2

31 5 0
                                    

Madeline

Zaparkowawszy przed wcześniej wspomnianym przez moją mame sklepem, ścisnęłam nadgarstek w celu sprawdzenia pulsu, który moim zdaniem przekraczał wszelkie dopuszczalne prawa. Siedziałam tak jeszcze 10 minut oddychając ciężko, jednak w końcu przemogłam się i wyszłam z samochodu. Mojemu wejściu towarzyszył denerwujący dzwoneczek wiszący nad drzwiami. Na moje nieszczęście w środku nie było nikogo poza mną- no i oczywiście sprzedawcą, który bębnił w ladę swoimi pałeczkami do perkusji, nie zwracając tym samym uwagi na cały otaczający go świat.

Tak, wiedziałam że Ashton gra na perkusji i założył ze swoimi kolegami zespół, ale w porównaniu do reszty dziewczyn nie imponował mi sam fakt bycia w zespole. Podobała mi się pasja, wymalowana na jego twarzy podczas ich szkolnych występów, czy nagrywania coverów na YouTube, kiedy grał na perkusji.

- O hej Mad, nie zauważyłem cię- uśmiechnął się w ten swój łobuzerski sposób. Był ubrany cały na czarno, łącznie z bandaną, którą dzisiaj wyjątkowo miał zawiązaną na szyi. Nie uważałam go za uroczego, nawet nie wiem za kogo ja go uważałam. Był moim sąsiadem, a okazjonalnie osobą, która zaczepiała mnie w szkole, w celu rozbawienia swojej grupki znajomych: Caluma, Michaela i Luke'a.

- Hej Ash- założyłam włosy za ucho, idąc naprzód, zaraz po wybraniu alejki z napisem „PUNKROCK". W jednej ręce ściskałam kluczyki od auta, druga zaś mieliła owe 20$ mamy. W jednej chwili zobaczyłam, że chłopak przeskakuje przez ladę i podąża w moim kierunku.

Nie podchodź tu. Nie podchodź tu.

- Szukasz czegoś konkretnego?- jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej. Podparł się jedną ręką o regał, minimalizując tym samym jakąkolwiek przestrzeń osobistą, którą po przekroczeniu progu tego sklepu straciłam. Zdecydowanie nade mną górował. Miał ogromne ręce, rozmiar buta... Był po prostu wysoki. Od razu poczułam jego miętowy oddech. Jednak za wszelka cenę nie patrzyłam się w jego oczy. Patrzyłam wszędzie tylko nie tam. Patrzyłam w ziemie, na swoje nogi, patrzyłam w sufit, patrzyłam na boki, ale nie patrzyłam się mu w oczy.

- Byłoby miło mieć szansę się rozejrzeć, zanim doszczętnie przygwoździsz mnie do tej półki- spojrzałam w końcu w tą piwną głębie oczu.

W jego uśmiechniętej twarzy i uniesionych do góry brwiach, ujrzałam zaskoczenie. Chyba nie myślał, że będę tak z nim tu stała przez cały dzień? Odsunął się ode mnie, chichocząc pod nosem w bardzo charakterystyczny dla niego sposób. Wyjął pałeczki z tylnej kieszeni spodni i zaczął się oddalać.

- Gdybyś potrzebowała pomocy, wiesz gdzie mnie szukać- usłyszałam zza oddalających się pleców. Pokręciłam głową, mimowolnie uśmiechając się sama do siebie. Ashton jest przystojny, nawet bardzo, ale nie dam się wciągnąć w jego „gierki".

Po szybkiej przechadzce wzdłuż alejki znalazłam literę „G", a na jej końcu płytę, którą chciał dostać Oliver. Chwyciłam ją szybko, cały czas czując na sobie wzrok blondyna.

- To będzie 15$, chyba że życzysz sobie rabat za piękne oczy- oparł się łokciami o ladę. Jestem w szoku z jaką łatwością przychodzi mu prawienie takich komplementów. Nawet się nie zająknął- a tak przy okazji masz bardzo dobry gust muzyczny.

- Nie chce żadnych rabatów Ashton- pokręciłam głową, kładąc przed nim banknot- a płyta jest dla brata.

- Zapakować na prezent?- nie dawał za wygraną, widząc jak z sekundy na sekundę, denerwuje mnie coraz bardziej.

- Nie potrafisz pakować prezentów- założyłam z góry, chociaż wiedziałam, że taka właśnie jest prawda.

- Racja- wydął usta- w takim razie miłego dnia- wydał mi resztę.

My Wildflower (Ashton Irwin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz