~ 4 ~

84 5 27
                                    

Oh Come, Y'All Faithful

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Oh Come, Y'All Faithful

Minęło okrągłe dziesięć godzin od upodlenia się Sama i Deana w barze, a później w monopolu do którego przeniósł ich Castiel. Wyjątkowo jako pierwszy obudził się Dean z charakterystycznym dla porannego kaca mlaskaniem. Niemiłosiernie go suszyło, więc nie zauważył w pierwszej chwili, gdzie leży. Dopiero próbując się podnieść do siadu ogarnął, że całą noc spał powyginany z twarzą przyciśniętą do stołu będącego jednocześnie mapą świata Ludzi Pisma, która ma za zadanie pomagać w polowaniach. Oczywiście, kiedy zostanie wybudzona z uśpienia jak wszystko inne w bunkrze oprócz podstawowych zaklęć i symboli oraz tych nałożonych przez Sama i Deana we własnej osobie. Warknął czując ból w karku i wszędzie gdzie się dało, gdy nagle zerwał się do wcześniej zamierzanego siadu. Nie dość, że miał kaca stulecia, wszystko go bolało to nie pamiętał nic z tego co robił minionej nocy. Mrugnął więc kilka razy, aby przyzwyczaić oczy do światła bunkrowych żarówek. Trochę pomogło kiedy zeskoczył ze stołu i nie miał mroczków przed oczami. Jednak coś było nie tak, bo już po pierwszym kroku potknął się o coś dużego leżącego na podłodze.

— Cholera — mruknął pod nosem widząc, że tym czymś o co się przewrócił był Sam chrapiący jak niedźwiedź.

Obserwował śpiącego w najlepsze brata po czym zdecydował się kopnąć go delikatnie w bok, aby wielkolud się obudził. Zadziałało z tym, że Sam nie dość, że był na totalnym kacu i czuł jeszcze w sobie alkohol, to wybudzony nagle z głębokiego snu z miejsca wycelował do Deana z broni, którą zawsze trzymał schowaną za paskiem.

— Ej, spokojnie chłopie! — krzyknął Dean unosząc ręce do góry. — To tylko ja.

— Dean? — Sam zmarszczył brwi, rozejrzał się do okoła i dopiero wtedy wrócił spojrzeniem do brata. — Pamiętasz coś?

— Nic, a nic — Dean pokręcił głową.

— Ja też — Sam odłożył broń na podłogę obok siebie, by po sekundzie legnąć obok niej. — Pięć minut.

— Nie ma opcji. Jestem alkoholikiem?

— Tak — odparł Sam przewracając się na plecy, aby móc spojrzeć na Deana z pod przymrużonych oczu.

— Aaa! Zła odpowiedź! Jestem jak anioł stróż, stary. Pilnuję, aby ludzie się nie otruli, więc rusz swój wielki tyłek i nie ważne, gdzie wywiało Casa, bierzemy się do roboty. Zrozumiano?!

Sam mruknął jedynie poddając się swojemu zmęczeniu. Dean pokręcił kpiąco głową, ale nie odezwał się, bo też nie miał po co. Chciał jak najszybciej mieć za sobą proces ściągnięcia Natalie do bunkra i uratowanie resztek jej człowieczeństwa. Był zmęczony tym wszystkim. Jak nigdy chciał wrócić do normalnych, standardowych polowań. Patrząc nadal na wpół śpiącego brata wstał z myślą pójścia do kuchni po zimne piwo z lodówki. Jaki miał zawód, gdy w lodówce zamiast zimnego piwa, znalazł koktajl Sama. Na samą myśl o zdrowym jedzeniu i piciu podchodziło Deanowi do gardła, a kiedy je widział, przy każdej lepszej okazji, gdyby mógł, zwymiotowałby. I tak właśnie było. Sam jak palec w kuchni rzucił się biegiem do zlewu. Miał głęboko w poważaniu czy Sam czasem nie zdecydował się wstać i przyjść do kuchni jak on po coś do picia. Wymiotował dalej niż widział nadal nie mogąc uwierzyć, że to wszystko przez królicze żarcie młodszego braciszka.

| Salvation | Supernatural |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz