9.

287 7 16
                                    


Tak bardzo pozostali sami,

tak bardzo bez jednego słowa

i w takiej niemiłości, że cudu są godni

(...) ale nie ma już ratunku dla niego i dla niej.


Z fascynacją obserwowała przez szybę Malfoya, który sprawnie przecinał powietrze różdżką. Bez koszulki podarował jej cudowne przedstawienie ruchów swoich mięśni, co dodatkowo uwydatniało poranne, jeszcze dość nieśmiałe słońce, jakie dopiero wychylało zza ściany drzew. Kto by pomyślał, że rozpoczęcie dnia o wczesnych godzinach porannych może mieć jakieś plusy? Dla takich plusów mogłaby chodzić niewyspana nawet codziennie.
Rozsunęła oszklone drzwi balkonu najciszej jak potrafiła, nie chcąc aby jej obecność została przedwcześnie odkryta. Pragnęła jeszcze chwilę pozostać niezauważoną, jeszcze chwilę móc bezkarnie wpatrywać się w sylwetkę ukochanego, jeszcze tylko chwilę...
Niefortunnie plan spalił na panewce, gdyż w ciągu sekundy stalowe tęczówki namierzyły na w pół nagą postać niczym najlepszy magiczny radar. Nieco struchlała, oczekując porywczej reakcji, która nie nadeszła. Wzrok ukochanego jedynie leniwie prześliznął się wzdłuż sylwetki, by potem szybko powrócić do pierwotnego obiektu westchnień - tworu z głogu, którego środek zasilał włos z ogna jednorożca. 

Szatynka natomiast, popieszczona ówcześnie o przyjemne dreszcze, ruszyła do Dracona przez trawnik, ubrana tylko w krótkie materiałowe spodenki od piżamy, przewiewną aksamitną bluzeczkę i w ciepły, ale też bardzo rozciągnięty i rozpięty sweter. Niemniej, lekki, porannie chłodny wietrzyk wciąż smagał gołe nogi, a rosa i zimne źdźbła trawy łaskotały w stopy. To jednak nie było ważne - w głowie jaśniał jej tylko buziak na dzień dobry, jaki zamierzała skraść z ust Malfoya, udając wyrafinowanego złodzieja.

Stając naprzeciw mężczyzny, z figlarnym uśmieszkiem wyciągnęła dłoń, chcąc popieścić nią chłodny policzek i tak po prostu poczuć ten mleczny aksamit pod wrażliwą skórą paliczków. Tyle, że on postanowił pokrzyżować te plany i odchylić głowę w idealnym momencie, by kobieca ręka mogła jedynie zawisnąć w powietrzu. Tak właściwie mogła to przewidzieć.

- Nie za wcześnie na trening? - spytała nieco rozdrażniona.

- Urojenia cię obudziły? - dogryzł, zamiast odpowiedzieć.

- Nie - odparła miękkim głosem. I, o dziwo, nawet nie skłamała. - A ciebie tatuś?

Auć. Odcisnęłam komuś na odcisk! 

Ostrzegające spojrzenie natychmiast zasznurowało jej usta. Oczywiście tylko na moment.

- Chcę buziaka - burknęła buńczucznie, jak tylko potrafiło dziecko lub urażona kobieta, dodatkowo robiąc przy tym smutną minę. 

Skoro stanowczość i zołzowatość nie podziałały, to może milutki uparciuch da radę?

I dał. Najlepszym tego dowodem było parsknięcie śmiechu blondyna, które dodatkowo zwieńczył psotny uśmiech. Motylki w jej brzuchu się z tego względu ucieszyły.

- Nie zasłużyłaś sobie.

Patrzył na kobietę prawie obojętnie. Prawie, bo doskonale widziała, że przez te fałszywe soczewki przebijało się rozbawienie.

Victoria! - wykrzyknęła w myślach, gdy usta Dracona nareszcie zetknęły się z jej. Niestety zawsze wszystko co dobre, szybko się kończyło, a w tym wypadku... zadziwiająco szybko. Bowiem za delikatnym muśnięciem nic już nie przyszło. Była to jedynie marna imitacja pocałunku. Czuła taką irytację, że to aż fizycznie bolało; usta świerzbiły i domagały się o więcej czułości, owiane jedynie chłodnym powietrzem.

Portret CzarownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz