Eleanor - rozdział 1. Opiekunka.

61 4 2
                                    


Odłożyłam książkę na stojącym nieopodal okrągłym stoliku, gdy w salonie pojawiła się, ubrana w czarną suknię z drobinkami mieniącymi się złotem, Chloe. Ciemne włosy miała upięte w kok, a kilka swobodnych pasemek opadało na jej twarz i ramiona okryte szyfonowym szalem, wyglądała olśniewająco. Ale to wszystko było tylko dodatkiem, bo prawda była taka, że Chloe Patterson była piękną kobietą.

― Jesteś pewna, że sobie poradzisz? ― Zapytała troskliwie. ― Dziewczynki bywają czasami męczące. Może jeszcze udałoby mi się załatwić, jakąś nianię.

― Nie musisz się kłopotać, mam doświadczenie w wychowaniu dzieci. Poza tym chętnie spędzę trochę czasu z wnuczkami. Przez to, że wyjechaliście na drugi koniec kraju widujemy się tylko dwa razy w roku.

― Rozmawialiśmy o tym mamo. ― Westchnęła ciężko, lecz niepotrzebnie nie zamierzałam wprawić jej w złe samopoczucie. Dziś miała się dobrze bawić i zapomnieć o codzienności, przynajmniej na chwilę.

― Nie robię tobie wyrzutów, skarbie, rozumiem, dlaczego wyjechałaś. Stwierdzam jedynie fakt, który i dla mnie nie jest radosny.

Chloe Patterson kilka lat temu, tuż po narodzinach najstarszej córeczki, wyjechała z naszego miasteczka na wschodnim wybrzeżu do Los Angeles, do miasta, w którym spełniają się najskrytsze marzenia. I właśnie tak było, spełniła swoje marzenie i teraz jest jedną z najbardziej wziętych aktorek. Cieszy mnie jej szczęście i jestem dumna z jej osiągnięć, choć jej wyjazd był dla mnie traumatyczny, spowodował, że nagle stałam się samotna. Nigdy nie zapomnę tego dnia, pokłóciłyśmy się poważnie, nie odzywałyśmy się do siebie długie lata, które w samotności ciągnęły się niemiłosiernie. Żałowałam wypowiedzianych wtedy słów, ale to wszystko potoczyło się tak szybko, zaskoczyła mnie swoją decyzją i nagłym wyjazdem. Tym, że postanowiła zostawić mnie samą.

― Na pewno sobie poradzisz? ― Zapytała ponownie.

― Wyzwaniem było bycie samotną matką ― powiedziałam ciepło. ― Bycie babcią jest łatwiejsze, a przynajmniej chcę w to wierzyć.

― To małe diabełki ― wtrącił Michael Patterson, stanął obok mojej córki zapinając spinkę w makiecie śnieżnobiałej koszuli. ― Robią słodkie oczka, ale to szczwane istotki. Mama lepiej na nie uważa. No co? ― Zapytał, kiedy napotkał niezadowolone spojrzenie małżonki. ― To są ważne informacje, ale wierzę, że mama poradzi sobie lepiej niż dotychczasowe nianie.

― Dziękuję Michaelu. ― Mężczyzna uśmiechnął się w odpowiedzi, by następnie spojrzeć w stronę Chloe.

― Wyglądasz olśniewająco, kochanie ― powiedział, składając krótki pocałunek na jej ustach.

― Dziękuję ― odpowiedziała wpatrzona w swojego męża, tak samo jak na początku ich burzliwej znajomości. ― O dziesiątej mają być już w łóżkach ― skierowała się w moją stronę ― niech nie jedzą żadnych niezdrowych rzeczy przed snem.

― Poradzę sobie z tym ― zapewniłam, uśmiechając się pokrzepiająco. ― Nie musisz się o nic martwić. Po prostu... Bawcie się dobrze.

― A propos bawcie się, taksówka już czeka Chloe. ― Brunetka ruszyła w stronę wyjścia, ale Michel nadal stał obok mnie, utkwił zielone tęczówki we mnie, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. ― Naprawdę cieszę się, że przyjechałaś. Chloe również, tylko wiesz... to jest Chloe.

― Wiem o tym ― odparłam, choć nie do końca szczerze. Chciałabym, żeby mi to okazała, że naprawdę cieszy się z mojego przyjazdu. Poczułam, jak do oczu niebezpiecznie zaczęły zbliżać się łzy. Wstrzymałam je, nie chciałam się rozklejać przy zięciu. ― Nie pozwól mojej córce na siebie czekać.

― Masz rację ― powiedział, po czym skierował się do wyjścia.

Michael Patterson wysoki czarujący zawsze uśmiechnięty blondyn skradł serce mojej córki. Znali się od zawsze i mimo, że emanowała od niego wyjątkowo pozytywna energia, która przyciągała ludzi na Chloe to nie działało. Nie znosiła Michaela. Zbliżyli się do siebie w drugiej klasie liceum, grając główne role w szkolnym przedstawieniu.

Weszłam do pokoju dziewczynek, uprzednio pukając, oderwały się od rysowania i mocno do mnie przytuliły. Zaprowadziły do stolika, przy którym powstawały ich dzieła.

― Po rysujesz z nami? ― Zapytała Lizzy.

― Oczywiście kochanie, ale nie wiem czy będę potrafiła rysować tak ładnie, jak wy.

― Na pewno umiesz ― wtrąciła młodsza Lilly.

Usiadłam na niewielkim krzesełku, przede mną pojawiła się czysta biała kartka i przez chwilę zastanawiałam się co stworzyć. Ostatnio, kiedy się widziałyśmy były na etapie Krainy Lodu, non stop śpiewały tę piosenkę przewodnią.

― Mogę cię o coś zapytać?

Spojrzałam niepewnie na Lilly, niezgrabnie zaczesała blond włosy za uszy i powróciła do rysunku. Moja kartka niestety nadal pozostawała nieskazitelnie biała.

― Pytaj o co chcesz ― powiedziałam starając się, żeby brzmiało to swobodnie. Chwyciłam za czarną kredkę i zaczęłam delikatnie kreślić kontury bajkowej postaci.

― Dlaczego tak rzadko się widzimy? Ty i mama się nie lubicie? 

―Lilly! ― Skarciła ją Lizzy, choć podejrzewałam, że była równie ciekawa.

― To nie tak, że się nie lubimy ― zaczęłam. ― Kocham waszą mamę jest moją córką, wspaniałą kobietą i cudowną matką.

― I aktorką ― wtrąciła młodsza z uśmiechem na twarzy.

― Dokładnie tak ― przyznałam rację. ― I jestem z niej bardzo dumna. Niestety czasami w życiu nie wszystko układa się tak, jakbyśmy tego chcieli.

― Tak było z wami? ― Zapytała starsza.

Skinęłam głową.

― Wiele lat temu miałyśmy sprzeczkę, dość poważną i przez długi czas nie rozmawiałyśmy. W końcu jednak udało nam się porozumieć, ale chyba nie do końca wybaczyłyśmy sobie wypowiedziane wtedy słowa. ― Na kartce, na której powstawał zarys bałwana, pojawiły się niewielkie mokre plamki. Niektóre rozmazały kredkę. Wierzchem dłoni otarłam policzki, tak by dziewczynki tego nie dostrzegły.

― Mam nadzieję, że się pogodzicie i będziemy widziały się częściej. ― Lilly objęła mnie rączkami.

― Najlepiej codziennie ― powiedziała Lizzy, również się przytulając.

Nie powstrzymywałam dłużej łez, pozwoliłam im wypływać jedna po drugiej.

― Opowiesz nam bajkę na dobranoc? ― Zapytała blondyneczka.

― Oczywiście, ale najpierw dokończymy nasze arcydzieła.

Kiedy dziewczynki były wykąpane i przebrane w piżamy, ułożyły się w jednym łóżku i przykryły kołdrą. Patrzyły na mnie wyczekująco, a ja miałam pustkę w głowie. Zupełnie nie wiedziałam, jaką historię im opowiedzieć.

― Dobrze ― uśmiechnęłam się lekko, poprawiając bordowy kardigan. Dziewczynki nadal wpatrywały się we mnie zniecierpliwione. ― Dawno, dawno temu. Za górami...

― Opowiedz coś co wydarzyło się naprawdę ― powiedziała podekscytowana Lizzy, na co Lilly przytaknęła entuzjastycznie. Patrzyłam na nie podejrzliwie, czy o takich szczwanych istotkach mówił mój zięć?

― Nie znam żadnych ciekawych i ekscytujących historii dla małych dziewczynek, ale ― zawiesiłam na chwilę głos. W między czasie wtrąciły, że są już duże potrafią same się ubrać, wiązać buty i zrobić śniadanie. ― Mogę opowiedzieć wam pewną historię, która wydarzyła się naprawdę. ― Uśmiechnęłam się ciepło i zaczęłam opowiadać dziewczynkom historię, która miała miejsce ponad trzydzieści pięć lat temu w niewielkim miasteczku na wschodnim wybrzeżu.

EleanorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz