Rozdział 3

542 46 6
                                    

Wstrzymałam oddech i jedyne co do mnie docierało to dźwięk uderzeń własnego serca. Nie wierzyłam, nie chciałam wierzyć w to co przekazała mi siostra. Łudziłam się, że to kłamstwo, żebym nie chciała się z nim więcej spotykać, a jednak czerwone od płaczu oczy Mai zdradzały prawdę.
Moje wargi zaczynały drżeć, a ja wybuchłam płaczem, Majka wtuliła mnie w swoje ciało i lekko kołysała, ale ja nie umiałam się uspokoić, to była najgorsza rzecz jaka mogła mnie spotkać. Już druga osoba straciła przeze mnie życie, teraz kolej na mnie, nie będę umiała żyć ze świadomością, że jestem mordercą, to ponad moje siły.
-Kto ci o tym powiedział?- szepnęłam.
-Pani Sofia- Maja odwróciła się lekko spoglądając na drzwi- jakiś jego znajomy znalazł go w jego domu.
-Zakatowali go- szlochałam wspominając ostatni obraz jaki pamiętałam z tamtego dnia- i za co? Bo mi pomógł?
-Kochanie, nawet nie wiesz jak mi przykro- ułożyła mnie delikatnie na kocu i okryła- będę zaglądać jak ich nie będzie.
-Nie rób tego- pokręciłam głową- Maja uciekaj stąd póki możesz.
Widziałam jak zaciska szczęki powstrzymując płacz i doskonale wiedziałam, że tego nie zrobi, dokładnie jak ja. Cicho wyszła z komórki, a ja do rana wracałam wspomnieniami do Pawła, do jego delikatnego dotyku, do ciepłego oddechu, który zostawiał na mojej szyi. Do ślicznych, ciemnych oczu, które mrużył kiedy mnie słuchał. Płakałam co chwilę nie potrafiąc opanować wzruszenia i żalu jaki miałam do całego świata, a przede wszystkim do siebie samej.
Nie wiem, która była godzina kiedy się obudziłam, ale z pewnością było po południu, głowa wciąż bardzo mnie bolała, a rany na skórze nie pozwalały mi spokojnie ani leżeć, ani siedzieć. Jak dotąd nikt do mnie nie przychodził, a to nie było normalne, wiedziałam, że ojciec tak łatwo mi nie odpuści i prędzej czy później znów dostanę parę razy za to co zrobiłam. Tym razem sama tego chciałam, powinnam odpokutować śmierć niewinnego człowieka. Słyszałam głosy na podwórku jak ojciec krzyczał na Maję, ale nie byłam w stanie podnieść się z pryczy, oprócz niemiłosiernego bólu byłam bardzo głodna. Dopiero w nocy drzwi komórki skrzypnęły i zobaczyłam w nich siostrę z niedużą miską w rękach.
-Ojciec kazał przynieść ci jedzenie- mruknęła, ale uciekała wzrokiem.
-Nie kłam, wiem, że to ty sama- mruknęłam trochę zła, a trochę rozżalona- spójrz na mnie.
Maja chwilę siedziała bokiem do mnie, w końcu odwróciła twarz, a ja dostrzegłam zadrapanie na jej opalonym, lekko piegowatym policzku.
-Który to?- spytałam nadzwyczajnie spokojnie co mnie samą zaskoczyło.
-Denis- szepnęła ocierając łzę.
-Za co?
Nie odpowiedziała, wzruszyła ramionami i podała mi naczynie z zupą. Zaczęłam łapczywie jeść nie zwracając uwagi na siostrę, po kilku łyżkach zwolniłam tempo i znów spojrzałam na Maję, czułam, że jest coś jeszcze, ale nie chciałam w to wchodzić, wiedziałam, że siostra też obwinia mnie o wszystko co dzieje się w naszym domu, więc jakiekolwiek szukanie w niej wsparcia nie miało sensu. Zresztą było mi wszystko jedno co działo się wokół mnie. Kiedy skończyłam jeść Majka bez słowa zabrała ode mnie miskę i podeszła do drzwi, w ostatnim momencie odwróciła do mnie twarz i spojrzała pod nogi.
-To co się stało z tym chłopakiem…- zawiesiła głos, a mnie samo wspomnienie Pawła bardzo bolało- to moja wina. Przepraszam- westchnęła, a ja zesztywniałam z przerażenia.
Patrzyłam w jej ciemne oczy i nie wiedziałam co zrobić, to nie działo się naprawdę.
-Majuś co ty mówisz?- pytałam drżącym głosem, bo czułam się jeszcze gorzej niż przed chwilą.
Dziewczyna podbiegła do mnie i klęknęła tuż przy moim łóżku, w sekundę zalana była łzami, a ja płakałam razem z nią.
-Widziałam jak wynosił cię z domu- nie przestawała szlochać- potem ojciec wpadł wściekły i cię szukał. Milczałam, bo chciałam cię chronić i spodziewałam się, że zaraz wrócisz do domu, ale jak nie wróciłaś na noc to wiedziałam, że wyrwałaś się z tego koszmaru, a ja będę tu tkwić- zaczynała krzyczeć, a ja wstrzymałam powietrze czekając co dalej- Tak bardzo ci zazdrościłam…
Jej szept dudnił mi w głowie, a ja nie umiałam zareagować.
-I co było dalej?- spytałam choć bałam się słuchać odpowiedzi.
-To ja podpowiedziałam ojcu gdzie ma cię szukać- szepnęła odwracając wzrok- wiedziałam, że będzie awantura, i że cię stamtąd przyciągnie siłą, ale nie sądziłam, że jest zdolny zabić. Wybacz mi…
Patrzyłam w jej zapłakane oczy i niczego nie czułam, pierwszy raz w życiu byłam tak obojętna na jej łzy, to nie była jej wina, a jednak miałam do niej żal, nie umiałam jej tego ani wybaczyć, ani zrozumieć. W jednej sekundzie dotarło do mnie, że nawet dla niej jestem tylko popychadłem i nic nie znaczącym śmieciem. Mój świat się zawalił, wierzyłam, że chociaż ona będzie moim wsparciem, ale przeliczyłam się.
-Idź już- szepnęłam i z cichym jękiem przekręciłam się na bok plecami do niej.
Czułam jej wzrok na sobie, ale nie reagowałam, nie potrafiłam się przełamać. Po kilku minutach usłyszałam jak wstaje z podłogi i wychodzi. Dopiero teraz mogłam dać upust emocjom i się rozpłakałam. Chciałam stamtąd uciec, schować się gdzieś i spokojnie umrzeć, ale miałam zbyt mało siły, żeby wyjść nawet poza własne podwórko nie mówiąc już o jakiejkolwiek ucieczce.
Poranek był dla mnie zaskoczeniem, co prawda nie wiem kto wszystko przygotował i kiedy, ale zanim otworzyłam oczy poczułam zapach jedzenia, poderwałam się z bólem i spojrzałam na kilka kanapek ułożonych na desce. Obok stała szklanka z herbatą, a kawałek dalej na podłodze była miednica z wodą, a obok ręcznik i kostka mydła. Mimo wszystko uśmiechnęłam się na ten widok, najwyraźniej komuś jeszcze zależało na tym, żebym nie zdechła z głodu. Zanim się umyłam pochłonęłam szybko wszystkie kanapki i popiłam gorzką herbatą, która dziś wyjątkowo mi smakowała. Po śniadaniu podniosłam się z łóżka i wolnym krokiem podeszłam do miski z wodą, była jeszcze ciepła, więc ktoś ją tu wstawił nie tak dawno, nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo, nabrałam  wodę w dłonie i umyłam obolałą twarz, poczułam ulgę zmywając z siebie resztki zaschniętej krwi i kurz. Powoli zdjęłam z siebie bluzkę, która okropnie drapała rany na plecach i ostrożnie umyłam ręce, dekolt i brzuch, o umyciu pleców nie miałam co marzyć. Okryłam się ręcznikiem i zanurzyłam stopy w misce, wciąż były opuchnięte, ale dawałam radę zrobić kilka kroków. Wciąż byłam bardzo słaba, chciałam podnieść się z podłogi, ale nie dałam już rady, nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami, a w uszach słyszałam nieprzyjemny pisk. Chyba odpłynęłam, bo pamiętam tylko wpatrzone we mnie ciemne oczy mojego zmarłego wybawcy. Uśmiechał się do mnie tak samo łagodnie jak wtedy kiedy u niego byłam, jego zmrużone powieki wciąż tak samo kojąco na mnie działały, a oddech wręcz czułam na skórze, wziął mnie na ręce i przełożył na moją pryczę, nie chciałam go tracić, wyciągnęłam bezsilnie dłoń, żeby móc go objąć, ale okrył mnie kocem i rozpłynął się w powietrzu. Nie chciałam się budzić, chciałam zasnąć na zawsze, żeby móc być przy nim, czy ja się w nim zakochałam? To możliwe po jednym dniu znajomości? Czy to zwykła wdzięczność i wyrzuty sumienia, że zginął przeze mnie? Nie ważne, ważne, że pojawiał się przy mnie choćby jako przywidzenie i senne marzenie.
Kiedy się obudziłam poczułam na sobie palący wzrok pełen nienawiści, to był ojciec i niestety to nie był sen, już wiedziałam jak jego wizyta się skończy. Poderwałam się na łóżku i skuliłam obejmując nogi rekami, każda część mojego zbolałego ciała zaczynała powoli dygotać, a każda minuta czekania na karę dłużyła się w nieskończoność.
-Mówiłem, że nie będę tolerował kurewstwa- warknął, ale nie podszedł bliżej, wciąż stał oparty o ścianę- nie posłuchałaś i poniesiesz tego konsekwencje.
Nie odpowiedziałam, wiedziałam doskonale, że ani nie czeka na moją odpowiedź, ani się z nią nie liczy.
-Powinienem cię zatłuc jak tego twojego kochasia- na samo wspomnienie Pawła łzy napłynęły mi do oczu, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać- zszargałaś dobre imię naszej rodziny! Nigdy nie było w naszej rodzinie dziwek, ale ty to zmieniłaś, Maja pewnie męża też już nie znajdzie! Wszystko przez ciebie suko!
Wiedziałam, że tak się to skończy, podbiegł do mnie i uderzył mnie w twarz, skóra paliła mnie jak ogniem, ale było mi to obojętne, mógł mnie teraz zabić, a ja pierwszy raz byłabym mu za to wdzięczna. Podniosłam na niego wzrok i w myślach błagałam, żeby skrócił moje cierpienia i po prostu pozbawił mnie życia. Tego jednego teraz pragnęłam, ojciec z obrzydzeniem na mnie patrzył, ale nie powtórzył ciosu, wyszedł trzaskając za sobą drzwiami i przekręcając klucz w zamku. Opadłam bez siły na materac i wtuliłam się w koc, długo płakałam zanim znów zasnęłam, ale tym razem nikt nie pojawił się w moim śnie.
Dni mijały mi nadzwyczajnie spokojnie i bezboleśnie, ojciec już do mnie nie przychodził, zresztą nikt tego nie robił. Co dzień rano znajdywałam przy łóżku kilka kanapek, a wieczorem  miskę zupy pod drzwiami. Nie wiem kto mi to przynosił i kiedy, bo ile razy nie starałabym się pilnować drzwi, tyle razy jedzenie pojawiało się niepostrzeżenie. Domyślałam się, że to moja siostra, ale wciąż nie umiałabym spojrzeć jej bez żalu w oczy.
Moje rany zaczynały się powoli goić, a siniaki przybrały już zielonożółty odcień. W sumie odkąd byłam zamknięta żyło mi się lepiej, dawno tyle nie jadłam i nie spałam, w zasadzie to nawet nie wiedziałam ile czasu jestem zamknięta, bo wciąż leżałam na łóżku, z toalety korzystałam w nocy kiedy wszyscy spali, bo nie chciałam narażać się na spotkanie ojca lub braci.
Patrzyłam na świat przez szpary między deskami ścian i przez maleńkie okienko pod sufitem. Maja zamiast mnie zajmowała się teraz domem, ogródkiem i kaczkami. Było mi jej żal, bo nigdy tak ciężko nie pracowała i na pewno była już bardzo zmęczona, a ja siedziałam zamknięta i nie mogłam jej pomóc. Mogłam już pracować, dobrze się czułam i spokojnie mogłam wrócić do swoich obowiązków, jednak nikt nie chciał mnie wypuścić.
Kolejny dzień przyniósł zmiany, o świcie przyszła moja siostra i nie patrząc mi w oczy stanęła obok mnie.
-Ojciec cię woła- mruknęła i od razu wyszła.
Pięknie, znów się zacznie, szybko się ogarnęłam i wyszłam na dwór, mimo bardzo wczesnej pory było ciepło, głęboko zaciągnęłam świeże powietrze i rozkoszowałam się śpiewem ptaków. Głośne chrząknięcie Mai mnie ocknęło i przypomniałam sobie o ojcu. Kiedy weszłam do kuchni ojciec siedział przy stole z kubkiem kawy i nawet na mnie nie patrzył. Stałam przed nim jak skazaniec czekający na egzekucję i milczałam.
-Nie będę przypominał jaką hańbą okryłaś nasze nazwisko- warknął- i nie obchodzi mnie co dalej się z tobą stanie.
Nie bardzo go rozumiałam, ale iskierka nadziei pojawiła się w moim sercu na myśl, że wyrzuci mnie z domu, a to oznaczałoby wolność.
-Wśród ludzi i tak jesteśmy już skończoną patologią i nie da się tego naprawić- mówił bez emocji i nadal na mnie nie patrzył- jednak będę litościwym ojcem, chociaż suko na to nie zasługujesz- podniósł lekko głos, ale szybko odpuścił- i nie dam zginąć ci z głodu.
To było dla mnie coś nowego, nie zgadzałam się z nim, bo nie uważałam, że zrobiłam coś złego, ale ciekawiło mnie co zamierza dalej zrobić.
-Maja!- krzyknął tak głośno, że aż podskoczyłam, a w ciągu sekundy siostra stała już obok niego- daj tej kurwie swoje najlepsze ubrania i buty.
-Ojcze…- szepnęła prawie płacząc i od razu dostała w twarz.
-Powiedziałem coś! Spakuj kilka najlepszych ubrań i ogarnij ją jakoś, żeby nie wyglądała jak ostatni łach! Za godzinę ma być gotowa!- warknął i uderzył dłonią w stół.
-Tak- Maja szepnęła pochylając głowę i obie czekałyśmy, aż ojciec wyjdzie.
Kiedy znalazłyśmy się w pokoju siostra patrzyła na mnie z żalem i chyba z zazdrością, a ja nadal nie wiedziałam o co chodzi.
-Sama się pakuj- warknęła rzucając mi małą torbę podróżną.
-Maja co tu się dzieje do cholery?- nie miałam już siły na tę niepewność.
-Wyrażaj się gówniaro!- patrzyła na mnie ze łzami w oczach- puściłaś się z tym gościem i dostajesz jeszcze za to nagrodę.
-Z nikim się nie puściłam, uwierz mi- płakałam- jaką nagrodę?
-Wyrwiesz się z tego gówna, a ja zostanę tu za ciebie!
-Skąd wiesz co mnie czeka?
-Nie wiem!- krzyknęła i spojrzała na drzwi- a będzie ci gdzieś gorzej niż tutaj? Zastanów się! Gdzie byś nie trafiła to na pewno będzie ci lepiej…
Miała trochę racji, ale co miałam zrobić, upychałam w torbie rzeczy, które mi podawała i po niecałej godzinie ubrana w jasno niebieską spódnicę sięgająca do kostek i czerwoną bluzkę z długim rękawem byłam gotowa do wyjścia nie wiadomo dokąd.
Ojciec czekał już na mnie przed domem, bez słowa zmierzył mnie wzrokiem i pokręcił z niesmakiem głową, nie wiem czego się spodziewał, ale starałam się wyglądać jak najlepiej. Wsiadłam do auta i poczułam się wyjątkowo, bo pierwszy raz nim jechałam, do tej pory nawet zbliżyć się do niego nie mogłam. To nie był nowy samochód, ale na nasze warunki to i tak był całkiem niezły. Siedziałam z tyłu i nawet się nie rozglądałam, czekałam dokąd dojedziemy, miałam nadzieję, że odda mnie do jakiejś szkoły, chciałam się uczyć. Kiedy się zatrzymaliśmy od razu wysiadłam i chwyciłam swoją torbę, nie znałam tego miejsca, szłam za ojcem między ludźmi i z każdym krokiem bałam się bardziej, pierwszy raz widziałam takie tłumy, miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i widzą we mnie morderczynię, dygotałam w środku czując, że zaraz się rozpłaczę. Nagle ojciec szarpnął mnie za rękaw i pociągnął do niewielkiego budynku, w środku stało kilka krzeseł, a na kilku z nich siedzieli mężczyźni i kobiety. Wszyscy odwrócili się w moją stronę, a z drugiej strony sali podszedł do nas wysoki, dobrze zbudowany chłopak, przestraszyłam się na jego widok, bo wyglądał dość groźnie, minął mnie i od razu odciągnął ojca na bok. Nie słyszałam ich rozmowy, ale co chwilę któryś z nich na mnie spoglądał. Stałam jak kołek na środku sali, a po chwili kilku starych facetów podeszło do mnie i zaczęli mnie oglądać jakbym była na sprzedaż, starałam się od nich odsunąć, ale nie pozwalali mi na to i zaczynali obmacywać, łzy leciały mi z oczu i kiedy traciłam nadzieję na ratunek za moimi plecami rozległ się niski, lekko ochrypnięty głos.
-Łapy przy sobie panowie bo odstrzelę!
Obejrzałam się za siebie i wbiłam wzrok w zielone oczy chłopaka, z którym przed chwilą gadał ojciec.
-Igor, no co ty- jeden z facetów obleśnie się zaśmiał i wyciągnął do mnie rękę.
Chłopak bez zastanowienia wyciągnął pistolet i przystawił facetowi do głowy, a ja zacisnęłam powieki nie chcąc na to patrzeć.
-Powiedziałem łapy!- warknął groźnie- jest moja.
Zamarłam, co on powiedział? Otworzyłam oczy i spojrzałam niepewnie na chłopaka, a potem na ojca, który trzymał w ręce plik pieniędzy. Po chwili podniósł na mnie swój pełen pogardy wzrok.
-Sprzedałem cię, przynajmniej taki pożytek z ciebie będzie- mruknął od niechcenia, a ja poczułam jak ktoś chwyta mnie za łokieć i ciągnie za sobą, ale nie odwracałam wzroku od ojca, który wciąż stał w tym samym miejscu i liczył pieniądze.

Kiedyś ucieknę  [ WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz