Dotarcie do celu zajęło im kilka godzin. Zaklęcia spowodowały, że łódź płynęła bez ich pomocy, a wiatr i rozpryskująca się woda trzymały się od nich z daleka. Mimo to tej podróży nie można było nazwać przyjemną i cała trójka wyczekiwała zejścia na ląd.
Często sprawdzali mapę przyglądając się, jak maleńka łódeczka znajduje się coraz bliżej linii brzegowej. Kiedy w końcu tam dotarli, noc prawie minęła. Wschodnią część nieba zaczęło rozpogadzać słońce. Harry zniknął godziny temu; lepiej nie mówić, co mogło wydarzyć się od tamtego czasu.
Po dopłynięciu do brzegu, wciągnęli łódkę na niepewny grunt. Natychmiast zauważyli kilka drakkarów stojących nieopodal.
Remus podszedł do jednego z nich i, trzymając się dzioba, wskoczył do środka. Po chwili jego oczy zalśniły dziwnym blaskiem.
- Harry był w tej – ogłosił. – Zapach wciąż jest silny.
Syriusz uśmiechnął się. Wilkołak zabierze ich prosto do Złotego Chłopca.
Podnieśli swoje uzbrojenie. Severus i Syriusz zarzucili miecze na plecy, podczas gdy Remus powiesił swoją broń na ramieniu. Mogli zobaczyć przed sobą linię drzew określającą szerokość lasu wynurzającego się z mgły.
- Poruszajcie się tak cicho, jak tylko możecie. – Snape poinstruował swoich towarzyszy. – Pamiętam, że czytałem o kreaturach podobnych do kotów, nazwanych Grendligami. Polują w tych lasach. Osobiście wolałbym się na nich nie natknąć.
Troje mężczyzn ruszyło przed siebie. Prowadził Remus. Idąc za zapachem Harry'ego, wybierał odpowiedni szlak w lesie.
Według Syriusza przeszli około pięciu mil, kiedy Lupin zatrzymał się nagle, podnosząc w ciszy dłoń. Wiedząc, że wilkołak może czuć i słyszeć rzeczy, których nie mogą zwykli czarodzieje, Snape i Black zamarli. Czekali, by Remus wyjaśnił im, co przyciągnęło jego uwagę. Mężczyzna wciągnął powietrze. W nikłym świetle poranka można było dostrzec jego bladą twarz. Chwilę później odwrócił się szybko i powiedział wypranym z emocji głosem:
- Czuję tutaj krew – poinformował ich. – Coś porusza się w lasach na południu. Jest jeszcze daleko i jeśli będziemy cicho, nie przyciągniemy ich uwagi.
Obaj mężczyźni skinęli głowami i podążyli za Lunatykiem, poruszając się jeszcze bardziej ostrożnie, niż wcześniej. Kilka minut szli w absolutnej ciszy, po czym weszli prosto w kałuże krwi, o których wspominał wcześniej Remus. Na dość małym obszarze leżało kilka ciał zwierząt. Ogromne kreatury miały czarne futro, umięśnione ciała i długie szpony. Wprawdzie było w nich coś z kota, ale ich tylne łapy były tak zniekształcone, że prawdopodobnie chodziły na dwóch łapach tak samo zręcznie jak na czterech. Ziemia wokół nich była czarna od zaschniętej krwi. Czarodzieje mogli dostrzec, że Grendlingi miały rany zadane mieczami.
Cała trójka szła ostrożnie przed siebie, wpatrując się w podłoże, by uniknąć kałuż krwi. Nagle Lupin syknął zszokowany, po czym schylił się, by podnieść coś z ziemi. Syriusz wpatrywał się z przerażeniem w przyjaciela, zdając sobie sprawę z tego, że to, co trzymał wilkołak było ludzką ręką.
To spowodowało, że cała trójka zaczęła dokładniej przypatrywać się postaciom leżącym we krwi. Każdy z nich bał się, że w końcu znajdą jakieś ludzkie ciało. Jakkolwiek Remus dość szybko zaniechał poszukiwań i zbliżył się szybko do swoich kompanów. Mężczyzna złapał przyjaciela za ramię i pociągnął do Severusa. Polecił im oddalić się od krwi. Żaden z nich nie zadał mu żadnego pytania, ufając jego instynktowi, ale obaj patrzyli na niego, czekając na wyjaśnienia. Twarz wilkołaka była śmiertelnie blada.
CZYTASZ
Kamień małżeństw
FanficDodaję to tutaj by lepiej mi się czytało. Książka nie jest moja tylko Josephine Darcy.