Gdy wyszliśmy ze szpitala, czekało nas dużo pracy. Mama wpadła na pomysł, by pomóc Hopperowi w posprzątaniu i wyremontowaniu starego domku, w którym mieszkał z El. Jako że Eleven utraciła swoje moce, wszystko szło mozolnie, ale wspólnymi siłami ogarnęliśmy dom na tyle, że było tu nawet przytulnie. Na koniec mama rozpaliła w kominku, po czym wszyscy usiedliśmy, by zebrać myśli.-Jonathan na tę chwilę jeszcze tam zostanie. My z El zostaniemy tutaj i zaczekamy na powrót Hoppera, przy okazji myśląc o zagospodarowaniu na tyle przestrzeni, byśmy mogli tu zamieszkać wszyscy. Myślimy o wyremontowaniu strychu.
-Pokój na strychu, mmm- mruknąłem z uśmiechem.
-Will- mama spojrzała na mnie karcąco.
-Przepraszam. Wolałbym mój stary dom. Ale strych brzmi... ciekawie- próbowałem wykręcić się z mojej wcześniejszej reakcji. Wiedziałem, że mamie też nie było łatwo, zwłaszcza że wciąż była w mocnym szoku.
Mogła mówić wszystkim że jest inaczej, ale wiedziałem, że zależy jej na Hopperze.
Tak jak kilkanaście lat temu zależało jej na tacie, albo jeszcze niedawno na Bobie.
Albo jeszcze bardziej.
-Will może zostać u nas- odezwał się Mike.- Oczywiście do czasu, aż wszystko będzie... w porządku? Na tyle ile może być w porządku.
Spojrzałem na niego pytająco. On jedynie wzruszył ramionami, a mama posłała mu ciepły uśmiech.
-Mike, masz takie dobre serce. Bardzo doceniamy twoje wsparcie i to, że opiekujesz się Willem, ale nie chcemy dodawać twojej mamie roboty, zwłaszcza że spodziewa się dziecka.
-Dziecka?- Dustin wyraził głośno swoje zdumienie.
-Kretynie, już z pięć razy wam mówiłem- odwarknął Mike półgębkiem.- I jestem pewien, że dla mamy to nie będzie żaden problem.
-Mike, myślę że...
-Zostanę tutaj. Mama, Hopper i El mnie potrzebują- przerwałem jej, próbując ukryć rumieńce. Mama poczochrała mnie po włosach.
-Mój Willuś- westchnęła całując mnie w czoło.
-Mamo, przestań.
-Dobrze, nie mamy czasu do stracenia. Jadę do szpitala, a potem wracam do domu spakować rzeczy.
-Pojadę pomóc w pakowaniu- zadecydowała El.
-Dobra, Will, zostań z chłopakami. Nie mamy za dużo miejsca w samochodzie, a musimy zabrać sporo rzeczy. Poza tym dla ciebie to i tak za dużo wrażeń, prawda? Wrócimy jutro. Zadzwonię do Pani Wheeler i spytam czy nie ma nic przeciwko. Bladziutki jesteś, skarbie.
-Mamo, naprawdę...
-W porządku, już cię zostawiam- mrugnęła do mnie, wzięła z kanapy swoją torebkę i skinęła głową w stronę drzwi. Wyszliśmy z domu i wspólnie zdecydowaliśmy, że spędzimy dzień w piwnicy grając w D&D.
-Cieszę się, że tu jesteś, chłopie- Dustin objął mnie bratersko, a ja posłałem mu niepewny uśmiech.
Chyba też się cieszyłem, choć ani przez chwilę nie czułem się tak jak dawniej.
Wieczorem Mike próbował ze mną porozmawiać. Pytał, czy się boję, czy cieszę się że tu jestem.
-Mike- wydusiłem w końcu z siebie, patrząc mu w oczy.- Może ja po prostu potrzebuję czasu? Po tym wszystkim, co się stało...
-Po tym wszystkim co się stało nie powinieneś zostawać sam. Tak bardzo cię przepraszam, że nasz kontakt trochę kulał... wiedz, że nigdy nie przestało mi zależeć... na tobie i twoim szczęściu- mruknął chłopak, a ku mojemu zdziwieniu, jego policzki oblał szkarłat.
-Teraz już będzie tylko lepiej- odpowiedziałem, starając się nie myśleć o tym, co chłopak powiedział w TEN sposób.
A więc przez cały ten czas mu na mnie zależało?
Po chwili wyszliśmy z piwnicy i podążyliśmy do pokoju Mike'a, gdzie jeszcze chwilę pograliśmy w szachy. Później do pokoju wbiegła młodsza siostra Mike'a, krzycząc, że mamy natychmiast zejść na kolację.
Po posiłku znurzył mnie sen. Byłem zmęczony po tak emocjonalnym dniu i oczywiście po słabo przespanej nocy. Mike dał mi swoją koszulkę i dresowe spodenki, po czym poszedłem pod prysznic.
Byłem tak zmęczony, że zasnąłem gdy tylko wślizgnąłem się do śpiwora.
Z dnia na dzień wszystko miało być już lepsze.
Ale wiedziałem, że w tym wszystkim, gdzieś głęboko, kryje się zło.
Zło, którego nikt z nas nie był w stanie pokonać.
CZYTASZ
i just died in your arms tonight • byler
FanfictionByler, 1985, po trzecim sezonie Will Byers x Mike Wheeler