko tego nie pamiętam? Odkryłem się i już chciałem wstawać gdy zauważyłem że koło mnie ktoś leży. Zwinięty w kulkę i cały przykryty kołdrą. Lekko się wystraszyłem, ale bez chwili namysłu, chwyciłem lekko kołdrę i odsłoniłem osobę tam leżącą. Ku mojemu ogrpmnemu zdziwieniu, był to Louis, słodko śpiący w samych szortach. Gdy poczuł, że go odkryłem, a słońce lekko przyświeciło mu w twarz, zerwał się z łóżka i zaczął przepraszać że ze mną zasnął, ale był bardzi zmęczony i od razu oczy mu się zamknęły gdy mnie odnosił. W normalny dzień bym się wkurzył bo nie jestem jakimś piepszonym gejem, ale w ten dzień potrzebowałem bliskości obojętnie kogo. Wiedziałem że Lou lubi i chłopaków i dziewczyny, więc tym bardziej bym się wkurzył. Tak bardzo potrzebowałem czułości że okrązyłem łóżko i przytuliłem go z całych sił powtarzając że nic nie szkodzi. On odwzajemnił uścisk, lecz przerwał go i spojrzał od razu na ziemię. Lekko spanikowany spytałem co się stało.
-Przyszedłem tu żeby powiedzieć ci o czymś... -zaczął smutny - chłopaki wczoraj rozmawiali i stwierdzili że dłużej nie dadzą rady i nasz zespół się właśnie rozpadł. Było mi smutno i chciałem się z Tobą spotkać ale już spałeś. -kontynuował
Gdy ja przeżywałem szok to Lou rozpłakał się i rzucił w moje ramiona. Od razu przytuliłem go, A on schował twarz w moich rozczochranych włosach, które zwisały mi na ramieniu.
Oparłem brodę o jego głowę, ale nie chciało mi się płakać. Zamiast po prostu zacząć płakać poczułem jak serce zaczęło mi bić tak szybko jak nigdy do tąd i zaczęło mi się robić duszno. Louis gdy to poczuł, zapytał czy nie chcę usiąść, ale ja byłem tak zszokowany że jedyne czego potrzebowałem to czułości. Staliśmy tak wtuleni dobrą chwilę, aż do pokoju nie wszedł Niall. Chciał pożegnać się z nami ponieważ oznajmił że znalazł sobie już apartament w centrum Londynu. Przytuliliśmy się i odprowadzilismy go do drzwi. Tak bardzo bałem się że ten moment kiedyś nadejdzie. Osoby które są mi bliskie właśnie odchodzą A ja nic na to nie poradzę. Gdy byliśmy przy drzwiach wyjściowych i właśnie zamykaliśmy je za Niallem, Liam zaproponował nam śniadanie. Byłem tak zmieszany i nieogarnięty że nie miałem ochoty na nic. Nawet na te jego pyszne pankejki z jagodami. Momentalnie gdy pomyślałem o tym że już długo nie usłyszę śmiechu Nialla, nie zjem pankejków Liama, nie usłyszę chrapania Zayna i nie poczuję uścisku Lou, rozpłakałem się jak małe dziecko i pobiegłem na altankę. Z impetem położyłem się na hamaku i pomimo że było lato, przykryłam się cały kocem. Zwinąłem się w kulkę, zamknąłem mocno oczy, żeby przestać myśleś o tym wszystkim. Jedyne o czym w tym momencie marzyłem to iść do łazienki i odparować piękną, nową, ostrą rzyletkę. Gwałtownie odkryłem się i już miałem zmieżac w stronę domu lecz zauważyłem siedzącego na hamaku obok Louisa. Siedział spokojnie nie oddzywając się. Nie wiedziałem nawet kiedy przyszedł. Rzuciłem się prosto na niego, wtuliłem się w jego ramię i zacząłem płakać jakby wszystkie smutki świata ze mnie wylatywały. Mocno wskakując na niego, moje bransoletki musiały się zsunąć lub popękać, ponieważ były one na zwykłych żyłkach. Gdy poruszyłem ręką, poczułem jak Louis chwyta mnie za nadgarstek lekko pod bandażem. Wystraszyłem się i prubowałm się wyrwać, lecz mimo że Lou był mały to siłę jednak miał.
-Hazza uspokój się! -krzyknął
Lekko się wystraszyłem ale posłusznie wykonałem polecenie. Zdziwiło mnie że nazwał mnie Hazza, czego nigdy wcześniej nie robił, ale spodobało mi się to. Dalej trzymając mnie za rękę zapytał spokojnie co to, lecz nie odezwałem się wgapiając się przy tym w jego oczy. Poczułem jak jedna słona łza spłynęła mi po policzku. Tomlinson gdy to zauważył natychmiastowo zabrał się za rozwijanie bandaża. Znów zacząłem mu się wyrywać ponieważ nie chciałem żeby to zobaczył. Żeby nie dowiedział się że jest jedyną osobą dzięki której jeszcze żyję. Mimo ogromnych starań ponownie nie udało mi się wyrwać Louisowi. Jednym ruchem pchnął mnie ma swój hamak A on sam z niego wstał. Trzymał za połowicznie rozwinięty opatrunek i w milczeniu patrzył mi prosto w oczy. Zrozumiałem tego przekaz i rozluźniłem rękę wyciągając ją przy tym lekko w jego stronę. Lou oderwał ode mnie wzrok i wrócił do rozwijania bandaża. Ja wiedziałem już że jest za późno i wgapiałem się jak odkrywa mój opatrzony nadgarstek. Gdy podniósł ostatnią warstwę gazika, wytrzeszczył oczy i zamarł...
Gdy odsłonił mój nadgarstek, zauważyłem że krew wcale nie przestała lecieć. Patrzyłem na podłogę by nie spojrzeć mu prosto w oczy. Bałem się że mnie odrzuci i nie będzie chciał się przyjaźnić z kimś kto zrobił coś takiego. Trzymał mnie od dołu za nadgarstek i obydwoje milczeliśmy. Myślałem że zaraz mnie puści i sobie pójdzie, jednak jego reakcja była inna.
-Wstawaj! -zaczął- Jedziemy natychmiast do szpitala!
Na te słowa poczułem jak serce zaczęło mi walić. Patrząc cały czas w ziemię powiedziałem -Wiesz że strasznie boję się szpitala. Nie chcę tam jechać!- krzyknąłem i gwałtownie wstałem z hamaka. Od razu poczułem jak zakręciło mi się w głowie, a świat zawirował dookoła mnie. Oparłem się lekko na Lou i otrząsnąłem się. Spowrotem stanąłem prosto na nogi i chciałem iść w stronę domu, lecz gdy ledwo zdążyłem zrobić jeden krok ...zemdlałem.|Louis|
Gdy tylko zobaczyłem jak Hazza upada od razu rzuciłem się w jego stronę. Klęknąłem obok niego i zacząłem w panice nim potrząsać. Haz nie reagował. Zrobiło mi się duszno, serce waliło jak bęben, a ręce trzęsły jak nigdy do tąd. Ledwo udało mi się wyjąć telefon z kieszeni i wykręcić numer alarmowy. Przełożyłem telefon do ucha.
-Halo?|Harry|
Ocknąłem się leżąc na altance. Lou klękał koło mnie i cały zapłakany rozmawiał przez telefon. Dalej nie wstając z podłogi spytałem gdzie dzwoni? Nie było sensu pytać co się stało bo dokładnie to wiedziałem. Gdy usłyszałem że zadzwonił po karetkę, chciałem szybko wstać i uciec, ale poczułem ogromny ból głowy od razu gdy tylko zacząłem siadać. Zawinąłem się z bólu, a Louis kazał mi się spowrotem położyć. Musiałem leżeć i czekać aż zawiodą mnie do jedynego miejsca którego panicznie się boję. Najbardziej chciałem teraz zemdleć lub zasnąć żeby nie być świadomym tego co mnie zaraz czeka. Lou klęcząc koło mnie trzymał rękę na moim policzku i delikatnie głaskał mnie kciukiem. Uspokajało mnie to, sprawiało że czułem się bezpiecznie przy nim. Po około 15 minutach usłyszałem dźwięk nadjeżdżającego ambulansu. Pewnie czekał bym dłużej gdyby Lou nie powiedział że to Harry Styles zemdlał. Pewnie jak pepsy usłyszały że mają ratować mnie to prawdopodobnie każdy chciał po mnie przyjechać. Gdy karetka wjeżdżała na nasz podjazd spojrzałem na Lou ze łzami w oczach.
-Spokojnie, będę tam z tobą. -powiedział chwytając mnie za rękę.
Chwilowo ratownicy mieli problem z tym żeby Lou pojechał z nami bo byłem już dorosły ale końcowo się zgodzili. Z chukiem zamknęli dzrzwi wozu i odjechali włączając syreny. Czułem się jakbym odpływał, jakby wszystko dookoła mnie znikało. Cały chałas, dźwięk syreny, uścisk Louisa i całą reszta. Wreszcie czułem spokój...
CZYTASZ
Larry "Tam gdzie będziemy szczęśliwi"
FanfictionMiłość Harrego i Lou zaczyna się tak jak jedna z teorii ich pierwszego pocałunku.(jeśli go nie znasz no to tutaj go poznasz) Miłość ciężko ukrywać jest przed światem. Historia zaczyna się dość dawno temu A kończy teoretycznie w przyszłości. Więc nap...