04 - Mudblood

207 19 1
                                    

- HERMIONA -

Czterdzieści minut po odczytaniu wiadomości ruszyłam do ministerstwa. Podejrzewałam o kogo może chodzić, ale nie mam pojęcia jakie komplikacje wystąpiły, bo wszystko było przez ten miesiąc dobrze. Znaczy mniej więcej. Po kolei witając się skinieniami głowy, uśmiechem lub krótkim „cześć" z pracownikami szłam do biura Kingsley'a. Gdy tam doszłam lekko zapukałam w drzwi. Usłyszałam donośne „proszę", więc weszłam do środka.

- O, witam Hermiono.

- Dzień dobry. O co chodzi z tymi konsekwencjami? - zapytałam prosto z mostu.

- Chodzi o rodzinę Malfoy.

- Tego się akurat spodziewałam.

- Duża część w ministerstwie ma problem o to, że Malfoy'owie wyszli na wolność. Nie tyle co cała rodzina co Lucjusz Malfoy. Nie podoba im się to, że chodzi po ulicach jak gdyby nigdy nic.

- Co ja mam do tego?

- Harry i ty bardzo im pomogliście, ale trzeba im dać jakieś większe konsekwencje niż wpłacenie jakiejś kwoty na cele charytatywne. No i trzeba ich mieć na oku.

- Jakie konsekwencje im w takim razie dać?

- Właśnie w tym problem, że nie mam pojęcia. Na początku myślałem, że na ten rok wysłać ich do Hogwartu no i McGonagall oraz Snape miałby ich na oku, ale...

- Pewnie wolałbyś im odebrać na wszelki wypadek różdżki.

- Tak.

- Mam pomysł. Panu i Pani Malfoy można zabrać różdżki na czas odbudowy Hogwartu, a gdy będą z nami jechać na rok szkolny to im zwrócimy. - spojrzał na mnie nie przekonany. - Wiem, że Cię to nie przekonuje, ale Snape i McGonagall będą mieć ich na oku. Tak samo jak ja czy Harry.

- A co z młodym Malfoy'em?

- Nie lubię go, jakby... wiesz jak wyglądają nasze relacje. Ale broniłam go, bo jednak nam pomógł. Teoretycznie możemy zabrać mu różdżkę, ale on pomaga odbudować Hogwart.

- Tak? - zapytał zdziwiony.

- Tak, nie wiedziałeś? - pokręcił głową. - No teraz już wiesz, pracowaliśmy razem nawet przy Wieży Astronomicznej. Do Hogwartu też wraca, bo to akurat ma narzucone.

- Czyli młodemu Malfoy'owi na razie odpuścić? - pokiwałam głową.

- NARRATOR -

Tuż po wyjściu Hermiony Granger minister magii wezwał jednego z aurorów. 29-letni Gawain Robards, który jest aktualnym szefem biura aurorów dostał zadanie by Lucjuszowi oraz Narcyzie zabrać różdżki do 31 sierpnia 1998 roku i przekazać informacje o tym, że we wrześniu ruszają do Hogwartu.

Gawain zapukał do drzwi posiadłości Malfoy'ów, a otworzył mu jeden ze skrzatów.

- Chciałbym porozmawiać z panem Lucjuszem i panią Narcyzą – powiedział poważnie. Jeżeli chodzi o swoja pracę to był on bardzo profesjonalny i nie dawał się ponieść emocjom.

- Niuchacz już prowadzi. - skrzat ruszył w głąb domu. - Państwo Malfoy są w salonie – wskazał mu, że ma iść prostu, a po chwili zniknął.

- Dzień dobry panie Malfoy, pani Malfoy – zaczął.

- Witam. Co pana do nas sprowadza? - zapytał długowłosy.

- Z racji tego, że wystąpiły pewne komplikacje - dotyczące nie zamieszczania was w Azkabanie – jestem zmuszony do dnia 31 sierpnia 1998 roku odebrać państwu różdżki.

- HERMIONA - 

Dzień po rozmowie z ministrem wstałam bardzo wcześnie. Było to spowodowane tym, że poprzedniego dnia – już w godzinach wieczornych – przyleciała do mnie sowa pani Weasley. Jak się dowiedziałam zaprosiła i mnie i Harrego na dzisiejsze śniadanie. Wiadomo, próbowaliśmy się wykręcać, bo ostatnio nie dogadywalismy się z Ronem, ale jak Molly Weasley się na coś uprze to już nie wygrasz.

Śniadanie było na 8:30, więc pięć minut przed umówiona godzinę wyszłam z domu by się teleportować. Okazało się, że z Harrym mamy takie samo myślenie, bo przed Norą pojawiliśmy się idealnie w tym samym momencie. Po przywitaniu się przytulasem, podeszliśmy pod drzwi i zapukaliśmy w nie. Po chwili otworzyła nam Ginny.

- Miło was w końcu zobaczyć – przytuliła nas rudowłosa.

- Cześć lisico – zaśmiałam się.

- Chodźcie – zaprowadziła nas do kuchnio-jadalni po czym każdy nas usiadł na swoim miejscu.

Zasiadłam na swoim miejscu przy stole w jadalni rodziny Weasley. Patrzyłam kolejno na rodzine Weasleyów. Na Rona, Ginny, Georga, Harrego, - znaczy on nie jest Weasley, ale no Molly traktuje go jak syna - pani Weasley oraz pana Weasley'a po czym wróciłam wzrokiem do Rona. Robił się co raz bardziej czerwony – jeszcze chwila, a jego twarz miałaby podobny kolor do jego włosów – wiedziałam, że ten obiad nie będzie w stylu, że każdy się z każdym dogaduje i śmieje. Ojj nie, to nie film. Tylko brutalna rzeczywistość.

- Nie wytrzymam już - mówiłam - Hermiona! Jak mogłaś pracować z Malfoy'em?!

- Niby kiedy?

- Dwa dni temu widziałem was na Wieży Astronomicznej – warknął.

- Ron, uspokój się. Dostałam pewne zadanie od profesor McGonagall. Najpierw pracowałam sama, a potem Malfoy dołączył, bo pewnie kazali mu mi pomóc. - wzruszyłam ramionami. - Nie rozumiem o co tyle szumu.

- Po pierwsze nie będę spokojny, bo pracowałaś ze śmierciożercą. A po drugie, naprawdę nie wiesz o co tyle szumu? Powiem Ci o co! Malfoy'owie z każdego z nas się wyśmiewali oraz poniżali, a ty sobie tak po prostu pracujesz z Malfoy'em juniorem! - wrzeszczał Ron na cały głos.

- Powtórzę Ci, bo twój mózg tego chyba nie przetworzył. Nie wiedziałam, że Malfoy będzie ze mną pracować. Zresztą nie rozmawialiśmy, może wymieniliśmy ze sobą dwa zdania. Nie sądziłam, że to jest zbrodnia – powiedziałam spokojnie lecz jednak w moim głosie było wyczuwalne lekkie zdenerwowanie. I tak mój dobry humor poszedł się jebać. Ale czego się spodziewać w towarzystwie Rona?

- Jasne! Założę się, że już zaczęliście się tam migdalić. Chociaż nie. Kto by chciał mieć szlamę za dziewczynę? - nie płakałam, nie było sensu. Z obojętną miną wstałam od stołu i ruszyłam w stronę wyjścia.

- Ronaldzie Billusie Weasley! Jak śmiesz obrażać Hermionę! - zaczęła wrzeszczeć Molly Weasley.

- Ron jak mogłeś?! Przyjaźniliśmy... - więcej nie słyszałam, bo deportowałam się do domu. Mogłam wybaczyć mu wiele, ale nie to. Od tej chwili Ron Weasley dla mnie nie istnieje.

ɪ ᴡɪʟʟ ᴀʟᴡᴀʏꜱ ʙᴇ ᴡɪᴛʜ ʏᴏᴜ || ᴅʀᴀᴍɪᴏɴᴇ [ᴢᴀᴡɪᴇꜱᴢᴏɴᴇ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz