8.

294 14 8
                                    

Uśmiechnięci, wpółobjęci

spróbujemy szukać zgody

choć różnimy się od siebie

jak dwie krople czystej wody.

Fetor spalonego ciała nie chciał odejść; uparcie śledził jej poczynania, czekając jedynie na odpowiednią chwilę, by zaatakować. Najczęściej robił to po nocy, znienacka, kiedy mózg jeszcze nie pracował na właściwych obrotach i był podatny na urojenia. Nie wiedział jednak, że Hermiona nabyła w ostatnim czasie bardzo przydatną broń - Malfoya. Wystarczyło zaledwie zerknięcie w jego kierunku, żeby w głowie zamigotały kojące słowa: To tylko urojenia, Granger. Nie musiał ich nawet wypowiadać. Sama obecność wystarczała.

To smutne, że musiała okłamywać nawet siebie. Jaka była prawda? Parszywa, okrutna i trudna do przyjęcia przez umysł i serce.

Malfoy z początku grał rolę tarczy, jednak tak szybko jak przywdział te wdzianko, tak samo szybko je z siebie zrzucił. Najwidoczniej stwierdził, iż rola niańki mu nie odpowiadała, albo najzwyczajniej w świecie go zanudziła, bo z Troskliwego Misia przerodził się we wroga Gumisiów - ogra Toadie. Z dnia na dzień starał się mniej; czułość malała wprost proporcjonalnie do wzrostu szorstkości. Natomiast po tygodniu, jego irytacja urojeniami kobiety niemal sięgnęła zenitu.

Zatem od początku...

Fetor spalonego ciała nie chciał odejść; uparcie śledził jej poczynania, czekając jedynie na odpowiednią chwilę, by zaatakować. Najczęściej robił to po nocy, znienacka, kiedy mózg jeszcze nie pracował na właściwych obrotach i był podatny na urojenia. W głowie wciąż powtarzała kojące słowa: To tylko urojenia, Granger, jednak to już nie pomagało. Wyprowadzona przez Draco teza upadła, jak upadał zmęczony życiem staruszek, któremu Śmierć podstawiła haka pod drewnianą laskę. Obecność ukochanego już nie wystarczała i nagminnie, stopniowo chyliła się ku całkowitemu zawaleniu - gwarantowało ono oddalenie się Malfoya. Wraz z tym runęła również jej psychika.

To jednak nie obligowało jej do zapadnięcia w sobie, wręcz przeciwnie - musiała stawić czoła rzeczywistości i wrócić do pracy. Z początku było to trudne; nie potrafiła się skupić nawet na najbanalniejszym raporcie dotyczącym spraw departamentu, a każdy problem lub wezwanie do obserwacji, kończył się bezmyślnym wsłuchiwaniem w słowa asystenta i przytakiwaniem na jego pomysły. Równie dobrze mogłaby zostać w domu, a sytuacja w Ministerstwie nie uległaby nawet najmniejszej zmianie. Siedząc wygodnie za biurkiem i popijając drugie śniadanie kawą, nie myślała o ciężkim przypadku, który aurorzy przynieśli godzinę wcześniej, co na pewno zaprzątałoby jej głowę w pierwszej kolejności jeszcze miesiąc temu. Tę sprawę powierzyła w ręce zaufanych podwładnych, nie mając wątpliwości, że świetnie sobie poradzą nawet bez jej pomocy. Dumała natomiast nad zachowaniem Malfoya.

Dlaczego, jak Merlina kocham i szanuję, ten drań po raz kolejny rozdzierał mi serce swoją obojętnością?!

Przez wczorajszy wieczór, pomyślała. Fakt, Malfoy już od kilku dni zachowywał się mniej czule, a jego zainteresowanie "popieprzoną wariatką, którą musiał niańczyć" diametralnie spadło, lecz nie miała wątpliwości, że to właśnie wydarzenie z łazienki przelało brzegi czarki cierpliwości blondyna. Po prostu pękł, a złość i frustracja wylały się z niego, kiedy zobaczył jak kobieta krzyczy bez powodu w wannie. To też klarownie potwierdziło, iż jej kondycja psychiczna pogarszała się z dnia na dzień, chociaż powinno być zupełnie inaczej. Terapia zazwyczaj leczyła, a nie pogarszała stan pacjenta. Prawda? Do swądu spalonej ludzkiej tkanki można było przywyknąć, o ile czuło się go nagminnie. Jasne, w pierwszej chwili zawsze towarzyszył człowiekowi strach, że wszystko działo się ponownie i wraz z fetorem powróci fantomowy ból oraz całkowita fiksacja myśli. Przestrach przed zdemaskowaniem również nie odstępował o krok, podobnie jak przejmujący skurcz w żołądku i wrażenie, jakby zaraz miał wyrzygać z siebie wszystkie wątpia, łącznie z rozdartym i zatrutym trucizną (zwaną w jej chorej głowie zbrodnią) sercem. To było normalne (jeśli normalnymi można nazwać urojenia). Anomalią był dopiero incydent poprzedniego wieczora. Draco trudził się wtedy treningiem w lesie na tyłach posiadłości, a ona - podkuszona przez nudę i chęć odprężenia po pracy - zażyła kąpieli. Do kremowej, osadzonej na metalowych pozłacanych nóżkach i wyraźnie zniszczonej przez czas wanny, nalała gorącej wody. Klękając przy niej, zaczęła mącić ręką gładkość przezroczystej tafli, rozprowadzając przy tym waniliowy olejek po całej powierzchni, aż unoszący się wraz z parą wodną zapach otoczył całą łazienkę. Zrzucając z siebie ubrania, zanurzyła umęczone ciało, a gorąc natychmiast rozluźnił mięśnie. Z rozkoszą przymknęła powieki i odpłynęła w stan półświadomości, co jednak nie skończyło się miłym relaksem. W dzień była w stanie kontrolować wszystkie nieproszone myśli, tłumić je i zamykać w szufladce na mosiężny kluczyk, ale w nocy i w pierwszych minutach po niej, kiedy mózg nadal owiewała mgiełką snu, było to cholernie trudne, a nawet niewykonalne. Wtedy pojawiały się urojenia, wielkie i silne, a takie materie nie mieściły się w jej małej szufladce, i jak na prawdziwy pech przystało, nie posiadała większej. Jakie było tego następstwo? Szalona Hermiona. Dlatego też mogła się spodziewać, że po otworzeniu oczu, gdy woda już zupełnie oziębła, nie zobaczy zwykłego związku wodorotlenowego, a coś, co psychika uzna za odpowiednie na "dzień dobry" po krótkiej drzemce. A jednak widok krwawej wanny sprawił, iż niekontrolowany krzyk uciekł z więzienia gardła, a kobieta wpadła w istną panikę. Z oczami szeroko rozwartymi chwyciła za ceramiczne brzegi i podniosła się do kucek podpartych, niedowierzając w widok, jaki prezentował zmysł wzroku.

Portret CzarownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz