4.

10 0 0
                                    

Mężczyzna wyciągnął z kieszeni pistolet, po czym wycelował nim w dziewczynę. Niemiec, niestety szwab. Złotowłosa popatrzyła z przestrachem na czarnowłosego, oboje byli zamrożeni w bezruchu. Nagle, gdy dziewczyna zrozumiała zamiary żołnierza, uniosła lekko prawy kącik ust, co oznaczało jakiś niecny plan. Ponownie zerknęła na mężczyznę, lecz tym razem z większym przerażeniem, które było, rzecz jasna, udawane.

- Nein! Ich scherzte! Ich bin Deutscher und er ist stumm. - powiedziała nastolatka, wskazując dłonią na swojego kolegę. Cytując "Nie! Ja żartowałam! Jestem Niemką, on jest niemową" można to uznać za kłamstwo, ale w tamtej sytuacji zielonooka wiedziała, że aby przetrwać, najprawdopodobniej będzie musiała zadać jeszcze wiele kłamstw. A najlepiej wykorzystać wszystkie możliwe języki świata, które znała. Na te słowa, żołnierz uniósł lekko prawą brew w geście zdziwienia, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Czarnowłosy spoglądał to na drzwii, to na koleżankę. Lekko rozchylił usta, po czym wydobyło się z nich nieme wow. Już otwierał ponownie usta, żeby coś powiedzieć, gdy dziewczyna położyła mu palec wskazujący na usta.

- Nie możesz nic mówić, rozumiesz? - powiedziała, po czym przyciągnęła do siebie jego głowę i szepnęła - skłamałam, że jesteśmy z Niemiec ale jesteś niby niemową. Nie spieprz tego, jeśli życie ci miłe.

Nastolatka wstała w końcu z podłogi, otrzepała się, po czym podała rękę piwnookiemu. Odwróciła się, spodziewając widoku teleportera, lecz jego tam nie było.

Natomiast był w ścianie lekko zakreślony, średnich rozmiarów, wypalony okrąg. Czarnowłosy zrobił zbolałą minę, jednakże cóż w tym dziwnego? W szkole wybucha gaz, jakieś dziewczyny się do ciebie przymilają, po czym trafiasz w zupełnie inną rzeczywistość. Czy to tak ma wyglądać życie zwykłego, najnormalniejszego na świecie nastolatka?

Biedny Ignacy jednak nie wiedział, że on i Sandy nie są tacy zwyczajni, jak by się mogło wydawać. Zwykli ludzie nie znali by się zbytnio na kodach binarnych, nie wiedzieliby, jak się rozmawia po mandaryńsku czy w języku migowym. Zwykli, normalni ludzie, by nie wiedzieli, co to efekt Carringtona, prawda? Nie mają także pojęcia, co ile czasu takie wybryki natury się powtarzają.

Popatrzyli po pomieszczeniu. Jak lepiej spojrzeć, pomieszczenie wyglądało jak z filmów wojennych, wszędzie walało się trochę gruzu, że aż wiało grozą.

Przywarli do siebie plecami, a gdy usłszeli szmer, od razu się odwrócili w tamtą stronę.

W ich stronę powoli i ostrożnie stąpał ich kolega z klasy. Przystojny blondyn, z lekko turkusowymi oczami. Wysportowany, miły. Dodatkowo, podkochiwała się w nim chyba połowa dziewczyn z liceum (które było w budynku obok). On jednak wolał sport, bo to właśnie to była jego miłość, jego pasja.

Sandy nigdy nie chciałaby w nic go pakować, czy to papier prezentowy, czy kłopoty. Ostrożnie odsunęła się od swojego czarnowłosego przyjaciela, po czym delikatnie przesunęła się w stronę blondyna.

- Zio! Co ty tutaj robisz? - szepnęła w jego stronę. Bała się, że ktoś wejdzie do pomieszczenia, gdy będą mówić po polsku, wtedy zaś nie będzie już odwrotu. Cóż za cud musiał sprawić, że wszyscy, mimo dłuższych imion, mieli krótkie zdrobnienia. "Z'ijo" może nie było jakoś szczególnie polskie, jednak było to wystarczające, do łatwego porozumiewania się. A zwłaszacza w gronie łączących fakty, osób. - Jak się tutaj właście dostałeś? I kiedy!?

- Nie mam pojęcia - chłopak jedynie wzruszył ramionami. - Nie wiem gdzie jestem, czemu GPS w zegarku mi nawalił i czemu mi się zegarek chyba całkowicie zepsuł. A tak przy okazji, gdzie w końcu jesteśmy? - na te słowa dziewczyna jedynie zagryzła wargę, po czym powiedziała:

- Witamy w Matrixie.

▫◽◻⬜◻◽▫

W tym samym czasie, gdzieś w Polsce w XXI wieku, Melanié i Piotrek szukali swoich przyjaciół po całej szkole. Dziewczyna była porządnie wkurzona na swojego przyjaciela, nie umiał dopilnować, aby nikt nie zginął! A przyjaciele powinni być dla nie priorytetem. Nie swoboda, nie własna wygoda, lecz przyjaźń. Przyjaźń i przyjaciele.

- Powiedzcie nam jeszcze raz, gdzie widzieliście ich po raz ostatni? - zapytała policjantka. Nikt do końca nie wiedział, ile razy już musieli odpowiadać na te same pytania, każdy jednak wiedział, że to tak właśnie musi wyglądać przesłuchanie świadków.

- Przy toaletach - dziewczyna jęknęła. - Znaczy Sandy i Ignacego widziałam przy toaletach, mieli tam na mnie zaczekać. Stali wtedy chyba przy szafkach, a jak wyszłam, nie było ich. Pierwsze co sprawdziłam, to biblioteka. Sand uwielbiała tam przesiadywać, tak mi się wydaje. Natomiast Zio widziałam po raz ostatni w tej sali co to musieliśmy czekać. Chociaż nie wiem... Bo miałam też wrażenie, że mignął mi jakoś koło biblioteki, jak szukałam Ignacego i Sandy. Ale równie dobrze mogło mi się tylko wydawać... Niczego więcej sobie, jak już mówiłam, nie przypominam. - dziewczyna rozłożyła bezradnie ręce.

Kobieta zamyśliła się, najprawdopodobniej zainteresowały ją słowa dziewczyny. Dowiedziała się właśnie czegoś więcej, z zadowoleniem uniosła więc lewy kącik ust. Sporo osób miało raczej w zwyczaju unosić prawy kącik, jak na osoby praworęczne przystało, ona jednak pisała ręką lewą, i ten to właśnie kącik ust miała w zwyczaju unosić w zamyślenia. Prawy zaś unosiła raczej wtedy, kiedy nie była zbytnio do czegoś przekonana, ewentualnie gdy zobaczyła pająka. Zawsze się wtedy krzywiła, nawet nie ze strachu, lecz ze zwykłego obrzydzenia samą jego istotą.

- Proszę pani - nagle odezwała się Asia, klasowa koleżanka przyjaciół. - Bo ja pamiętam, że Zio wychodził z sali chwilę przed przyjściem Mell i chyba mówił coś o bibliotece, że jakieś niebieskie światełko widział czy coś takiego, i o jakiejś piosence chyba... Ale pewności nie mam.

- Hm, no dobrze. Ich chyba nie warto przepytywać, prawda? - ruchem ręki wskazała grupkę chłopaków, którzy rozmawiali właśnie o najnowszej aktualizacji jakiejś gry, najpewniej Fortnite'a, Minecrafta lub innych strzelanek. Wydawali się zupełnie nie mieć pojęcia o zaginięciu kolegów z klasy, więc dziewczyny przytaknęły, że nie ma po co.

- No dobrze, posłuchajcie... Ja idę teraz w waszym wychowawcą i nauczycielką od matematyki, do pokoju nauczycielskiego. Liczę, że w razie czego... Po prostu ich pilnujcie, dobrze? - wskazała na tych samych osobników płci męskiej, co wcześniej. I odeszła. Od tak sobie, zwyczajnie odeszła.

- Piotrek! - zawołała wściekła Melanié. - Idziemy. Sami ich znajdziemy. No, rusz się.
- Wiesz, moim zdaniem, powinniśmy pozaglądać za wszystkie drzwii w pobliżu biblioteki, rozumiesz? - zdenerwował się chłopak. - Poza tym, skoro była mowa o śpiewaniu, to może zaśpiewać coś? Może wtedy, odpowiednie drzwi same się otworzą.

- Rety, dobra, chciałeś to masz. Wezmę "Imposibble"... - zaczęła dziewczyna. - I remember years ago. Someone told me I should takew.. Caution when it comes to love, I did. - gdy ciemnowłosy to usłyszał, natychmiast postanowił przyłączyć się do "śpiewania", które właściwie można było nazwać.. Torturowaniem uszu słuchaczy. Mimo ich wysiłów, żadne drzwi się nawet nie poruszyły.

- Mell, tu potrzebny raczej klasyk. Co powiesz na Limahla? - czarnowłosa zerknęła na niego z zastanowieniem. Był to, z tego co pamiętała, twórca z lat osiemdziesiątych zeszłego wieku, to też zastanawiało ją, jak on się o nim dowiedział? - No daawaj. Nie gadaj, że Stranger Things nigdy nie oglądałaś!

- Nie oglądam takich głupot. - stwierdziła z powagą dziewczyna, po czym dodała - Ale jeśli chcesz, znam tekst. Więc wiesz...

Przez chwilę zastanawiali się, czy jednak nie powinni wrócić, lecz szybko odegnali tę myśl. Śpiewali najróżniejsze piosenki, jednak nic się nie działo. W końcu, zdesperowana Delaieser podeszła do drzwi, przy których byli wczoraj. Odetchnęła głęboko, po czym nacisnęła klamkę. Brunet po chwili podszedł do niej bliżej, a gdy otworzyła drzwi -zaniemówili.

- Co tu się..

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 01, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kamienica Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz