IV

515 44 33
                                    


Zmarszczyłem brwi, przyglądając się zdyszanym przyjaciołom, po czym wymieniłem zdziwione spojrzenie z Mikiem. Obaj nie rozumieliśmy, co właściwie się wydarzyło.

-Byers, twoja mama już tu jest. Wyjechała, gdy tylko się dowiedziała... Hopper jest w szpitalu. W Hawkins pojawił się dzisiaj rano... w okropnym stanie. Ale żyje.

-Co? Ale... gdzie był? Jak... Co?- wydusił Wheeler, nadal niewiele rozumiejąc. Ja też byłem rządny wyjaśnień.

-Nie wiemy- szepnęła El, w której oczach można było dostrzec ulgę. Ulgę pomieszaną z rozpaczliwą potrzebą ujrzenia Jima już teraz, w tej chwili i ani momentu później.- Wiem jedno. Will, wygrałeś. Zostajemy w Hawkins na dłużej- uśmiechnęła się smętnie i opadła na kanapę.- Mimo wszystko, coś mi tu śmierdzi. Czy to nie byłoby za proste?

Wszyscy zamilkliśmy i spojrzeliśmy po sobie niepewnie.

-Nie wiem. Może w końcu coś nie jest skomplikowane? Może to już koniec tego wszystkiego?- mruknął Dustin. Każdy z nas chciał żeby tak było, ale mieliśmy świadomość, że nasze życie może już nigdy nie być normalne.

-Musimy tam iść- zdecydował Mike, a nikt nie był w stanie mu zaprzeczyć. Brunet poderwał się z ziemi, włożył krótkofalówkę do plecaka, po czym zwrócił się z pretensjami w naszą stronę- Na co czekacie? Jazda.

Wybiegliśmy z domu, a chłopcy chwycili za swoje rowery. Max usiadła z Lucasem, a my z El spojrzeliśmy na siebie. Żadne z nas nie miało tutaj roweru.

-Zapomnialem- Mike podrapał się po głowie. Musimy dać radę. El, usiądź z Dustinem, Will, możesz jechać ze mną- zadecydował, a ja w duchu się uśmiechnąłem, choć zaraz później skarciłem. William Byers jako król myślenia o błahostkach podczas gdy Hopper umiera w szpitalu.

-Will, mógłbyś się mnie mocniej chwycić? Nie gryzę. Chcę przyspieszyć, ale boje się że spadniesz- rzucił do mnie, a ja szybko wykonałem polecenie. Chłopiec przyspieszył, a już chwilę później znaleźliśmy się pod szpitalem. Weszliśmy do środka pełni obaw i niepewności, a ja nie mogłem powstrzymać myśli o tym, że być może jeśli Jim Hopper przeżyje, zostaniemy w Hawkins na zawsze.

-Państwo do kogo?-zwróciła się do nas młoda dziewczyna w recepcji.

-Do Jima Hoppera- odpowiedział Dustin, a kobieta rzuciła na coś okiem po czym zadała kolejne pytanie.

-Jesteście jego rodziną?- jej ton wskazywał na powątpiewanie.

-Tak. Jest moim ojcem- odrzekła El pewna siebie.

-Moja mama tam jest- odpowiedziałem chwilę później.

Dziewczyna popatrzyła na nas z powątpiewaniem.

-Wejdźcie, ale nie wszyscy na raz- rzuciła w naszą stronę po chwili, a my szybko wbiegliśmy na oddział. Dostrzegłem moją mamę, która zmęczona piła kawę na korytarzu.

-Mamo?

-Will, skarbie, co ty tu...

-Przyszliśmy, gdy tylko się dowiedzieliśmy. Wszystko z nim dobrze?

-Jest niedożywiony i przemarznięty. Lekarze nie wiedzą co się z nim działo. Czekają aż odzyska świadomość. Choć nie mamy pewności, że będzie wszystko pamiętał. Jego stan jest uznawany za stabilny.

Odetchnęliśmy z ulgą, siadając na krzesłach obok mojej mamy. Oparłem głowę o jej ramię i przymknąłem oczy, czekając na jakiś znak od lekarzy.

-Jim Hopper się obudził- oznajmił lekarz, który wyszedł z jego sali godzinę później.- Jest jednak bardzo słaby, ale chcemy sprawdzić jak z jego pamięcią. Pani Byers, może pani do niego wstąpić, ale tylko na krótką chwilę.

-Potrzebuję go teraz- wyszeptała Eleven, a moja mama wzięła ją za rękę i wymieniła z lekarzem porozumiewawcze spojrzenia. Po chwili razem weszły do sali, a ja pogrążyłem się w myślach.

-O czym tak rozmyślasz, Williamie Byersie?- spytał Mike, siadając obok mnie, przez co poczułem dziwne uczucie w brzuchu.

-O tym, że zostaję w Hawkins. - spojrzałem w oczy Wheelera, który się do mnie ciepło uśmiechał.

-To chyba dobrze, nie?

-To... bardzo dobrze. Ale właściwie tu nie mam własnego miejsca. Już nie mam. Ani mojego domu, ani zamku Byersów, ani...

-Will, twój dom i twoja rodzina zawsze tak naprawdę jest tutaj, w Hawkins. Nie masz się czym martwić. Dopóki Hopper nie wyzdrowieje, możesz zostać u mnie. W domu mam na tyle miejsca, że bez problemu mogę gościć cię tyle ile to będzie konieczne. A nawet dłużej. Mama też nie będzie miała nic przeciwko, zwłaszcza że przecież mogę dzielić z tobą mój pokój. I jak wiesz, mam bardzo fajną piwnicę.

Przyjemne ciepło przeszło po całym moim ciele na jego słowa. Jakby to cudownie było budzić się przy nim codziennie i słuchać jego oddechu przy wschodzie słońca.

-Will? Nadal wyglądasz niezbyt przekonująco- stwierdził Mike patrząc na mnie przymrużonymi oczami.

-Jestem zmęczony, to wszystko- odrzekłem unikając jego spojrzenia.

-Nie spałeś zbyt wiele, prawda?- spytał, a ja pokiwałem głową. -Jeśli czułeś się niekomfortowo albo było ci nie wygodnie, mogę spać w śpiworze albo w piwnicy, a ty zajmiesz mój pokój.

-Nie Mike, dobrze że byłeś obok. To znaczy... Po prostu twoja obecność mi nie przeszkadzała. Było mi wygodnie- wydukałem i poczułem jak się rumienię.

-Niech będzie, ale gdybyś jednak nie czuł się dobrze, wystarczy że powiesz. Wiesz o tym, prawda?

-Tak- odpowiedziałem zirytowany jego nadopiekuńczością.- Nie mam pięciu lat, Mike, a ty nie jesteś moją matką, więc nie wczuwaj się w rolę.

-Ughh, jak chcesz- przewrócił oczami, po czym wlepił wzrok w ścianę.- Jeszcze będziesz prosił, żebym ci przez chwilę pomatkował.

-Wystarczy mi jedna mama, naprawdę- mruknąłem, na co obaj się zaśmialiśmy. Chwilę później El i mama wyszły z sali Hoppera.

Obie spojrzały na mnie z ciepłym uśmiechem, a ja wiedziałem, że teraz już wszystko będzie dobrze.

 i just died in your arms tonight • bylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz