10

13 1 2
                                    

Dzień w pracy wkońcu dobiegł końca i mogę wrócić do siebie. Pewnie Ban już tam na mnie czeka, chyba że posiada więcej cierpliwości i jak normalny człowiek przyjdzie do mnie jak już wrócę na spokojnie.
Właśnie zamknęłam lokal , słuchawki do uszu i w drogę!
-Hmm dziwne ...
Byłam już niedaleko swojego mieszkania, odkąd weszłam do parku mam wrażenie że ktoś za mną idzie.
Kucnęłam by poprawić buta przy czym delikatnie się rozejrzałam. Nie zauważyłam niczego dziwnego , może poprostu jestem zmęczona?
Ruszyłam dalej , nie mogę przecież pozwolić by Ban na mnie czekał.

W tym samym momencie ktoś krył się w cieniu i obserwował dziewczyne by dowiedzieć się gdzie mieszka , czym się zajmuje .Była nieświadoma jak szybko będzie miała te ''przyjemność'' spotkać te osobe.

-No wkońcu jesteś!
A jednak już czekał na mnie , w sumie to czego ja oczekiwałam od tego narwańca?
-Wracam o tej porze co zwykle , jakbyś po mnie przyszedł to byśmy się zobaczyli szybciej.
-No niby racja ale wtedy nie mógłbym przygotować tego !
Uradowany zaciągnął mnie do salonu. Na stoliku stała spora miska wypełniona po brzegi cudownie wyglądającym makaronem .Do tego były wszędzie zapalone świeczki, z głośników leciała muzyka a Black...?
-Czy on ma kokardę na szyi ?
Kot siedział na kanapie i patrzył na mnie błagalnie , no nie dziwie mu się. Ta czerwona kokarda jest od niego chyba nawet wieksza.
-Wszystko miało być idealne dla ciebie dlatego nawet się poświeciłem i się nim zająłem.
-Co masz na myśli?
Zapytałam śmiejąc się i w międzyczasie zdejmując wstążke z zwierzaka.
-Spacer , kąpiel a także dałem mu jedzenie.
-No ładnie, a mizianko po brzuszku było ?
-No wiesz ? To facet ! Nie będę go dotykać w takich okolicach bez wyraźnego powodu .
-Jesteś niemożliwy ...
Black skorzystał z okazji i uciekł najpewniej do sypialni. Spojrzałam na Bana z uśmiechem próbując się nie zaśmiać .
-Dziękuję Ban. A skoro tak się poświęciłeś to pewnie zgłodniałeś, jemy ?
-Ej nieśmiej się ze mnie ! I tak , siadajmy i jedzmy.
Po smacznej kolacji razem usiedliśmy na balkonie. Wkońcu znaleźliśmy chwilę by omówić sprawę mojego wyjazdu a raczej tego kiedy zadzwonić do Anzai'a i co w związku z tym.
-Może ja do niego zadzwonie ? Ty masz do niego lekki uraz więc...
-Och daj spokój,  jestem dużym chłopcem. Jakbym nie potrafił sobie radzić w tego typu sytuacjach to w karierze by mi tak dobrze nie szło .
-No skoro tak ... to już jak chcesz. Ważne by zadzwonić i ruszyć dalej. Trzeba się dow-
-Zaczekaj.
Zasłonił mi usta dłonią i zaczął wytęrzać wzrok w stronę zieleni na przeciwko bloku.
Również tam spojrzałam ale nic tam nie widze ani nie słysze.
-Już wporządku , wydawało mi się że słysze odgłos przeładowywanej broni . Chodźmy do środka,  robi się już chłodno.
-No dobrze.
Przepuścił mnie w drzwiach ,stanełam miej więcej na środku pomieszczenia i obruciłam się w jego kierunku by na niego zaczekać.
W momencie gdy przekraczał próg to miałam wrażenie jakby czas nagle zwolnił.

Dźwięk wystrzału.

Kula brutalnie wbija się w jego ciało.

Ból i szok w jego oczach.

Wszechogarniający mnie strach.

Mimo bólu Ban podbiegł do mnie i rzucił nas na podłogę . Jego ruch uchronił nas przed następnymi kulami, które wręcz szalały teraz w moim mieszkaniu i niszczyły wszystko na swojej drodze. Nagle ustało. Cisza. Przerażająca ,pełna napięcia cisza.
-Ban?
Spojrzał mi w oczy i widziałam jak walczył z sobą by nie pokazać, że coś jest nie tak .
Powoli się podniosł do siadu a ja za nim .
-Fuck! Jesteś ranny! Pokarz to szybko! Musimy coś z tym zrobić!
-Spokojnie, przynieś apteczkę,  wszystko co może się teraz przydać. Będzie dobrze,  pamiętasz? Nie jestem człowiekiem.
-Dobrze!
Wstałam i pobiegłam do kuchni. Był tam Black, matko zapomniałam o nim !
-Nic ci nie jest maluchu?
Spojrzał tylko na mnie zamruczał. Wygląda dobrze,  chyba był tu cały czas gdy nas ostrzeliwano . Rzuciłam się szybko do jednej z szafek by zabrać to co potrzebne. Przy okazji zgarnęłam butelkę z wodą. Dlaczego w moim mieszkaniu nie ma czegoś takiego jak alkohol na czarną godzinę?!
-Już jestem! Powiedz co mam robić?
Ban siedział na podłodze w korytarzu rozebrany od pasa w górę .
-Niemożemy ryzykować,  zamknij najpierw drzwi od mieszkania. Potem mnie obejrzysz.
Tak zrobiłam , wróciłam do chłopaka i spojrzałam w strone balkonu.
-To raczej człowiek,  nie da rady tu wejść z zewnątrz. Chodź,  pomożesz mi potem będę miał łatwiej się wyleczyć  . Zapal światło i działaj.
-Już-już...Co mam zrobić najpierw?
- Czuje że kula nie wbiła się głęboko, spróbuj ją wyciągnąć...
-Mam co zrobić? J-ja nie dam rady.
-Wierze w ciebie,  tylko ty jesteś w stanie mi teraz pomóc. Weź to i spróbuj ją wyciągnąć.
Podał mi pensete i posłał jak na niego słaby uśmiech.
Eee no dobra ... zrobię to.
Wzięłam narzędzie i ostrożnie wsunęłam w jego rane.
Usłyszałam jak nabiera szybko powietrze .
-Im szybciej to zrobisz ,tym szybciej skończy się ból. Będzie dobrze Elaine.
Kontynuowałam to co zaczęłam .
Przyłożyłam dłoń do jego zakrwawionych pleców by poczuć w którą stronę się kierować .
Chyba mam!
Trochę głębiej...
-Mam !
-Na co czekasz? Wyciągaj!
Powiedział z wyraźnym bólem w głosie.
Jeden ruch.
Koniec.
-Teraz trzeba to przemyć czymś...
-Weź to .
Wzięłam buteleczkę i poprostu polałam rane .Następnie go wytarłam i wzięłam bandaż z gazą .
Wkońcu skończyłam.
-Ban ? Skończyłam...
Chłopak odetchnął i poprostu opadł na podłogę .
-Ban ?!
Potrząsnęłam nim ale nie reagował.
Co ja mam zrobić?  Przecież nie zadzwonie po pogotowie, to nie człowiek.
-Co ja mam zrobić...?
Spojrzałam na Bana a potem na leżący telefon obok niego .
-Anzai!
Wzięłam jego telefon i wyciągnęłam z jego pokrowca numer do chłopaka. Szybko go wpisałam u siebie i zadzwoniłam. Jest moją ostatnią i jedyną szansą,  warto spróbować.
-Anzai z tej strony,  kto mówi?
-Strzelali do nas , Ban jest nieprzytomny...Co mam robić?

Devils Line, moja historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz