Część 10

1.1K 110 21
                                    

Jake

Od kilku dni między mną a Kate nawiązała się pewnego rodzaju przyjaźń.
Żartujemy , rozmawiamy na wiele tematów i cholera świetnie się bawię w jej towarzystwie. Jest jak kumpela, której mogę powiedzieć wszystko. Oczywiście nie mogę zdradzić prawdziwego powodu mojego przybycia tutaj, ale to od początku nie wchodziło w grę.
Jednak są momenty, kiedy tak patrzę na jej łagodną twarz i zastanawiam się, jakby zareagowała, gdybym wytłumaczył jej, w jakie tarapaty się wpakowałem.

Zanurzam wałek malarski w siwej farbie i robię pierwsze pociągnięcie na ścianie pokoju, który od wczoraj remontuję. Przy ciszy i spokoju moje myśli wracają do wieczoru, kiedy wszystko się pochrzaniło.

Parkuję przed zamożną willą i rozglądam się dookoła.
Jest już późny wieczór i nikogo nie widać na luksusowej dzielnicy.
Moje obserwacje przerywa dźwięk ładowania pistoletu. Obracam się w stronę mojego towarzysza i widzę, jak Eric chowa broń pod drogą , czarną marynarkę.

- Stary co ty robisz?- pytam zaskoczony.

- To tylko ze względów bezpieczeństwa. Nigdy nie wiadomo.

- Mamy tylko odebrać kasę. Facet sam zadzwonił, że chce spłacić całość.

- Jake, ja tutaj decyduję, pamiętaj o tym. Ty tylko stoisz z boku i dbasz o to, by facetowi nie przyszło do głowy wywinąć jakiś numer.

- Skoro ja jestem zabezpieczeniem, to po co ci broń? To ma być prosta robota. Odbieramy pieniądze, które był winien twojemu ojcu i wychodzimy.

- W takich sytuacjach, a zwłaszcza jeżeli chodzi o dwieście tysięcy dolarów, trzeba myśleć o wszystkim.

- To stary pryk, biznesmen, który potrzebował szybko szmalu, a nie jakiś gangster.

Eric tylko uśmiecha się do mnie i wysiada z samochodu. Nie podoba mi się myśl, że wchodzi tam uzbrojony. Tak, on i jego ojciec prowadzą szemrane interesy, ale dzisiaj przyjeżdżamy tylko odebrać pieniądze. Facet sam się zgłosił.

Wysiadam z samochodu i podążam za Ericiem, który pewnie wchodzi po marmurowych schodach i dzwoni do drzwi. Staję obok niego i niemalże czuję w kościach , nadchodzące problemy.
Minutę później otwiera nam mężczyzna w średnim wieku, z lekko siwymi włosami , rosnącym brzuchem i z okularami na nosie.

Wygląda na nerda, który boi się własnego cienia. Zwłaszcza kiedy taksuje nas swoim przestraszonym wzrokiem, ale z uśmiechem zaprasza do środka. I to jakiego!
Po co facetowi były potrzebne te pieniądze od lichwiarzy? Wystarczyłoby, aby sprzedał parę rzeczy i gotowe. Jednak nie jestem tutaj od zadawania pytań. Moim obowiązkiem jest dostarczenie Erica na miejsce, dopilnowanie, aby akcja poszła zgodnie z planem i powrót do szefa.

Eric rozgląda się po wielkim i jasnym holu i gwizda z zachwytu.  Dłużnik zaczyna mówić o uzbieranej kwocie z odsetkami, prosi nas o chwilę i odchodzi w kierunku korytarza, by przynieść torbę z pieniędzmi. Ja cały czas obserwuję wspólnika.
Jego zadowolony uśmiech mnie drażni. On coś kombinuje...

- Pan jest budowlańcem? Jak Bob budowniczy?

Dziecięcy głos wyciąga mnie ze wspomnień i obracam się w stronę drzwi.
Przede mną stoi mały chłopiec i nieco wyższa dziewczynka.

- Proszę wybaczyć mojemu bratu, to jeszcze dziecko- oznajmia dziewczynka i melodramatycznie przewraca oczami.

- A ty nie jesteś jeszcze dzieckiem?- pytam zaskoczony.

- Mam już dziesięć lat proszę pana, a mój brat Simon dopiero siedem- mówi dumnie, unosząc podbródek.

- A to taka wielka różnica?

Bezpieczne miejsce - Zawieszone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz