Zielone światło.
Przychodzi taki dzień, w którym robimy coś po raz ostatni, zupełnie nieświadomi tego, że już nigdy więcej to się nie wydarzy. Odkładamy zabawkę na półkę i idziemy spać, aby następnego dnia po nią nie sięgnąć. Wtedy jeszcze nie zdajemy sobie sprawy, ba, nawet nie myślimy o tym, że to po prostu koniec. Nagle wszystko zaczyna się mieszać. Patrzymy w lustro, widząc zmiany. Rośniemy, nasze ciało się przekształca, a twarz wydaje się być nieco poważniejsza niż wczoraj.
Odwracam się plecami do stojącego za mną chłopaka. Jego spocone dłonie lądują na moich biodrach, gdy ja zaczynam nimi delikatnie poruszać. Odchylam głowę do tyłu i przymykam powieki. Czuję jak kolejna porcja szotów dociera do moich żył. Kocham ten stan. Teraz wszystko wokół wiruje... a może to ja unoszę się w powietrzu?
Moje nogi wydają się odnaleźć swój własny, bliżej nieokreślony rytm, gdy usta nieznajomego muskają rozpaloną skórę szyi.
Pomarańczowe światło.
Przychodzi taki dzień, w którym po raz pierwszy podkradamy rodzicowi papierosa, zupełnie nieświadomi tego, że już zawsze będzie on nam towarzyszył. Próbujemy alkoholu, czując ekscytację tym wielkim wydarzeniem, ale nie wiemy jeszcze wtedy co przyniesie za sobą jeden kieliszek; bo po nim przychodzi kolejny, a nam zaczyna podobać się stan, w który nas wprowadza.
Nirwana.*
Robię krok w przód, tracąc przy tym całkowity kontakt z ciałem blondyna. Patrzę przez ramię, a moje oczy od razu odnajdują jego mroczny wzrok. Czas się wycofać. Posyłam w jego stronę ostatni uśmiech, po czym znikam w tłumie.
Dorosłość. Uderza w nas nagle i niespodziewanie. Coś na co czekaliśmy tyle czasu, o czym nawijaliśmy od dzieciaka w końcu nas dosięga i chyba najgorsze w tym wszystko jest to, że cała ta ekscytacja z powodu wejścia w ten świat bardzo szybko mija, a zastępuje ją strach. Razem z pojawieniem się pierwszego problemu uświadamiamy sobie jak błahe były te poprzednie. Jesteśmy pełnoprawnie odpowiedzialni za siebie i swoje życie. Pojawiają się decyzje - mniejszej, lub większej wagi. Niemniej jednak każda z nich wpływa w jakiś sposób na to jak potoczą się nasze dalsze losy... a idąc drogą zapomnienia i wyparcia popełniłam najlepszy błąd w całym moim nędznym życiu. Teraz to wiem.
Przepycham się między spoconymi ciałami, aby utorować sobie drogę na taras. Mijam totalnie zalanego już Aarona, któremu posyłam uśmiech, a gdy jestem na zewnątrz wydycham nieświadomie wstrzymywane powietrze.
Jest chwilę po drugiej, a impreza zamiast dobiegać końca, jedynie się powiększa. Zapach alkoholu, papierosów i trawy zdominował już chyba każdy zakamarek domu, a źrenice co drugiej osoby są wielkości pięciopensówek. Na domiar złego zgubiłam gdzieś Caroline. Ostatni raz minęłam się z nią około północy na piętrze w towarzystwie tego samego czarnoskórego chłopaka, z którym zabawiała się na początku. Nie ukrywam trochę się zaniepokoiłam, bo zupełnie gościa nie znam, ale Matt szybko mnie uspokoił mówiąc, że to bardzo dobry znajomy blondynki.
Co do solenizanta - O'kelly odpłynął niedługo później. Wziął niezidentyfikowaną tabletkę, którą jakiś dzieciak wcisnął mu po prostu w rękę, więc po trzydziestu minutach razem z Monicą musiałam odeskortować go do pokoju.
- Mogę?
Patrzę w swoje lewo, na stojącą przy drzwiach dziewczynę o kasztanowych włosach. Posyła pijacki uśmiech, na co i mnie z niewiadomych powodów robi się weselej. Przesuwam się więc nieco na betonowym murku, aby zrobić jej miejsca.
- Ale się nawaliłam. - Bełkocze. Jej głowa osuwa się w dół, a z ust wydobywa zduszony śmiech. - Ja pierdole.
Mrużę oczy, z trudem kontrolując parsknięcie.
CZYTASZ
SPARK - I część trylogii "The Chain"
Novela JuvenilDostępnych jest 9/20 rozdziałów. Elizabeth Parker zostawia słoneczne kalifornijskie plaże, w samym środku roku szkolnego, dla deszczowej Anglii. W dodatku zamieszkuje u zupełnie obcych ludzi, wśród których ma spędzić nadchodzące miesiące. Trochę du...