2. | Louis

40 2 6
                                    

Jadąc karetką ani na chwilę nie póściłem ręki Harrego. Wiedziałem jak bardzi bał się szpitala i wszystkiego co z nim związane. Podczas drogi lekarze podpięli go do jakichś przeróżnych maszyn. Gdy byliśmy już prawie na parkingu szpitala, usłyszałem nagły i bardzi głośny pisk. Zacząłem rozglądać się dookoła by zoriętowac się co się dzieje. Gdy usłyszałem słowa ratownika czas wokół mnie jakby zwolnił, zrobił mi się ciemno przed oczami i serce zaczęło walić. Słowa ratownika brzmiały, Zatrzymanie akcji serca! Włącz defibrylator! Szybko podszedł do Harrego i zaczął sztuczne oddychanie. Kazano mi się od niego odsunąć lecz ja przeciwnie jeszcze mocniej ścisnąłem jego dłoń. Z oczu łzy zaczęły płynąć mi jak z kranu. Karetka zatrzymała się pod wejściem do szpitala, A kierowca ambulansu szybko otworzył jej drzwi. Łóżko z Haz wyjechało z prędkością światła, zabrano go na salę a mi kazano zostać w poczekalni. Jeszcze dobre pół godziny stałem pod drzwiami sali w których zniknął Styles, lecz na nic było moje czekanie. Usiadłem na krzesełku i schowałem twarz w rękach. Tak bardzo bałem się że Hazza z tego nie wyjdzie. Całą moją głowę zaprzątały złe myśli, nie chciałem przyjąć do wiadomości, że najważniejsza dla mnie osoba właśnie walczy o życie.

14:15
Gdy już prawie dostawałem drgawek że stresu, wyszedł do mnie jakiś lekarz. Poprosił mnie za sobą do gabinetu. Idąc  w jego stronę w głowie miałem same czarne myśli i cudem powstrzymywałem się od załamania nerwowego. Po wejściu o małego pokojiku usiadłem na wskazanym przez niego fotelu. -Pan Tomlinson tak? -zaczął z powagą -T-tak
-Stan Pana Stylesa jest już stabilny, zostało jeszcze tylko zeszycie ran na jego nadgarstku.
Odetchnąłem z ulgą że Harry żyje i jest już w pożądku, ale obawiałem się szycia ponieważ jeśli będzie przytomny to będzie ciężko go utrzymać. Jego panika przed igłami była chyba jeszcze większa.
- Czy mógł bym do niego pójść? - zapytałem po chwili ciszy. -Mimo że nie jest Pan rodziną to ten jeden raz przymkne oko. -powiedział doktor grzebiąc w papierach
Ucieszyłem się że to zobaczę, miałem cichą nadzieję że jeszcze się nie ocknął bo jeśli jest inaczej to będzie dość duży problem. Podążyłem za pielęgniarką, która przyszła by pokazać mi pokój Hazzy. Wchodząc do pokoju zauważyłem Harrego niestety już nie śpiącego, był blady jak ściana. Wydawał się teraz po raz pierwszy taki malutki. Podbiegłem do niego i mocno przytuliłem, rozpłakałem się, a moje słone łzy spływały na jego brązową koszulę. On delikatnie odwzajemnił uścisk, a gdy odsunąłem się od niego, na tyle ile potrafił uśmiechnął się. -Haz... powiedziałem -wiesz że masz jechać na szycie? Harry spojrzał na mnie i na jego twarzy wymalowało się przerażenie. Chwyciłem to za rękę by dodać otuchy. -Spokojnie pójdę tam z tobą... obiecuję.
- Ale wcześniej powiedziałeś że cały czas ze mną będziesz A teraz cię nie było. -powiedział Haz -bo zabronili mi tu wejść. Odparłem i przejechałem ręką po jego cudownie rozczochranych włosach. W rozmowie przerwała nam pielęgniarka ktora oznajmiła, że Harry musi już jechać na salę. Po usłyszeniu tego Styles momentalnie na mnie spojrzał, a ja ruchem głowy potwierdziłem mu, że idę z nim. Kobieta odbespieczała łóżko i wyjechała na korytarz. Harry starał się jak najmocniej ścinąc moją dłoń lecz nie miał na tyle dużo siły. Wyglądał jakby miał jechać na ścięcie. Był cały zapłakany, a mi było go strasznie żal. Wjechaliśmy na salę i musiałem puścić Haz w drzwiach bo byśmy się nie zmieścili. Od razu gdy to zrobiłem Harry spojrzał w moją stronę spanikowany, a ja szybko gdy tylko mogłem wróciłem do niego biegiem. Okazało się że Styles jest już na znieczuleniu więc nic nie będzie czuł, no ale on jest panikarzem i jak tylko będzie patrzył to będzie się rzucał. Gdy wszyscy byli już gotowi do zabiegu poza Harrym, chwyciłem go mocno za rękę i kazałem na siebie patrzeć. Strach przezwyciężał wszystko. Wogule nie chciał się na mnie spojrzeć tylko cały czas obserwował każdy ruch lekarza. Gdy tylko doktor chciał zacząć to Hazza zaczynał ruszać ręką i rzucać się na wszystkie strony resztkami sił które jeszcze miał. W pewnym momencie wkurzyłem się, ponieważ bałem się że zrobi sobie jeszcze większą krzywdę.
-HAZZA! krzyknąłem na całą salę, tak że aż lekarz się wystraszył. Harry spojrzał na chwilkę na mnie ze łzami w oczach i spowrotem wrócił wzrokiem na rękę. Przytrzymałem mu rękę którą już wcześniej trzymałem i położyłem drugą rękę na jego policzku. Odwróciłem jego głowę w moją stronę, uniemożliwiając mu spojrzenie w dróg stronę. Popatrzyła mu prosto w piękne, zapłakane zielone oczy w milczeniu. On również na mnie spojrzał i lekko się uspokoił. Czułem tylko jak ręka za którą go trzymałem całą się trzęsła.
-I co boli? Zapytałem półszeptem.
Haz spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - Tak, lekarz już zaczął. Dodałem odpowiadając na jego pytanie, którego nawet nie zdążył zacząć. Cały czas musiałem trzymać jego głowę ponieważ przy każdej okazji gdy tylko lekko popuszczałem chciał wracać wzrokiem na rękę.

Larry "Tam gdzie będziemy szczęśliwi"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz