𝟑.

1.3K 86 108
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



𝐉𝐄𝐆𝐎 𝐒𝐏𝐎𝐉𝐑𝐙𝐄𝐍𝐈𝐄 było darem. Aby zyskać możliwość złapania go, musiałaś albo bardzo spieprzyć sprawę, albo to on musiał mieć dobry humor. Nie zależało to od ciebie. Błękitne, uzależniające tęczówki z pewnością musiały mu zostać podarowane przez Boga. Chociaż, patrząc na to jeszcze raz, to on sam musiał nim być. A miłość, którą cię obdarzał, była wyjątkowa. Tylko ty ją otrzymywałaś. Tylko ty go tak kochałaś. Tylko on cię tak kochał. 

I chociaż miłość była darem, to zarazem była przekleństwem. Sprawiała, że byłaś zaślepiona i to, co się działo wokół ciebie, odbierałaś inaczej, niż normalnie. Świat wypełniony różami i truskawkami był piękny, ale miał w sobie zgniły środek. Pomimo tego i tak obsypywałaś się jego płatkami i jadłaś jego owoce. Było to uzależniające. Aż tak słodkie, że chciało ci się wymiotować. Jego dotyk był ciepły. Przypominał promienie słońca, muskające twoją twarz. 

— Wychodzę. 

I tak nastawała ciemność. W pokoju nie było już dłużej tego oślepiającego blasku oraz przyjemnej atmosfery. Pomieszczenie wypełniało się cieniem, a wszystkie rolety zostały zasuwane. Nastawała chłodna, ostra zima. Wtedy przypominałaś sobie o tym, jak samotna w rzeczywistości jesteś. Sam na sam leżąc na pustym materacu. Ciągnęło cię do jego ciepła. Jego dłoni, tak przyjemnych w dotyku oraz włosów, lśniących w świetle jakby dosłownie zostały stworzone z boskich rąk.

Potem ciepło wracało. Pokój wypełniał się jego światłem, a twoje serce biło szybko. W błękitnych oczach znajdowało się niebo, a w jasnych dłoniach ziemia. Kształtował ten świat, nadając mu piękna o jego imieniu. A po chwili kiedy kwitnąca wiosna przemijała, lato dawało o sobie znaki, szczypiąc i raniąc pogodą. Słońce stawało się za jasne, a jego promienie krzywdziły twoją skórę. Jednak nie było od niego ucieczki. Pokój był wypełniony jego blaskiem. 

— O czym myślisz? — zapytałoby twoje słońce, oplatając cię swoimi ramionami. 

— O niczym... — mogłabyś z siebie jedynie wydusić, ledwo co łapiąc powietrze. Zignorowałabyś płynące po twoich policzkach łzy i skupiłabyś się na jego dłoniach, przyciskających twoje ciało do jego. 

— Hmpf... O niczym mi nie mówisz — stwierdziłby na twoją odpowiedź, odsuwając się od ciebie z prychnięciem. Powróciłabyś do patrzenia w zamknięte okno, przyglądając się zasłoniętym roletom. 

— Przepraszam. — Nie wiedziałaś, który raz już to mówiłaś. Jednak najwyraźniej słowo straciło na swoim znaczeniu, zbyt wiele razy wymawiane z twoich ust. Dlatego te dłonie kształtujące twój świat, złapały za jego fragmenty i zaczęły je kruszyć. 

Jasne promienie nie chciały padać na krew. Więc kiedy zasłaniałaś usta i nos, próbując powstrzymać krew, słońce zasłaniało się chmurami, ginąc w przedpokoju. W trakcie kiedy znajdowało się na horyzoncie, mogłaś pozbierać wszystkie porozwalane przez niego rzeczy. Skoro te ręce, które tak delikatnie poskładały twoje życie, otarły się z mocą o twoją skórę, chodziło o to, że twoja osoba nie miała swojej roli w życiu na jego ziemi. 

Po tym witałaś je z uśmiechem, podając mu przyszykowany dla niego posiłek. Ale mężczyzna nie był głupi. Właściwie to był bardzo mądry. Wcześniej, specjalnie dla swoich uczniów, urządził wypad na miasto, sponsorując im wszystkim jedzenie. Duma rozpierała twoją duszę, jaśniejąc jak niewielkie słońce. A twoje słońce było niezwykle dobre, skoro dbało tak o swoich uczniów. Bez zbędnych słów zabrałaś jedzenie, odkładając je do lodówki. 

— Za dużo myślisz — rzucił w końcu pewnego dnia, wpatrując się w twoje puste spojrzenie. 

— Tak myślisz?

— Właśnie to powiedziałem. Jesteś głucha czy co? — odparł, ściągając swoje brwi w zniesmaczeniu. Ponownie przeprosiłaś cicho, po czym pozwoliłaś mu położyć dłoń na twoim policzku. — Nadal boli?

— Już nie... — rzekłaś prawie niesłyszalnie pod nosem, chociaż twój opatrzony nos nadal świdrował delikatnym, pulsującym bólem. 

— Nie chciałem cię uderzyć. 

— Wiem. 

— Przepraszam. — Jego słowa wystarczyły, aby w twoich oczach ponownie zagościły niewielkie promyki słońca. Uśmiechnęłaś się delikatnie, opierając swoją głowę na jego dłoni. Te ręce, budujące i zmieniające cały świat, z subtelnością przesuwały się po twojej skórze. Nie mogłabyś być bardziej szczęśliwa. 

❝FAKE HAPPY❞ gojo satoru x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz