3. porwanie

400 54 2
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.




MATERIAŁ OKRYWAJĄCY głowę mężczyzny zniknął, rzucony gdzieś daleko w kąt. Jasne światło zaczęło razić go w oczy, więc zaczął mrugać powiekami, starając się przyzwyczaić do jego ostrości. Po chwili zdumienie wypisane na jego twarzy zamieniło się w czyste przerażenie, kiedy zobaczył przed sobą dwie sylwetki. Maniakalnie rozglądał się po bokach, szukając punktu zaczepienia. Jednak po chwili zdał sobie sprawę ze swojego położenia. 

— T-to wy... — wyrzucił z siebie, trzęsąc się ze strachu. Dwójka nastolatków podniosła brwi w zaskoczeniu, wpatrując się w niego z zaciekawieniem. Chuuya jednak zreflektował się, opierając stopę o krzesło i odchylając je do tyłu niebezpiecznie, tak, że zwisało tuż nad przepaścią. 

— Woah, słyszałeś? Jesteśmy sławni — zagwizdał z uznaniem Dazai, uśmiechając się głupio do swojego partnera. Jego ręce ponownie były schowane w gipsie, chociaż zapewne nawet ich nie złamał. Jednak nie dało się ukryć, że dawało mu to odrobinę mniej groźny wydźwięk. 

— Nie wiem, czy to powód do dumy — odpowiedział Nakahara, poruszając dłońmi schowanymi w kieszeniach. Cmoknął językiem z irytacją, po czym wzmocnił nacisk na krzesło, wydobywając z mężczyzny pełen strachu jęk. 

Chuuya nie był zbytnio dumny z tego, co robił. Szczerze mówiąc, nie czuł żadnej przyjemności z torturowania ludzi oraz niszczenia przeciwników. Może czasami, kiedy adrenalina pobudzała jego zmysły, czuł się wolny i żywy, tak jak wilk na wolności, ale tuż po chwili wracał do rzeczywistości i jedynie zaciskał zęby, patrząc na rozlew krwi. Gryzły go wyrzuty sumienia, ale i tak kontynuował swoją drogę w mafii, malując ją czerwienią swoich wrogów. 

W końcu mafia była jego rodziną. Jedyną, jaką posiadał. Jej przeciwnicy byli jego przeciwnikami. Dlatego kiedy otrzymywał rozkaz, aby pozbawić życia parę osób albo zetrzeć z mapy całą organizację, wykonywał go posłusznie, starając się, aby zadanie było wykonane zgodnie z prośbą. Tak by szef był zadowolony. Chuuya, nieważne, jak bardzo czasami czuł się niekomfortowo przez niektóre jego czyny, szanował Mori'ego. 

W przeciwieństwie do Dazai'a był całkowicie posłuszny z własnej woli. Zaś Osamu mimo bycia wolnym wilkiem, to nadal wyczuwał na swojej szyi obrożę i nie mógł się pogodzić z jej egzystencją. Ale mimo wielu prób oraz milionów narzekań, nie był w stanie się jej pozbyć. Chłopak, pomimo młodego wieku, był przerażający. Sam Mori się go obawiał, nawet jeśli miał nad nim niewielką kontrolę. 

— Powiesz nam swoje sekrety, czy mamy wydłubać je za pomocą noża? — zapytał śpiewnym tonem Dazai, posyłając delikatny, odrobinę przerażający, uśmiech swojej ofiarze. Mężczyzna kiwnął głową, zgadzając się na wszystko. — Oh... To było szybkie. Liczyłem na odrobinę zabawy. 

— Błagam, powiem wam wszystko. Wyśpiewam wszelkie sekrety! Tylko nie zabijajcie mnie, proszę! Mam rodzinę, dzieci... — zaczął gadać przerażonym tonem, wpatrując się w dwójkę swoich oprawców, jakby jego błagania miały mu cokolwiek dać. 

— Gdzie zabraliście najnowszą dostawę mafii? — zapytał go Chuuya, krzywiąc się na twarzy. Mężczyzna zbledł na twarzy, otwierając usta, jakby chciał coś powiedzieć. Jednak po chwili ponownie ją zamknął, nie pozwalając słowom wydobyć się z jego gardła. — Hm? Przed chwilą chciałeś nam ładnie wszystko wyśpiewać.

— Ja... Zginę, jeżeli to powiem — wydusił z siebie, spuszczając wzrok na ziemię. Jego ciało trzęsło się niekontrolowanie, a na jego skórze pojawiły się dreszcze. Rudowłosy się mu nie dziwił. Na dworze było cholernie zimno, w szczególności, że znajdowali się na dachu budynku, gdzie wiał porywisty wiatr. 

— Tutaj zginiesz szybciej, niż z rąk tamtych — stwierdził słusznie Dazai, kiedy Chuuya przechylił krzesło tak, że mężczyzna wisiał nad przepaścią, przesunięty tak, że leżał równo z linią dachu. Z jego ust wydobył się pełen przerażenia krzyk, ale po chwili zamienił się w czyste zdziwienie, kiedy nadal był na miejscu. 

Czerwona mgła unosiła się nad jego ciałem, łącząc się z tą, która powstała przy ciele rudowłosego. Nakahara ściągnął brwi, widocznie niezadowolony z tego, co robił. Nie przepadał za długimi dialogami. Wolał szybko wykonać misję i powrócić do siebie, gdzie mógł odpocząć po całym dniu. Tam w spokoju grał sobie w gry i zażywał resztek nastoletniego życia. Pił energetyki, jadł fast-foody i próbował nauczyć się czegoś nowego, korzystając z pożyczonych od Kouyou książek. 

To głównie dzięki niej mógł jakkolwiek zachować resztki poczytalności i skorzystać z uroków normalnego, nastoletniego życia. Mimo tego, że na co dzień jego życie wypełnione było plamiącą jego ręce krwią oraz ciemnością życia dorosłych wypełniającą mu oczy. Był niezwykle wdzięczny kobiecie za to, że mu dawała to, czego mu brakowało. Mimo tego, że nie chciała się do tego przyznać, to polubiła rudowłosego, praktycznie biorąc go pod swoją opiekę. 

Takich luksusów Dazai nie posiadał. Szczerze powiedziawszy, Chuuya nie miał pojęcia, co się stało w życiu bruneta oraz jak wyglądała jego codzienność. W końcu jedyne momenty, jakie dzielili, to były misje, na których i tak kłócili się i przezywali, jak dzieciaki. Tylko okazjonalnie wychodzili gdzieś razem, żałując potem tego, kiedy ich gardło bolało od ciągłych krzyków. Nie znaczyło to jednak, że nie lubili czasami podenerwować siebie nawzajem i spędzić odrobinę czasu. Chociaż w życiu się do tego nie przyznają. 

— Dobrze, dobrze! Już mówię... — rzekł cicho mężczyzna, ściskając mocno powieki ze strachu. Po jego czole spływał pot, a jego ręce ściskały się mocno ze zdenerwowania. Był wyraźnie wytrącony z równowagi. — Wszystko znajduje się w jednym z baraków na krańcach miasta. 

— Gdzie dokładniej? — dopytał brunet, wpatrując się w niego z oczekiwaniem. Dazai lubił gierki umysłowe i im dłużej przeciągały się rozmowy, tym większą miał przewagę. Umysł jego ofiary coraz bardziej się niszczył i łamał, a on dowiadywał się więcej i więcej, nawet nie zadając za dużo pytań. — Mhm, okej. Chuuya, możesz go puścić. 

— C-c-co...? Ale... — rzucił pod nosem mężczyzna, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. Nakahara zerknął w jego stronę, podnosząc jedną brew. Mieli zabrać go do głównej siedziby i wyciągnąć z niego znacznie więcej informacji. Śmierć celu nie wchodziła w plan. 

— O czym ty mówisz? — zapytał go cicho rudowłosy, ale Dazai jedynie uśmiechnął się delikatnie, po czym błyskawicznie wyciągnął rękę z gipsu, po czym położył ją na ramieniu Nakahary. Czerwona mgła zniknęła, pozwalając grawitacji zadziałać. — Poczekaj...!

— Ups... — zaśmiał się Osamu, po czym zacisnął swoje palce na jego ramieniu, obserwując jak krzesło spada w dół wraz z rozdzierającym uszy krzykiem. Dopiero kiedy zapadła cisza, zabrał swoją rękę i odwrócił od zaskoczonego partnera. — Chodźmy. Nie warto marnować czasu na takie błahostki. 

❝EVER SINCE NEW YORK❞ soukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz