Rozdział 3

1K 98 7
                                    

Szliśmy spokojnie rozmawiając o totalnych bzdurach, jak minął nam dzień, jak się czujemy i takie tam. Gdzieś tak w połowie drogi, zrobiliśmy przerwę, podczas której zjadłem kanapkę przygotowaną przez moją mamę. Okazało się też, że dała mi dwie, więc drugą wręczyłem chłopakowi.

-Deku, u kogo będziesz mieszkał? - popatrzył na mnie zaciekawiony, i z miałem wrażenie, że w oczach widziałem zazdrość, ale szybko odgoniłem od siebie tą myśl.

-Będę albo mieszkał u mojej babci, co nie za bardzo mi się uśmiech, albo mogę zapytać o pobyt przyjaciółki mojej mamy. - uśmiechnąłem się promiennie

-A jak się ta kobieta nazywa? Mówiłem, że mieszkam w wiosce za lasem, kierujesz się właśnie w jej kierunku. - popatrzył podejrzliwie

-Och to super, znasz może Mitsuki Bakugo? - chłopak wybuchnął śmiechem, a ja popatrzyłem na niego zdziwiony... co jest w tym takiego śmiesznego.

-Oj ty debilu - znów się zaśmiał - Bakugo Katsuki, ty ciołku, to moja matka - otarł łzę śmiechu z kącika oka. Ja za to wyglądałem, jakby chłopakowi co najmniej uszy wyrosły. Widząc to chłopak dotknął czubka głowy, zaśmiałem się lekko na to, a na moją twarz wyszedł rumieniec.

-Izuku... Izuku Midoriya - uśmiechnąłem się nieśmiało. Gdy skończyłem się przedstawiać, Kacchan uśmiechnął się zadziornie i zginając w pasie ujął moją rękę tą swoją i pocałował jej wierzch.

-Miło mi cię poznać, i tak, będziesz mógł zostać na czas nieokreślony u mnie w domu. - zasłoniłem wolą ręką twarz która teraz była cała pokryta szkarłatem.

Po chwili kontynuowaliśmy drogę, która minęła już nam szybko. Po jakimś czasie na horyzoncie mogłem już zobaczyć, piękną wioskę.

-O ja cie... ale tu jest pięknie - przede mną widziałem wiele pięknych domów, po których pięły się zielone bluszcze. Gdzieniegdzie widziałem stojące konie, a w ogródkach, wiele krzaków róż, które zaczynały puszczać pąki. - wiesz gdzie mogę znaleźć moją babcie - popatrzyłem na wpatrzonego we mnie chłopaka.

Ten jak tylko nasze oczy się spotkały, odwrócił głowę w bok i wskazał dom obok nas.

-Tam, ja muszę iść przygotować dla ciebie miejsce - uśmiechnąłem się i pomachałem, odwracając się do wskazanego domu.

Zapukałem do drzwi i stałem chwilę, aż nie usłyszałem kaszlu i ciężkich kroków.

-T-tak? - kobieta o zielono siwych włosach popatrzyła na mnie i zaniemówiła - toż to mój kochany wnuczek, wejdź wejdź kochaniutki. - zdziwiło mnie, że kobieta od razu mnie poznała, ale posłuchałem jej, i pomagając jej dojść do łóżka wszedłem do domu.

-Pomogę ci babci, więc ty dziś już nic nie robisz, zaraz zrobię ci obiad - uśmiechnąłem się miło do kobiety i zniknąłem za drzwiami. Dziwnie się czułem w jej towarzystwie, no cóż nigdy jej nie poznałem, a ona ewidentnie mnie bardzo dobrze zna.

Ruszyłem na obchód domu, i jak już zapoznałem się z rozkładem pokoi poszedłem do kuchni. Zdjąłem płaszcz, i wkładając go do koszyka, położyłem moje przedmioty na stole. Po chwili zabrałem się za pichcenie.

Zajęło mi to około godziny, ale było warto. Ryż z warzywami i mięsem, pachniał idealnie. Nagle usłyszałem kroki, i podszedłem szybko do starszej kobiety, i pomogłem jej usiąść do stołu, po chwili siadając naprzeciwko niej.

Obiadokolacja, nie zauważyłem jak późno tu doszedł, więc słońce zachodziło już za horyzont, przebiegła bardzo spokojnie. Powiedziałem babci, że będę się nią opiekować, ale spać będę u kolegi. Zgodziła się, i powiedziała, że nie muszę być z nią dwadzieścia cztery na dobę.

-Nie musisz ze mną być cały czas, spędź czas z tym swoim kolegą - zaśmiała się cicho, a ja lekko zarumieniłem

-Dobrze, ale jakbyś czegoś potrzebowała, to powiedz - uśmiechnąłem się i po chwili pomogłem kobiecie dojść do łóżka.

Wróciłem do jadalni i posprzątałem po posiłku, i zakładając ponownie płaszcz wyszedłem na zewnątrz.

Poszedłem na spacer, rześki wiatr owiewał moją twarz, powodując u mnie lekkie ciarki. Nagle usłyszałem warczenie zza drzew koło których przechodziłem. Stanąłem jak wryty i obróciłem się w tym kierunku. Stał tam wielki czerwony wilk, szczerzący kły w moją stronę, a obok niego lekko mniejszy żółty wilk z piorunem na sierści.

Cofnąłem się o kilka kroków, i stanąłem patrząc się jak wilk zbliża się do mnie wąchając. Nagle przestał warczeć i popatrzył na mnie z zaciekawieniem i usiadł, a tuż obok niego ten drugi. Patrzyłem na wilki z zapartym tchem, balem się, ale nie czułem od zwierząt zagrożenia.

Po chwili usłyszałem wołający mnie głos Kacchana, który po chwili pojawił się koło mnie. Stanął pomiędzy mną a wilkami i odgonił je. O dziwo, te nie zaatakowały, a odbiegły w sobie tylko znanym kierunku.-C-co to było? Jak one cię posłuchały? - lekko się jąkałem, bo ciągle słyszałem ten niskie warczenie wilka.

-Już wszystko dobrze, a teraz choć do mnie. A jeśli chodzi o wilki... to po prostu często się tu kręcą, ale nigdy nie atakują. Nie musisz się bać. - chłopak przytulił mnie do siebie, a ja zarumieniłem się czując cynamonowy zapach chłopaka.

-T-tak... - wtuliłem się mocniej w mojego wybawiciela.

Czerwony Kapturek // BakuDeku // Kiara_Chan [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz