Było ciemno, jedynie blask księżyca oświetlał pomieszczenie, w którym się znajdowałem. Czułem chłód i dreszcze przerażenia, które obiegały moje ciało. Nagle wstałem i wyszedłem z domu. Czułem, że nie kontroluję swojego ciała, że nie ja jestem odpowiedzialny za to, co robię. Na niebie szalały pioruny, a raz po raz dochodziły dźwięki grzmotów z każdej strony miasteczka. Jednak nie to było najstraszniejsze.
Z ogromnej burzy, jaka szalała, wyłonił się cień. Cień, podobny do tego, który już kiedyś widziałem. Cień, który zbliżał się do mnie nieubłaganie, który w końcu był na wyciągnięcie ręki, by następnie wpłynąć we mnie i ogarnąć mnie całego. Cień, przed którym tak słaba i krucha istota jak ja nie mogła się uchronić.
-Will, obudź się- usłyszałem głos jakby zza mgły, który stawał się coraz silniejszy- to tylko sen, już dobrze- otworzyłem oczy i odetchnąłem, widząc twarz mojego przyjaciela.
-On wrócił. Co jeśli on wrócił?- wyszeptałem przerażony. Wizje ciemności nie pojawiały się od czasu, gdy wyzbyłem się łupieżcy umysłów.
-Will, to był tylko sen. Byłeś tu przez cały czas. Obudził mnie twój krzyk. Nie bój się, nic złego ci się nie stanie- spojrzał mi w oczy.- Możesz... jesteś w stanie mi opowiedzieć co ci się śniło?- szepnął niepewnie, wciąż patrząc mi w oczy.
Pokiwałem przecząco głową, próbując powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu. Nie chciałem znowu okazać słabości. Próbowałem uspokoić bicie serca i głośny, niespokojny oddech, przymykając lekko powieki. Nie byłem w stanie poradzić sobie z obawą, że zło jakim zostaliśmy obarczeni jeszcze się nie skończyło.
-Byers, chcesz spróbować zasnąć?- Mike patrzył na mnie z troską. Zanurzyłem się w jego czekoladowym spojrzeniu pełnym zmartwienia.
-Spróbuję- odrzekłem cicho, a on skinął głową w kierunku swojego łóżka. Nie rozumiałem o co mu chodzi, lecz po chwili Mike wstał i położył się na nim, robiąc mi miejsce.
-Mike, ja...
-Will, przestań. Przecież to nic złego. Będzie ci raźniej.
Położyłem się niepewnie obok niego i już po chwili słyszałem jego spokojny oddech. Ja jednak nie zasnąłem więcej tej nocy.
***
Rankiem patrzyłem jak niebo jaśnieje, a słońce wyłania się z nicości. Każda minuta dłużyła się w nieskończoność, a ja zastygłem, oczekując, aż brunet leżący obok mnie nareszcie otworzy oczy, by powitać ten dzień razem ze mną. W końcu zrezygnowany wyszedłem z łóżka i cicho otworzyłem drzwi, po czym wślizgnąłem się do łazienki. Spojrzałem w moje lustrzane odbicie, które ukazało mi wątłego chłopca z podgrążonymi, brązowymi oczami i grzywką lekko opadającą na czoło.
W kuchni krzątała się Pani Wheeler, która powitała mnie uśmiechem.
Wyglądała inaczej niż wtedy gdy widziałem ją po raz ostatni, kilka miesięcy temu.
-Już niebawem będzie o jednego Wheelera więcej- zaśmiała się, widząc, że na nią zerkam. Speszyłem się, a odpowiedź bardzo mnie zaskoczyła.- Mój syn nic ci nie mówił? Mike jeszcze śpi?-spytała, choć wydawała się tym faktem nie zdziwiona.
-Tak- mruknąłem i usiadłem przy stole uśmiechając się do Holly. Mała blondynka przeżuwała swoje śniadanie, zerkając na mnie z ciekawością. Po chwili do kuchni weszła Nancy.
-Hej Will! Dobrze cię widzieć-rzuciła, uśmiechając się po swojemu.- Gdzie Mike? Ja na twoim miejscu już dawno zrzuciłabym go z łóżka- powiedziała ze śmiechem, a następnie, tylko przez bardzo krótką chwilę, przemknął przez jej twarz cień wątpliwości.- W sumie to... czemu nie- i pobiegła na górę do pokoju chłopca.
-Nancy, nie masz już pięciu lat!- mama Wheelera przewróciła oczami i postawiła przede mną talerz kanapek.
-Ja mam pięć lat!-pochwaliła się Holly, na co znowu posłałem jej uśmiech.
Ciekawe po kim odziedziczyła ten swój urok.
-Nancy!-usłyszałem po chwili głośny krzyk oburzonego bruneta i śmiech dziewczyny. Po chwili rozespany Mike wszedł do pomieszczenia i usiadł obok mnie.
-Jak się spało? Kiepsko wygladasz- szepnął do mnie a ja spojrzałem na niego unosząc brwi.
-Wiem, że nie jestem wyjątkowo urodziwy, ale ty też dzisiaj jakoś nie świecisz blaskiem.
-Pfff, ja zawsze świecę. Ale nie w tym rzecz. Pytam serio.
-Nie spałem- odpowiedziałem zgodnie z prawdą, a on spojrzał na mnie zmartwiony.
-Opowiesz mi?
-A mam inne wyjście?-odparłem zrezygnowany.
-Noo weź, przyjaciele mówią sobie wszystko.
-Wygrałeś, ale może dasz mi spokojnie zjeść?-warknąłem, a on jedynie roześmiał się cicho i pokiwał głową.
Po posiłku zeszliśmy do piwnicy, a Mike, który wcześniej musiał wytłumaczyć swojej młodszej siostrze, że nie może iść z nami, bo mamy do załatwienia męskie sprawy, zamknął za nami drzwi.
-Miałem zły sen- zacząłem niepewnie. Śniło mi się, że zobaczyłem na niebie...- przełknąłem ślinę i spojrzałem w brązowe oczy Mike'a.- że zobaczyłem łupieżcę umysłów.
Mike'a wyraz twarzy natychmiast zmienił się z lekko poddenerwowanego na zmartwiony.
-Mike... - szepnąłem i przełknąłem ślinę.-Co jeśli on chce powrócić? Co jeśli ze mną jeszcze nie skończył?
-Will, to tylko sen. Jeżeli jednak Druga Strona nadal nie dała nam spokoju... Jesteśmy przy tobie, tak? Ja, El, Dustin, Lucas, Max. Wszyscy jesteśmy gotowi walczyć, bo jesteś naszym przyjacielem.
-Co jeśli on dopadnie mnie tam? Gdy was nie będzie obok?
-Zawsze jesteśmy przy tobie. Pamiętaj. Masz Eleven. Wiem, że jest w stanie za tobą wskoczyć w ogień. Przecież jesteście jak rodzeństwo. Eleven jest kimś niezwykłym i mimo że utraciła swoje moce, ma jeszcze jedną moc. Największą z wszystkich. Potrafi być oddana tym, których kocha.
Coś nieprzyjemnie zakuło mnie w piersi, gdy dostrzegłem z jaką premedytacją o niej mówi. Czy jednak Mike Wheeler nadal darzył dziewczynę uczuciem?
-Nadal kochasz El?- spytałem bez ogródek. Jeżeli rzeczywiście byliśmy przyjaciółmi, nie będzie krył przede mną prawdy.
-Eleven jest cudowna. To ja pomogłem jej poznać świat którego nie znała wcześniej, zyskując przy tym osobę, którą muszę się opiekować, za którą w pewnym sensie ponoszę odpowiedzialność. Wtedy jeszcze tego tak nie postrzegałem, nie rozumiałem moich uczuć do niej. Może właśnie dla tego to wszystko się pozmieniało- bo dorośliśmy. Teraz, gdy już poznała wszystko na tyle by sama o sobie decydować, gdy poznała innych ludzi, a ja nie jestem jedyną osobą która jest ważna dla niej... nie czuję się tak potrzebny. I tak odpowiedzialny. Dlatego... nie czuję już tego co by mnie przy niej trzymało. I wiem, że ona też nie czuje tego do mnie. Ale już na zawsze będzie dla mnie miłym wspomnieniem i jedną z moich najlepszych przyjaciół. Może tak musiało być, co?
Pokiwałem głową na znak, że rozumiem. Po chwili niezręcznej ciszy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, co uratowało mnie przed dalszym wymyślaniem czegoś, co mógłbym powiedzieć. Następnie doszły do mnie głosy naszych przyjaciół, którzy, wydawało się, biegli jak opętani w stronę piwnicy. Byli zdenerwowani. Zdesperowani.
-On żyje!-wykrzyknął Dustin bez żadnego powitania- Hopper żyje!
I to był początek zmian.
CZYTASZ
i just died in your arms tonight • byler
FanfictionByler, 1985, po trzecim sezonie Will Byers x Mike Wheeler