• | how it went on

328 23 2
                                    

— Kiepsko wyglądasz, Viv.

   Nie wierzyłam w tego człowieka. Znaczy się, już dawno przestałam w niego wierzyć, ale w chwili, gdy wyszedł z tego samolotu przestałam wierzyć w cokolwiek i wiedziałam, że tak zostanie na zawsze. Tony przeżył, wrócił, później zakończył działalność firmy i zjadł cheesburgera. Wszystko jednego dnia.

I nagle cała radość i ulga spowodowana jego powrotem prysła jak bańka mydlana.
Swoim oświadczeniem wprowadził mnie i tysiące innych osób w osłupienie. A potem — jak gdyby nigdy nic — zszedł z tego podwyższenia, zaprowadził mnie na bok i zaszczycił ckliwym komplementem.

— Ciekawe jak mam wyglądać w chwili, kiedy dowiedziałam się, że moja rodzina lada moment straci najcenniejsze źródło utrzymania? — odwzajemniłam się równie trafną uwagą, nie zaprzestając wachlowania się chusteczkami z McDonald'sa. — Zaplanowałeś na dzisiaj serię wypowiedzeń czy to dopiero jutrzejsza atrakcja? Mam zamówić konfetti?

Mówiłam to wszystko w takim tempie, że nic dziwnego, że w kilka sekund zabrakło mi tchu. A chusteczki tak naprawdę guzik pomagały.

Całymi dniami żyłam w strachu, że Stark nie wróci i, że firmę przejmie Stane — co było równoznaczne z utratą pracy. Powinnam ledwo po jego zniknięciu złożyć stos podań do konkurencji, bo wszyscy twierdzili, że on już nie wróci. Ja jednak trwałam, wierzyłam. Wiedziałam, że Tony wróci i będzie jak dawniej. Może nie było idealnie, ale miałam w nim przyjaciela i wiedziałam, że będę przy nim bezpieczna — zarówno fizycznie jak i finansowo. Ta druga pewność poszła w las w chwili, gdy ogłosił koniec działalności zbrojeniowej firmy. No, nie tak do końca, ale zaprzestanie produkcji było równe z upadkiem. A upadek z utratą pracy. Chcąc się ratować i ciąć koszty... utną mnie.

— Przestaniesz tak dramatyzować na pięć minut i pocieszysz się chociaż przez sekundę, że wróciłem cały i zdrowy? — spytał, ale widząc moją rozgoryczoną minę, dodał szybko: — Nikt nie dostanie wypowiedzenia, a już na pewno nie ty.

— Mogę to dostać na piśmie? Albo nie, wybite w marmurze z pieczęcią prezydenta? — zakpiłam.

Jak mógł mi to zagwarantować? Nie mógł. Prawda, mógł to odwlekać, ale nie w nieskończoność. Tkwiłam w tym biznesie na tyle długo, żeby wiedzieć, że to był koniec.

— Jak ci to załatwię, to pójdziesz ze mną na lunch z okazji powrotu? — odbił piłeczkę bez większego kłopotu, co wprawiło mnie w jeszcze większe zdenerwowanie.

Jak on mógł być zawsze tak anielsko spokojny, kiedy ja wychodziłam z siebie i stawałam obok? O, świetnie, jeszcze się uśmiechał kretyn.

— Jak mi to załatwiasz, to dalej będę dla ciebie pracować — odparłam, zakładając ręce na klatkę piersiową, dzięki czemu zauważyłam, że zostało mi tylko kilkanaście minut, żeby zawieźć dokumenty do biura. — I właśnie to teraz zmierzam zrobić. Do jutra.

Odwróciłam się, nie czekając na jego odpowiedź i zaczęłam wymijać tłum gapiów i reporterów, których gnało do ogrodzonego ochroną Starka i Obadiah. Musiałam dostać się do wyjścia, a później znaleźć szofera, który według wcześniejszych ustaleń miał czekać na parkingu.

Nie da się ukryć, że szofer nie był jedyną rzeczą, którą musiałam znaleźć.

Cieszyłam się z powrotu Starka, naprawdę się cieszyłam i myślałam, że wypłaczę miskę łez w chwili, kiedy zadzwonił Rhodey. Jednak nie mogłam zapomnieć o fakcie, że to z mojej pensji szło praktycznie całe utrzymanie mojej rodziny. Decyzja Starka mogła mnie kosztować pracę i wszystko, co się z nią wiązało. Nieważne, jak bardzo mi na nim zależało, nie mogłam zostawić rodziny.

fall over | iron man [✔️] [rise prequel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz