Wanda pamiętała głównie zimno.
Ten przenikliwy, dogłębny chłód bijący od betonowych ścian, podłogi i pokrytych lodowatą parą oknach. Pamiętała, gdy zamrażał każdy kawałek jej ciała, dosięgał najmniejszego mięśnia czy emocji, kreując jej wizerunek na wzór drewnianej kukły. Ale nawet jako kukła, bez emocji, zmęczona i przemarznięta, nie odeszła od ściany. Wiernie trwała przy niej, opierając plecy o beton, zamykając oczy, a nieraz palcem śledziła gładką powierzchnię, jakby ta mogła zdradzić jakąś tajemnicę. Sztukę przetrwania w zimnie.
Ale to wszystko nie tak. Bo chociaż beton był gruby, przenikliwie lodowaty, ona mogła poczuć jak jej dłoń splata się z ciepłą dłonią brata mimo granicy. Dzielił ich mur dosłownie i w przenośni i tylko w nocy, gdy siedziba Hydry gasła w oczach, oni przybliżali się odrobinę do kratowanych drzwi, szeptając 'przepraszam', które zabierało ich z powrotem do domu. Nie liczyli pęknięć na suficie, ale szeptali, uśmiechając się lekko, jakby to słowo faktycznie dawało im ulgę od ogarniającej ich niepewności.
Nie mieli pojęcia na co czekają. Może wtedy zgłosili się na dobrowolną śmierć, może to wszystko było kłamstwem? Dni przecież były takie... Cholernie jednakowe, pozbawione charakterystycznych zdarzeń, mogących zostawić ślad w ich pamięci, a Wanda przestała odróżniać dzień od nocy już w trzeciej dobie.
Pytała Pietro, czy się bał. Zawsze przeczył z charakterystyczną, łobuzerską nutą znaną jeszcze z dzieciństwa. Starała się nie zauważać, jak ta została przyćmiona chyba tylko po to, żeby nie poczuć ucisku w piersi na myśl o kłamstwie. On nigdy nie kłamał.
Więc mu wierzyła.
Aż do momentu pierwszego krzyku.
Najpierw go zabrali, później czekała, tak długo czekała, aż w końcu wrócił, a wtedy... Prawie go nie poznała, gdy szedł korytarzem, prawie... Prawie zapytała, czy to na pewno on, czy ledwie cień pozostały ze słownego dziesięciolatka w trampkach. Zabrali mu je, w zamian za sportowe obuwie.
Nienawidziła tamtych butów, tęskniła za trampkami.
Nie mogła nie zauważyć tej pustki, która, nie wiedzieć kiedy, zajęła miejsce dziecięcej iskrze w jasnych oczach, ani tego, jak przepraszająco popatrzył na siostrę, zanim wszedł do celi.
Bo go złamali. Zmusili, żeby odczuwał strach przed własnym, ulepszonym ciałem, a jeśli bał się samego siebie, jak miałby zapewnić bezpieczeństwo Wandzie?
Pamiętała, że płakała tamtej nocy. Wtedy Pietro krzyczał co sił w płucach. Toksyny Hydry krążyły w żyłach, tętnicach i najmniejszych komórkach, powodując ból tak wielki, że wrzask przypominał skowyt zażynanego zwierzęcia. Bała się, że zabrali jej brata. Bezczelnie odebrali mu niewinność.
Ale wtedy, kiedy krzyki ucichły i usłyszała szmer po drugiej stronie, wszystko zamarło. Przeprosił ją.
— Już nie będę — powiedział, a Wanda tak bardzo chciała pogłaskać brązowe włosy, jakby pragnęła dodać mu otuchy. Pragnęła zabrać go na dach budynku, otulić kocem i poprawić go później na ramionach brata, aby zapewnić, że ona także nie pozwoli, by go skrzywdzili. — Już nie boli. Po prostu jest... Inaczej.
Wszystko się zmieniło. Wciąż młodzi, chętni zemsty doświadczali mijanego czasu, który musiał się przecież kiedyś odwdzięczyć. Pewnego dnia po prostu przyjdzie i odda im chwilę, które spędzili w cierpieniu, poklepie po ramieniu niczym stary znajomy i odejdzie, już nigdy nie wracając. W to także wierzyła, chociaż zapewne naiwnie. Tak jak w to, że nadal była tą samą Wandą z sokoviańskiego domu.
Do celi wstawiono gramofon. Gramofon ze sklepu z antykami. Wówczas już obdarowane mocą dłonie troskliwie prześledziły zdobione krawędzie, pogładziły pudło, zapamiętały strukturę. Igła otulona czerwoną mgiełką spoczęła na płycie lekko, niczym śnieżny puch osiadły na parapecie w zimowy poranek.
Chwilę później zostały z niego tylko drzazgi. A Wanda nawet nie mrugnęła, gdy wizja powrotu do starej siebie rozprysnęła się w powietrzu, dzieląc los starego gramofonu ze sklepu z antykami.
Pokruszyli ich na kawałki, by poskładać ponownie w sposób, w jaki sobie tego życzyli. Jak był dla Hydry dogodny.
Byli bronią. Jednak nawet jako broń, chcieli tylko zapłaty za ból.
CZYTASZ
ꜱʜᴏᴇꜱ. ᵐᵃˣⁱᵐᵒᶠᶠ ᵗʷⁱⁿˢ
Fanfic❝ Wanda chciałaby, żeby znów założył buty. ❞ FANFICTION | Wanda & Pietro Maximoff