Od dziecka zwykłam głośno i stanowczo wyrażać swoje opinie na najróżniejsze tematy. Nigdy nie pozwalałam sobie na słowa sprzeciwu, a niechętne dla moich uszu uwagi kwitowałam prychnięciem i tupnięciem nóżką jak na rozpieszczoną panienkę przystało.
Pamiętam dzień, w którym jeden z przebywających u ojca znajomych powiedział, że moja bezpośredniość i cięty język przyniosą mi bardzo dużo korzyści, ale raczej więcej problemów. Wtedy też rzuciłam w jego stronę jakiś kąśliwy komentarz, a mężczyzna zaśmiał się niedowierzając, że taka małolata jak ja, ma w ogóle czelność pyskować osobie trzykrotnie od siebie starszej.
Cóż, teraz powinnam odnaleźć tego faceta, przeprosić go i po prostu przyznać mu rację.
Zaciskam dłonie w pięści, zamykając przy tym mocno oczy. W myślach odliczam do dziesięciu, czując nieprzyjemny ścisk w dole brzucha. Moje uszy zatykają się na moment, aby chwilę później wszystko wokół niebezpiecznie ucichło.
Rozluźniam uścisk w momencie, gdy dociera do mnie głos kapitana samolotu informujący o pomyślnym lądowaniu. Mężczyzna dziękuje za wybranie tejże linii i zachęca do ponownego skorzystania z usługi. Dopiero w momencie, gdy ktoś przypadkiem szturcha mnie w ramię, orientuję się, że przez cały ten czas moje powieki były niezmiennie zamknięte.
Cholera. Udało się.
Niewiele myśląc odpinam pas i rozglądam się wokół. Ludzie pospiesznie opuszczają swoje miejsca, aby jak najszybciej wyjść z pokładu, nie zdając sobie chyba sprawy, że takie przepychanki jedynie wszystko wydłużą. Siadam więc ponownie na swoim miejscu i czekam, aż powietrze zelżeje. Gdy zostaje zaledwie pięć osób, wstaję na równe nogi, po czym wyjmuję walizkę ze schowka nad głową, w międzyczasie klnąc na to jak cholernie ciężka jest.
Opuszczając pokład, żegnam się z przemiłą stewardessą, która życzy mi udanego pobytu w Liverpoolu. Odpowiadam jedynie nikłym uśmiechem, jednak ta nadal pozostaje niezwykle entuzjastyczna.
Byłam wykończona.
Kiedyś moim celem życiowym było zdobycie pracy jak ta. Co więcej - wydawała mi się ona być spełnieniem marzeń. Później jednak odkryłam, że mam awiofobię. Poza tym im starsza się stawałam, tym więcej zaczynałam dostrzegać.
Wyobraźcie sobie mieć płacone za to, że uśmiechacie się do ludzi, gdy zrzędzą wam że jest im zimno; że nie macie prawa mieć gorszego dnia, zawsze musicie wyglądać nienagannie i mieć w sobie tak wiele cierpliwości...
Nie to nie dla mnie. Zdecydowanie.
Droga z placu do miejsca odpraw zajmuje mi mnóstwo czasu. Korytarze z najróżniejszymi wskazówkami wydają się nie mieć końca, a co najgorsze każdy wydaje się być dokładnie taki sam jak poprzedni.
W pewnym momencie przystaję na moment, aby upewnić się, czy czasem nie krążę w kółko. Gdy jednak w końcu docierają do moich uszu stłumione głosy - ruszam przed siebie.
Przekraczając dwuskrzydłowe drzwi trafiam do rozległego pomieszczenia wypełnionego po brzegi ludźmi. Każdy przeciska się między sobą i ustawia w przydzielonym do danego lotu rzędzie, wchodząc w labirynt stworzony z niebieskich pasów zaczepionych na niewielkich słupkach.
Odnajduję wzrokiem swoją trasę i staję za wysokim czarnoskórym mężczyzną, który właśnie dzwoni do swojej ukochanej i informuje ją o dotarciu na miejsce. Idę więc jego śladami, łącząc się z tutejszym internetem i wysyłając ojcu wiadomość przez aplikację WhatsApp.
Muszę pamiętać, aby zmienić kartę.
Ku mojemu zaskoczeniu odprawa przebiega bardzo sprawnie. Zarośnięty mężczyzna pyta jedynie o powód mojej wizyty, sprawdza dokumenty, po czym życzy miłego pobytu. Dziwi mnie brak jakiegokolwiek przeszukania, jednak nie zaprzątam sobie tym dłużej głowy. Zamiast tego odnajduję taśmę, na której kolejno pojawiają się najróżniejsze walizki. Z jedną już ciągnącą się za mną - podchodzę do miejsca, w którym ustawione zostały wózki.
CZYTASZ
SPARK - I część trylogii "The Chain"
Novela JuvenilDostępnych jest 9/20 rozdziałów. Elizabeth Parker zostawia słoneczne kalifornijskie plaże, w samym środku roku szkolnego, dla deszczowej Anglii. W dodatku zamieszkuje u zupełnie obcych ludzi, wśród których ma spędzić nadchodzące miesiące. Trochę du...