Do Hawkins dojechaliśmy około dwunastej. Był słoneczny piątek, a moja rodzicielka pozwoliła nam nie iść tego dnia na lekcje, byśmy mogli spędzić z przyjaciółmi jak najwięcej czasu. Umówiły się z panią Wheeler, że będziemy mogli zostać na cały weekend. Ta myśl napawała mnie radością, choć odczuwałem nostalgię mijając miejsca, w których niegdyś bywałem codziennie. Chciałem zostać tu nie na weekend, lecz na zawsze.
Dziwnie się czułem, że nie mam już tu własnego domu.
Mama musiała załatwić parę rzeczy w sklepie, w którym dawniej pracowała, a mnie i El wysadziła przed domem Mike'a.
Serce zaczęło mi szybciej bić. Już nie pamiętam jak to było spędzać całe dnie z przyjaciółmi, wracać późnym wieczorem do domu na rowerze i wygłupiać się w szkole.
Teraz tego nie miałem. Bo moi przyjaciele zostali tutaj, a tam byłem sam.
-Jonathan przyjedzie po was w niedzielę popołudniu. Bądźcie grzeczni!- powiedziała w naszą stronę, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
-Zawsze jesteśmy grzeczni-mruknąłem.-Obiecuję, że to się nie zmieni.
Wiedziałem, że chłopcy i Max jeszcze nie skończyli lekcji, więc postanowiliśmy ukryć się w domu chłopaka i zrobić im niespodziankę. Drzwi otworzyła nam pani Wheeler, uśmiechając się do nas pogodnie.
-Mike o niczym nie wie, pęknie z radości jak was zobaczy. Chodźcie. Jesteście głodni?
-Nie, dzięki. Możemy schować się w piwnicy?-odpowiedziałem, na co ona pokiwała głową.
Zeszliśmy więc do piwnicy i rozgladnęliśmy się za dobrą kryjówką.
-Wspomnienia wracają- mruknęła do mnie dziewczyna, a ja nic nie odpowiedziałem. Byłem zestresowany i podekscytowany jednocześnie. Nie mogłem się doczekać tego zaskoczenia pomieszanego z radością na twarzy Mike'a.
Po kilkunastu minutach usłyszeliśmy kroki i wymieniane dialogi między Mikem i jego mamą. Szybko weszliśmy pod stół, pod którym El spała, gdy Mike ukrywał ją w swoim domu.
Wstrzymaliśmy oddechy, gdy otworzyły się drzwi do pomieszczenia. Nie byłem w stanie go zobaczyć, a pragnąłem tego jak najszybciej. Słyszeliśmy jak odkłada plecak i kładzie się na kanapie.
-Lucas? Jesteś tam?- usłyszałem jego głos. Razem z El z trudem powstrzymywaliśmy śmiech. Jednocześnie musiałem się chamować, żeby natychmiast nie wyskoczyć spod stołu i nie powiedzieć "Mike, pogramy w D&D?
-Jestem!-odezwał się Lucas po paru sekundach.-Dopiero co się widzieliśmy! Co jest? Odbiór.
-Wpadniesz? Możemy w coś pograć. Pogadać. Ty, ja, Max i Dustin? Odbiór!
-Będę za pół godziny! Bez odbioru!
Usłyszałem jak odkłada krótkofalówkę i kieruje się w stronę łazienki. Gdy zamknął za sobą drzwi, cicho wyczołgaliśmy się spod stołu i jak najciszej usiedliśmy na kanapie, na której jeszcze przed chwilą leżał chłopak. Wymieniliśmy z El pełne pozytywnego napięcia spojrzenia. Mimo, że uczucie, którym się darzyli, nie pielęgnowane zbyt dogłębnie powoli wygasało, wiedziałem, że też za nim tęskniła. W końcu to on się nią opiekował, on obdarzał ją troską gdy inni uważali za dziwadło, on pokazywał jej świat którego nie zaznała wcześniej.
Mi też go pokazał. Mike był moim pierwszym przyjacielem i osobą, dla której do tej pory zrobiłbym wszystko.
Po chwili Mike wyszedł z łazienki, jednocześnie zakładając na siebie zieloną koszulkę. Najwyraźniej nie zauważył nas od razu, bo dopiero po chwili podniósł wzrok i zobaczył nas w swojej piwnicy.
CZYTASZ
i just died in your arms tonight • byler
FanfictionByler, 1985, po trzecim sezonie Will Byers x Mike Wheeler