1.

72 12 33
                                    

Sandy lekcje mijały nudno. Rzec by można, iż nie mijały one prawie że wcale. Tym bardziej, gdy się na coś czeka. W jej przypadku, było to czekanie na ukochaną lekcję historii.

Nigdy historii jakoś specjalnie nie lubiła, jednakże pani Paulina była osobą tak miła i opiekuńczą, że dziewczyna bardzo ją i jej przedmiot polubiła. No, przynajmniej te tematy, w których nie było nic, absolutnie nic, związanego z Hitlerem. Bardzo go nienawidziła. Dużo bardziej, niż większość orangutanów z jej szkoły i klasy. Ludźmi ich raczej nazwać, niestety, nie można. Cóż z tego, że także są z gatunku Homo Sapiens? No właśnie, homo... Ich zachowanie, maniery oraz nawyki są tak denerwujące, że aby w tej szkole przetrwać, trzeba jeść naprawdę dużo cukru. No, ewentualnie miodu. W jej przypadku dziewczyny - obu naraz. Słodycze były jej słabością i odwieczną miłością.

Całe szczęście, że obok niej zawsze siedziała Mell, jej przyjaciółka. Dziewczyny poznały się w szkole, chodziły do jednej klasy i tylko one miały zielone oczy. Melanie Delaieser była czarnowłosą mulatką, włosy sięgały jej niemalże do ramion. Była wierzącą, religijną i grzeczną wariatką. W dobrym sensie tego słowa znaczeniu. Miała dobre oceny, posobnie jak stosunki z rodziną.

Sandy natomiast była jej kompletnym przeciwieństwem. Miała lekko złotawe włosy, trochę brązowe, częściowo rude. Niektóre czarne, niektóre białe... Ciężko było to nawet określić. Bardzo ciężko. Cera jej była blada, policzki lekko zarumienione. Uwielbiała pyskować, zwłaszcza starszym od siebie. Tak samo jak Mell była wariatką, jednakże nieco bardziej wredną.

Dziewczyny były niemal identycznego wzrostu, Delaieser minimalnie wyższa była od swojej przyjaciółki. Ich przyjaźń była dość skomplikowana, szczególnie, dla siedzących za nimi chłopców: Ignacego i Piotrka.

Ignacy Naunchwoodt był niewiele wyższym od psiapsiółek, czarnowłosym, z piwnymi oczami, fanatykiem samolotów i... Autobusów. Był on raczej dość lubiany, zresztą – czemu się dziwić? Był zabawny, mądry, sprytny, miły... Jednym słowem – cudowny.

Jednakże, jego "współławkowicz" (jak to mawiała Sandy) już taki grzeczny to nie był. Piotr Tymbała był brązowowłosym koniarzem. Bywał miły, pomocny, ale tak to raczej się nie wyróżniał w tłumu. Tak samo jak Mell-kochał konie. Kochał to może za dużo powiedziane, ale w mażdym razie, bardzo je lubił.

Prawdę mówiąc- jedyną osobą z tej czwórki, która nie jeździła konno, był szanowny pan Naunchwoodt, bowiem i Sandy i Melanié także lubiły te cudowne i spokojne stworzenia. Delaieser kochała.

    To była akurat jedna z tych lekcji, podczas których mulatka nie mogła nie mieć jakiejś notatki lub rysunku. Jej ulubiona lekcja. Biologia. Uwielbiała nie dość, że biologię, to jeszcze fizykę i chemię! Na prawdę lubiła te przedmioty, były dla niej czymś... czymś ważnym. Czymś, co chciała w swoim życiu robić.

Jej przyjaciółka natomiast miała nieco inne zdanie na temat tych przedmiotów, poniewarz miała już inne plany na życie – marzyła, aby zostać aktorką. No a po co komu w zawodzie aktora, znajomość układu krążenia... Na przykład pantofelka? O ile pantofelek w ogóle ma układ krążenia...

Ale, wracając do tematu, Melanié zawsze miała wszystkie notatki z biologii. Sandy mogła więc sobie spokojnie, na luzie, nic nie robić. Przynajmniej do czasu, aż nauczycielka się zoriętowała, no bo wtedy to już tak przyjemnie nie było.

Jednak zanim się tak stało, można było sobie spokojnie myśleć o przysłowiowych, zielonych migdałach. Tak jak teraz, dziewczyna była myślami za rzeką, za jeziorem, sadzawką i linią kolejową. Albo raczej nie używaną kolejową trakcją. Do czasu...

Kamienica Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz