1

4 1 0
                                    




Wracałam spojonym krokiem z pociągu do domu. Zatapiałam się cała w muzyce słuchając tekstu pewnej piosenki. Zawsze tak robiłam, gdzie nie byłam towarzyszyły mi moje słuchawki i cudowna muzyka. Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy nie lubili muzyki. Dla mnie to był sposób na odcięcie się od świata zewnętrznego, który nie zawsze był dla mnie przyjazny. Kochałam to robić. 

Szłam chodnikiem ulicą zmierzając w deszczu do domu a tym samym do mojego miejsca- lasu. Zbliżałam się do wąskiej ścieżki, która prowadziła bezpośrednio do domku jak i lasu na przeciwko. Kilka minut później weszłam do przytulnego choć nieco staromodnego domu. Nie narzekałam nigdy nie miałam na co, kochała mnie moja rodzina choć nie zawsze dokładnie to widziałam. Już od progu czułam zapach kotletów, co znaczyło że tata właśnie kończy robić obiad. Pobiegłam do swojego pokoju kładąc się na łóżko, by chwilę odpocząć i stwierdzić, że szkoła zdecydowanie daje w kość. Przebrałam się w wygodniejsze ubrania, związałam włosy w kitka i poszłam do kuchni na obiad.

-Więc skarbie jak było w szkole? - zapytała mnie mama, bo kogo innego miała zapytać skoro moje siostry są na studiach

- Chyba całkiem ok - odpowiedziałam bez przekonania. Szkoła jak szkoła, uczniowie, grupki, oraz plotki. Dzień jak każdy inny, chociaż męczyła mnie jedna sprawa, ale po co tym zamartwiać rodziców, którzy mają wystarczająco dużo na głowie? Nie widziałam tego celu. Pewnie każdy z was zna "idealną" osobę, jakkolwiek rozumiecie to pojęcie zawsze znajdzie się taka osoba. Ma świetne oceny, przyjaciół, nawet rzeczy w których się spełnia, jest genialną osobą dla każdego. Otóż za taką osobę uchodziłam ja. Tylko był jeden problem, kiedy ktoś mówił mi: "Katy ale ty jesteś wspaniała" to ja odpowiadałam, że dzięki albo hahah. Ale co tak na prawdę o tym myślałam? Nie uważałam się za taką osobę. Po prostu gdy ktoś mówił mi coś takiego to ja czułam się jakby ktoś mnie okłamywał bo ja siebie  takiej nie widziałam. Widziałam zwykłą, niską dziewczynę z nosem w książkach z słuchawkami albo w lesie. Nic mi tu nie pasowało, jak taka osoba może być "idealna"? Nie miałam pojęcia

Niestety takie rozmyślenia nawiedzały mnie praktycznie codziennie. Zawsze o wszystkim rozmyślałam, lubiłam topić się w snach czy marzeniach, nawet jeśli nigdy nie miały się spełnić. To byłam po prostu ja, dziewczyna z małej miejscowości, która wiecznie zajmowała się problemami wszystkich innych, a zamiast myśleć o sobie to topiła się w innej rzeczywistości nawet nie istniejącej. 

Nawet nie zauważyłam kiedy moi rodzice odeszli od stołu i poszli do swojego pokoju. Zjadłam tyle ile mogłam po czym odłożyłam talerz i udałam się do pokoju, aby zająć się lekcjami. Jednak nie mogłam zbyt długo usiedzieć, bo moje myśli wirowały gdzieś pomiędzy piosenkami. Chciałam oczyścić umysł, potrzebowałam tego, jedynym skutecznym sposobem był spacerek do lasu. Więc pospiesznie ubrałam się ciepło by nie zmarznąć i wyszłam z domu do lasu. 

Po zaledwie kilkunastu metrach byłam już w lesie, nie byle jakim, całym w pięknych barwach jesiennych. Stałam gdzieś w środku lasu wpatrując się w korony drzew i oddając się tej chwili. Chłonęłam powietrze, słuchałam jeszcze obecnych tu ptaków, nawet zdarzało mi się zobaczyć jakiegoś zająca lub sarnę. Lecz to nie było istotne, to co liczyło się dla mnie w tej chwili to moje połączenie z naturą i tym jak na mnie wpływała. Koiła nerwy, pozwalała odpocząć od zgiełku miasta, do którego dojeżdżałam do liceum. Powoli przemieszczałam się po lesie krok po kroku przypominając tu swoje piękne dzieciństwo, każde drzewo, ścieżki wytyczone przez ze mnie i zabawy z kuzynostwem, były jednym z piękniejszych okresów mojego życia. Lubiłam do tego wracać, wtedy wszystko było proste, a jedynym problemem było, na które drzewo dzisiaj wejdę oraz jak wysoko. 

W lesie wszystko toczyło się własnym życiem, bez określonych porządków czy zasad zachowania. Każde zwierzę działało instynktownie bez zbędnego analizowania, czasami im tego zazdrościłam. Przyznam czasami odrobinę za długo zdarzało mi się tutaj siedzieć. To był mój azyl, który kochałam i stale do niego wracałam, ale niestety był jeden haczyk. Ciemność w lesie mnie przerażała i to co się w niej dzieje. Jak szybko zwierzę nie uważające może zostać zjedzone? Może lepiej to zabrzmi gdy zapytam, jak szybko człowiek zatraca się we współczesności? Wiele osób nawet nie zwraca na to uwagi, tylko przepada dla pracy w wielkich miastach. 

Usiadłam pod jednym z moich ulubionych drzew, wiedziałam że będę mieć później zieloną kurtkę, jednak nie obchodziło mnie to. Siedziałam słuchając piosenki Skinny love . Oddawałam się pięknemu pianinu słuchając słów piosenki. Nagle usłyszałam szelest. Co do jasnej cholery? Zauważyłam, że zrobiło się już późno, słońce już zachodziło. Niedobrze, bardzo niedobrze. Kolejny szelest, a co jeśli to wilk i mnie zje? Albo nie wiem niedźwiedź? U nas nie ma niedźwiedzi debilu podpowiadała mi podświadomość, ale po co jej słuchać. Kolejny dźwięk, nic nie widziałam słońce zaszło. No nie pomyślałam, wzięłam pierwszy lepszy patyk który leżał pod moim nogami i ruszyłam biegiem do domu. Spanikowana po obrocie na coś wpadłam, co to dobra broń się nie możesz umrzeć jesteś za młoda. Zaczęłam nawalać w coś kijem nie otwierając oczu co to może być, usłyszałam jakieś jęki i krzyki, ale czemu? Otworzyłam oczy i znałam odpowiedź.  Okładałam kijem jakiegoś chłopaka o kruczoczarnych włosach. Nie ma jak to dobre pierwsze wrażenie, prawda?  Patrzyłam ogromnie zażenowana na chłopaka, który wyglądał na mocno poturbowanego. Ups? By najmniej wiem, że kije działają. Po chwilowym szoku udało mi się powiedzieć

- Jeju strasznie Ciebie przepraszam. Ja nie wiedziałam, że to jakiś człowiek, w sensie oczywiście, że jesteś człowiekiem, ale no myślałam... - zaczęłam się beznadziejnie tłumaczyć czemu pobiłam chłopaka kijem. Głupota Katherine Evans przewyższa jej wzrost, pewnie nie jest to trudne ale i tak...

- Dobra, dobra przestań się tłumaczyć. Każdemu może się zdarzyć kogoś pobić jakimś badylem, nie? - zapytał z uśmiechem w moją stronę i wtedy mu się lepiej przyjrzałam. Brązowe oczy z prawie czarnymi włosami idealnie się wpasowywały w jego urodę, od razu zobaczyłam, że nie jest on jakimś twardym mężczyzną, a bardziej wrażliwym chłopaczkiem. Mimo jego pewnego uśmiechu ujrzałam w nim coś dziwnego...

- No tak. Więc co robisz o 18:47 w środku lasu, raczej niecodzienne zajęcie?

- Poszedłem na spacer oczywiście, przejść się. A ty... - chyba czekał na moje imię

- Katherine, ale po prostu Katy - powiedziałam dziwne zdenerwowana tą sytuacją

- A więc po prostu Katy, co robisz w lesie o tej godzinie, oprócz oczywistych napadów na przechodniów?- bardzo zabawne

- W sumie to nic, raczej już mnie tu nie ma. To pa - i tak po prostu zaczęłam iść w stronę mojego domu jakby nic się nie stało. Przecież przyrzekłam sobie, że już nigdy nikt się od mnie nie zbliży. Szłam pewna swojego spokoju do domu by pójść spać jak najszybciej i nie myśleć o tym dziwnym zdarzeniu. Lecz przecież tak trudno zrozumieć, że jak dziewczyna ucieka to nie ma ochoty, na nic?

- Nadal nie wiesz jak mam na imię - powiedział

- A tak, no niezbyt mnie to interesuje, więc żegnaj nieznajomy! - znowu próbowałam uciec lecz po kilku sekundach usłyszałam tylko słowa Peter, po prostu Peter.






Miłego wieczorku <3

Find me in the forestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz