1 | Śledztwo: Rozpoczęte!

137 11 0
                                    

      Był to ciepły, majowy dzień. Na dworze było niemiłosiernie gorąco. Ludzie chowali się przed ciepłem w swoich domach.

      Właśnie zajadaliśmy obiad przygotowany przez gosposię. Wszyscy jedli w milczeniu, a słychać było tylko dźwięk brązu stukanego o talerz. Natomiast ja nie skupiałam się na jedzeniu. Wciąż myślałam tylko o tym jednym i tym samym.

      - Powiedz to rodzicom, nie będą źli - powtarzałam sobie. W końcu zebrałam w sobie trochę odwagi i przestałam dłubać w ziemniakach, a następnie spojrzałam się na ojca i matkę.

      - Mamo, tato, chciałabym wam coś powiedzieć.. - zagadałam do rodziców. Odpowiedzieli mi lekkim skinieniem głowy. Zaczęłam mówić dalej. - Wiem, że to może b-być głupie... ale... nie ważne... A w-więc tak, j-ja chciałabym.. zostać d-detektywem... - Rodzice spojrzeli na mnie jakbym popełniła największą zbrodnię.

      - Co ty sobie myślisz młoda damo!? - krzyknął oburzony tata. - Nie możesz zostać jakimś tam detektywem! To jest praca dla dżentelmenów, a nie dla jakichś panien!

      - Przecież nikt mi nie zabroni zostać detektywem! - wrzasnęłam. - Mogę i nawet zostać rybakiem czy nawet lekarzem!

      - Tym razem to już przesadziłaś! Marsz do swojego pokoju! - wykrzyknął ojciec. Szybko wybiegłam z jadalni i pobiegłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami, a potem rzuciłam się na łóżko zalana łzami. Nie wiem ile czasu płakałam, bo gdy przestałam, to już zachodziło słońce. Bez przebierania się w piżamę zasnęłam, wciąż myśląc o słowach wypowiedzianych przez ojca.

▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒

      Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Jednak nie poszłam ich otworzyć.

      - Z pewnością rodzice to zrobią - zapewniałam siebie. Okryłam się pierzyną i chciałam dalej spać, lecz stukanie nie dawało mi spokoju. Zastanawiając się, czemu mama lub tata nie otworzy drzwi, poszłam do przedsionka. W drzwiach ujrzałam niedużego młodzieńca z gazetą w ręku.

      - Przynoszę poranną gazetę. Miłego dnia - powiedział chłopak nie wyższy ode mnie. 

      Zapłaciłam mu pięćdziesięcioma pensami, które, nie wiadomo skąd, leżały na posadzce, a młodzieniec bardzo się ucieszył. Wzięłam od niego zwitkę papieru i jeszcze krzyknęłam "Miłego dnia!", zanim zamknęłam drzwi.

      Szybko wróciłam do swojego pokoju i spojrzałam na nagłówek jednego z artykułów. Głosił on: "MORDERSTWO W POSIADŁOŚCI PENHALLÓW".

      O nie.

      Szybko przerzuciłam na stronę podaną w opisie nagłówka i zaczęłam czytać artykuł.

MORDERSTWO W POSIADŁOŚCI PENHALLÓW

      Wczorajszego wieczoru na ulicy Wiecznej 15 doszło do zdarzenia mrożącego krew w żyłach. Małżeństwo zamieszkujące ową willę zostało brutalnie zabite przez nieznanych oprawców. Milicja zaczęła badać tą sprawę i na razie nie natrafiano na nic co mogło być z nią związane.

      - Najwyraźniej oprawcy mają doświadczenie we włamaniach, gdyż nie pozostawili żadnych widocznych śladów- mówi jeden z milicjantów. - Służby miejskie postarają się zapewnić miastu bezpieczeństwo, jednak pilnie potrzebujemy wsparcia ze strony detektywa.

      Bardzo prosimy wszystkich detektywów, w razie możliwości, o kontakt z komendantem naczelnym miastowej milicji.

      Numer telefonu: ***-***-***.

      - A gdyby tak...

      Poszłam do salonu, lecz nie zastałam tam nikogo. Świetna okazja. Podeszłam do telefonu i wykręciłam numer telefonu podany w artykule. Czekałam chwilę, aż w końcu odesłał się kobiecy głos:

      - Dzień dobry. W czym mogę pomóc?

      - Eee, chciałabym pomóc w sprawie morderstwa podanego niedawno w gazecie.

      - Świetnie. Proszę się zjawić jutro na komisariacie. Najlepiej po południu.

      - Dobrze, dziękuję bardzo.

      - Ja również dziękuję, dowidzenia.

      Odłożyłam słuchawkę i właśnie zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam.

      Jak ja, taka mała dziewuszka, poradzę sobie z taką sprawą?

      Powiedziałam sobie, że muszę się przygotować na jutrzejszą wizytę na komisariacie. Wyszykowałam eleganckie ciuchy i wzięłam z szafy maskę mojej mamy. Pewnie się zapytacie po co mi maska? Skoro chcę być anonimowa to muszę mieć coś, co zakryje moją twarz. 

      Po piętnastu minutach zdałam sobie sprawę z tego, że moich rodziców nie ma.

      - Ja to dopiero jestem mózgiem - zbeształam siebie w myślach. - Pewnie poszli na jakiś spacer - machnęłam ręką i dalej przebierałam w szafie.

      A może?

      - Lepiej zapytam gosposię - zdecydowałam po chwili myślenia.

      Poszłam do kuchni oraz do jej pokoju, ale jej też nie było! Uświadomiłam sobie, że coś strasznego musiało się stać. Szukałam ich po całym domu. Jeszcze raz zajrzałam do kuchni i do pokoiku gosposi. Nigdzie ich nie było. Serce biło mi jak szalone.

      Nagle usłyszałam gdzieś trzask szkła. Dreszcz przeszedł po mnie i powoli obejrzałam się za siebie. Zauważyłam, jakby jakaś czarna postać umykała przed moim wzrokiem. 

      Podeszłam do miejsca, gdzie zniknęła "niewiadoma". Była to sypialnia rodziców. Cały pokój wyglądał, jakby przeszedł po nim huragan. Ubrania z szafy były wyrzucone na podłogę, pościel leżała skołtuniona na łóżku, a książki leżały bezwładnie i to wszędzie gdzie się dało.

      Ale gdzie podziała się ta tajemnicza istota? Rozpłynęła się w powietrzu?

      Na pewno miałam jakieś urojenia. Ale to wszystko nie wyjaśniało zniknięcia moich rodziców oraz pani Hawkins. Chwila... Zapomniałam o jednej osobie - lokaju! 

      Popędziłam do jego pokoju, - nie szukałam tam, ponieważ po co mieliby wchodzić do jego "składziku" - otworzyłam drzwi i przejechałam całe pomieszczenie wzrokiem. Nie było tu nic nadzwyczajnego. Wszystko, prawdopodobnie, było na swoim miejscu. Przeszukałam pokój, lecz niczego nie znalazłam. 

      Gdy zamierzałam już wyjść, moją uwagę przykuł jakiś dziwny zwitek papieru leżący pod poduszką. Pochwyciłam kartkę, na której okazało się, że było coś napisane. Przewróciłam ją na drugą stronę i do moich oczu doszło jedno słowo: "UCIEKAJ".

      Od razu wzięłam sobie tą wiadomość do serca. Zbiegłam ze schodów, wparowałam do mojego pokoju, wzięłam najważniejsze rzeczy i wybiegłam z domu, tak szybko, jak się dało. Pobiegłam w prawo i znalazłam się na zatłoczonej ulicy. Ludzie patrzeli się na mnie dziwnie, zapewne dlatego, że wciąż byłam w stroju do spania. Postawiłam mój dobytek na ziemi, by na chwilę odpocząć.

      Co ja zrobiłam?

      Nie przemyślałam tego.

      Gdzie ja się podzieję? Co się teraz stanie?

      Mnóstwo pytań kłębiło się w mojej głowie. Kompletnie nie wiedziałam co począć...











W ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz