Chapter 19.

1.5K 110 28
                                    

Obiecany. I trochę inny od reszty. I niesprawdzony więc przepraszam z góry za błędy.

— To już tutaj?

Spotkała się z odpowiedzią w postaci powolnego przytaknięcia. Loki sam był zajęty przyglądaniem się londyńskiego sanktuarium Mistrzów Sztuk Mistycznych. Budynek był okazały, ale nie przyciągał uwagi przechodniów, co chyba było celowe. Hogwart otoczono przecież czarem sprawiającym, że każdy pobliski mugol zamiast zamku widzi ruiny i czuje potrzebę powrotu do domu.

I niech ktoś jej jeszcze powie, że z czytania Pottera nie ma co wyciągnąć.

— Gotowa?

— Tak sądzę.

Weszli do budynku bez większych problemów, co już było dla nich pewnym zaskoczeniem. Kto zostawiałby taką świątynię z otwartymi drzwiami? Bóg kłamstw mógł się tylko domyślać, jakie cudeńka tam trzymali, skoro w Katmandu przebywał kamień czasu.

Przeszli na główny hol, lecz nadal nikogo nie zobaczyli ani nie usłyszeli. Pustka. Wyjątkowo podejrzana pustka. A jak to z podejrzanymi pustkami bywa, wreszcie się kończą i to w niezbyt przyjemny sposób. Usłyszeli, jak ktoś podchodzi do nich od tyłu i najwyraźniej przybiera pozycję obronną.

— Natychmiast wyjdźcie z sanktuarium — rozkazał groźnie mężczyzna koło czterdziestki.

— Przyszliśmy w celach pokojowych — powiedział Loki tonem, na który nabrałby się prawdopodobnie tylko przedszkolak, jak gdyby chciał z nimi walczyć.

A może i taki był jego zamiar. Wspaniale, dała się wkręcić w jego gierki...

— I zaraz z nimi wyjdziecie.

Loki najwidoczniej postanowił faktycznie się z nimi mierzyć. Z pochw wyciągnął dwa, bliźniacze miecze. Wolała nawet nie pytać, jak je tutaj przetransportował bez jej wiedzy. Prócz tego, widziała jak zaczyna tworzyć kolejne iluzje - fałszywe wersje siebie lub swoich przeciwników, bo do tamtego dołączyła zaraz kolejna trójka. A ona znów nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić. 

Trójka skupiła się na Lokim, jeden zechciał zainteresować się nią. Wtem sama pobiegła do czegoś na kształt zbrojowni, skąd następnie wzięła jakieś ładne, srebrne ostrze wyglądające na dobre do obrony. Nie zamierzała zabijać tych, którzy mieli dać jej odpowiedzi. Będzie musiała poważnie podyskutować z Lokim na temat jego planów.

Wcześniej, gdy jakimś cudem przyszło jej z kimś wojować, machała bronią w tę i we w tę, byleby nikt jej niczym nie ugodził. Tym razem poczuła się jednak inaczej, jej ruchy były bardziej opanowane, płynne i skuteczne i to nie ona wypadała gorzej w tym zestawieniu. Kolejne uderzenia przychodziły jej z niezwykłą łatwością i udawało jej się uderzać dokładnie tam, gdzie chciała - w broń przeciwnika, nie w jego ciało.

Od razu pomyślała, że jej odzyskane, ukryte wcześniej moce to robiły, bo ona w wymachiwaniu mieczami była równie dobra, co przy pieczeniu makaroników. Niby w smaku są okej, ale zawsze musi coś sknocić, to już jej tradycja.

Przestała się przejmować starciem ze swoim rywalem, gdy spostrzegła, jak radzi sobie Loki. Dwóch przytrzymywało go w miejscu, gdy trzeci recytował jakieś inne inkantacje. Poczuła napływający stres i strach, że zostanie sama. Znowu.

— Nie! — zawołała głośno, puszczając miecz. Rozłożyła ręce na całą szerokość i sama nie wiedząc, czego oczekuje, zamknęła oczy.

Niepewnie uchyliła je chwilę potem, aby zobaczyć, co się stało. Zamrugała kilkukrotnie widząc, jak wszyscy się zatrzymali i stali jak sparaliżowani. Łącznie z Lokim. Nie mogła zaprzeczyć, to ją nieco przeraziło, nagle zaczęła szybciej oddychać i...

Good Liars || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz