Chapter 4.

2K 116 78
                                    

Dość energicznie zeszła na dół, trzymając przy klatce piersiowej stos książek. Dotarła z nim do kuchni, gdzie przy blacie na stołkach siedzieli jej wuj i Wanda. 

— Zwracam — poinformowała, odkładając lektury.

— Już przeczytałaś? Szybko — zdziwiła się Maximoff, podnosząc na nią wzrok.

Minęły dopiero trzy dni, a ona przeczytała już osiem, z czego najcieńsza miała trzysta stron.

— Lubię czytać. I po części w tej sprawie przychodzę. Wujkuuu — zwróciła się do Tony'ego. — Potrzebuję jechać do miasta.

— Happy z tobą pojedzie. Czego potrzebujesz?

— Amm... Nie pojedzie — wcięła im się kobieta. — Wczoraj mówił, że jedzie gdzieś ze Stevem.

— Wspaniale — przewrócił oczami i przeklął w myślach Rogersa. — Prawdopodobieństwo, że zgubisz się bez przewodnika w mieście wynosi sto procent. Ja nie mogę z tobą jechać, bo mam kilka spraw do załatwienia — a mianowicie pewien stół bilardowy do wyniesienia. — Zapytam Visiona czy...

— Ja mogę z nią jechać — oświadczyła Wanda. Już wcześniej myślała nad zacieśnieniem więzów z młodą Stark. Mieszkanie z bandą mężczyzn nie udzielało się jej jednak za dobrze. A Natasha wpadała jednak nie tak często, poza tym – stanowiły iście ogniste duo. — To znaczy z tobą, Amber. 

— Naprawdę? Dzięki — zwróciła się do niej całkiem zaskoczona. — Właściwie, to chciałam dokupić kilka książek. Możemy przy okazji wejść na kawę, odwdzięczę się za pożyczenie mi tych.

— Jasne — uśmiechnęła się do niej.

Amber jak dotąd nie wiedziała, co sądzić o Wandzie. Znały się krótko (pomińmy fakt, że Lokiego znała trzy godziny dłużej i już mu się zwierzała ze swojego życia...), a Maximoff wydawała się do niej być dość bojowo nastawiona, przynajmniej na początku. Dlatego wolała ją poznać. Nie uważała jej za wroga, aby "trzymać ją bliżej niż przyjaciela", ale po prostu nie chciał trwać w niewiedzy.

Lubiła gromadzić fakty o ludziach, by potem się na nich nie wyłożyć.

— Czyli zostałyście przyjaciółeczkami, niezmiernie się z tego powodu cieszę i urządziłbym na tego cześć imprezę, ale jak mówiłem... Muszę coś załatwić — przypomniał i stanął obok bratanicy. — Bawcie się dobrze i...

Wyciągnął z kieszeni portfel i wziął z niego kilka banknotów z trzycyfrowymi liczbami. No, może kilkanaście. Wręczył je niebieskookiej. 

— Na książki powinno wystarczyć. Baw się dobrze.

— Dziękuję — powiedziała, a następnie objęła mężczyznę.

Gdy już wyszedł, popatrzyły na siebie znacząco z Wandą.

— To kiedy wyjeżdżamy?

— Jak dla mnie, możemy nawet zaraz.


***


— Byłam sceptycznie nastawiona do tych przenosin, zwłaszcza że nigdy nie byłam w Nowym Jorku — zaczęła Amber. W międzyczasie wzięła łyka szampana. — Ale okazuje się, że lubię Nowy Jork. Zdecydowanie.

— To miasto można albo pokochać, albo znienawidzić... Łatwiejsze jest to pierwsze — uznała po chwili Wanda.

Znajdowały się w jednej z tych długich limuzyn, które ukazują w filmach, ale wyposażenie tej było nawet lepsze niż tych z Hollywood. Truskawkowy szampan, owoce w czekoladzie i przyciemniane szyby były czymś, czego nawet nie wiedziały, że potrzebowały.

Good Liars || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz