𝐓𝐖𝐎𝐉𝐄 𝐔𝐒𝐓𝐀 rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, kiedy dłonią powędrowałaś do czubka głowy, aby przytrzymać na nim słomkowy kapelusz. Chciałaś przymknąć powieki i skupić się na ciepłym, przesiąkniętym słonym zapachem powietrzu, ale widok był tak piękny, że nie mogłaś oderwać od niego wzroku. Podeszłaś do przodu, przesuwając powoli stopami przez piasek, aby po chwili twoje nogi zostały obmyte przez wodę.
Morze wyglądało przepięknie w rzeczywistości. Fale unosiły się subtelnie, zmniejszając się wraz z przybliżaniem się do plaży. Wtedy jedynie opadały na piasek, zmieniając jego barwę. Jasny, żółty piasek zmieniał się w ciemne, brązowe błoto, które łamało się pod twoimi stopami, wciągając cię w ziemię. Nie dbałaś o to, pozwalając mu cię zabrać w spokojne, miękkie płaty świata. Nachyliłaś się nad wodą, przesuwając po jej tafli dłoń.
Przyjemne uczucie.
Była odrobinę chłodna, ale zdążyłaś się już do niej przyzwyczaić. Jednak to nie jej temperatura przykuwała twoją uwagę. Westchnęłaś ciężko, przyglądając się jej barwie. Lśniła w słońcu, przybierając wszelkie odcienie granatów i błękitów. Podniosłaś brwi, przecinając taflę i wsuwając dłoń do środka. Wyciągnęłaś niewielką muszlę, pozwalając kroplom spaść w dół. Zbadałaś ją palcami, przyglądając się jej kolorom.
Podniosłaś ją wyżej, tak aby promienie słońca dotknęły ją i przybrały jeszcze piękniejsze barwy. Zamrugałaś oczami, próbując przyzwyczaić wzrok do intensywności światła. Muszla zacisnęła się w twojej ręce, kiedy twoja twarz skierowała się w stronę jasnej kuli na niebie. Przejechałaś wzorkiem po białych, jasnych chmurach, uśmiechając się delikatnie. Wszystko żyło tak barwnie i jasno, że brakowało ci tchu.
Mruknęłaś z aprobatą.
Przycisnęłaś zaciśniętą dłoń do serca, przyglądając się horyzontowi. Nie widziałaś końca błękitów. Jednak świat nie kończył się na kolorze niebieskim. Zawierał w sobie tyle rzeczy, pięknych i niecodziennych, że morze wydawało się przy nim błahostką. Pomimo tego najbardziej doceniałaś ten widok. Może przez fakt, że dotychczas miałaś inne pojęcie o nim. Może przez to, że inaczej go sobie wyobrażałaś. Ale i tak najbardziej go uwielbiałaś.
Jego przyjemny chłód, delikatne fale, jakimi cię obdarzał oraz niewielkie podarunki. Nawet w postaci małej muszli.
— Oh, Pani [t.n.]... Znowu Pani wyszła i nic nam nie powiedziała... — odezwał się znajomy głos za tobą. Odwróciłaś się od morza, posyłając jej delikatny uśmiech. Wyciągnęłaś w jej stronę rękę, pokazując prezent.
— Wygląda pięknie — stwierdziłaś jedynie, odwracając się ponownie do widoków przed tobą. Dziewczyna westchnęła, opierając dłonie na biodrach. Pokręciła głową, jednak nie zabrała cię z miejsca, pozwalając nacieszyć się krajobrazem.
— Wiem, że wygląda pięknie, ale musi nam o takich rzeczach Pani mówić... Wszyscy zaczęliśmy się martwić...
Zamrugałaś powiekami, skupiając się na jasnym słońcu. Jego promienie były tak ciepłe. Otulały całe twoje ciało, nadając jej zdrowszy, ciemniejszy kolor. Delikatny powiew powietrza ponownie spróbował zabrać ci twój kapelusz, więc aby nie został skradziony, złapałaś go w dwie ręce, wpatrując się w niewielkie róże doczepione do jego boku. Były żywe. Pękały czerwienią, ujawniając swoje płatki dla świata i twoich oczu.
— Słucha mnie Pani...? Eh, jak zawsze w swoim świecie. Proszę się obudzić i mnie posłuchać — jęknęła dziewczyna, łapiąc cię za rękę. Wzdrygnęłaś się nieznacznie, mrugając parę razy oczami skonfundowana. Rozejrzałaś się wokół siebie, aby uspokoić nerwy. Byłaś na plaży. Nie gdzieś indziej. — Oh... Przepraszam.
— Nic się nie stało... Co mówiłaś? — zagadałaś z delikatnym uśmiechem, łagodzącym twoje zdezorientowane rysy twarzy.
— Nieważne już... Pasują Pani czerwone róże — skomplementowała cię, kiedy złapałaś ją za rękę, pozwalając jej odciągnąć cię od morza. Zaśmiałaś się cicho, przesuwając palcami po materiale kapelusza.
— Myślę, że żywe są piękniejsze.
Dziewczyna kiwnęła głową, prowadząc cię na kamienne schodki wzdłuż wzgórza. Pozwoliłaś jej się prowadzić, rozglądając się przy okazji po bokach. Z powiększającym się zielonym murem, zwiększała się też ilość rosnących kwiatów. Po chwili obie weszłyście w labirynt różnorakich roślin o tak wielu kolorach i kształtach, że za każdym razem, kiedy wchodziłaś do środka, znajdywałaś kolejne okazy.
Po krótkim spacerze znalazłyście się przy dużym, jasnym budynku, przy którym chodziło parę osób. Poruszyłaś się niekomfortowo w miejscu, znacznie preferując pozostanie w zielonym labiryncie. Dziewczyna zauważyła twoje zawahanie i kiwnęła głową, wskazując ci jedynie, abyś trzymała się bliżej całej gromady. Zgodziłaś się na jej warunki, przechodząc obok wystaw kwiatowych. Z uśmiechem przyciągałaś do siebie ich pąki, wąchając ich płatki.
— Znowu przesłał pieniądze.
— Ten fundator?
— Mhm. Nie wiem już jak to odbierać... Uznać go za dobroczyńcę czy nadal podejrzewać o bycie kompletnym chamem.
— To nie twoja sprawa...
— Nadal... Zrujnował komuś życie... Nieważne, ile wyda pieniędzy. Jedynie próbuje zakryć fakt, że używał przemocy...
— Przypomnij sobie jego twarz, kiedy przyniósł ją tutaj... Był całkowicie przerażony.
— Ale to on ją sprowadził do tego stanu... Ona się bała zwykłego nieba, rozumiesz?
Przymknęłaś powieki, przysuwając nos do kolejnego kwiata. Czerwona róża pięła się w górę za pomocą zielonych gałęzi, lśniąc w blasku słońca. Uśmiechnęłaś się, wyciągając w jej stronę rękę. Złapałaś za jej podstawę i delikatnie urwałaś roślinę, przyglądając się jej z bliska. Poruszyłaś palcami, czując lekki dyskomfort. Odsunęłaś ją od dłoni, wpatrując się w niewielkie ranki po kolcach. Po tym jedynie wzruszyłaś ramionami, dodając ją do kolekcji na twoim kapeluszu.
Zignorowałaś wszystkie osoby kręcące się wokół i podeszłaś do jednego ze stołów. Otworzyłaś szerzej oczy, wpatrując się w jasną, ceramiczną miskę leżącą z boku. Podniosłaś ją i przyjrzałaś się uważnie jej owocom. Niewielkie, okrągłe truskawki raziły swoją czerwienią, pokazując wszystkie piegi. Zdjęłaś z jej końca zieloną końcówkę i ugryzłaś jej kawałek, przymykając powieki. Od razu rozpłynęłaś się, czując jej słodki smak.
Było znacznie lepsze, niż myślałaś.
Soki owoców rozpłynęły się na twoich wargach, na co westchnęłaś cicho z aprobatą. Sama nie wiedziałaś, czemu tak długo nie chciałaś ich próbować. Nie wiedziałaś, czemu nie chciałaś tego wiedzieć. Na początku nie lubiłaś słońca. W ogóle nie przepadałaś za wychodzeniem na dwór. A jednak teraz chodziłaś z uśmiechem na twarzy, wpatrując się w błękitne niebo pokryte jasnymi chmurami.
Czyli tak wyglądał prawdziwy świat.
Tak wyglądało prawdziwe niebo, słońce i morze.
Tak smakowały truskawki, a ogrody kwitły zielenią.
Róże pęczniały czerwienią, w żadnym stopniu nie przypominając...
W sumie. Nie było to już ważne.
Liczył się fakt, że byłaś szczęśliwa. I wolna.
CZYTASZ
❝FAKE HAPPY❞ gojo satoru x reader
Fanfictie【i've been doing a good job of makin' 'em think i'm quite alright】 ❝𝘫𝘦𝘴𝘵𝘦ś 𝘯𝘪𝘬𝘪𝘮 𝘣𝘦𝘻𝘦 𝘮𝘯𝘪𝘦.❞